Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szpital. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szpital. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 lutego 2016

Kontrola Biura Rzecznika Praw Pacjenta

Zapraszając Państwa na Konferencję przedstawiamy poniżej tekst na temat działań Biura Rzecznika Praw Pacjenta - Kontrola w podmiotach medycznych, która odbędzie się w dniach 25-26 lutego 2016 r. w Bydgoszczy.  ,
 
Rzecznik Praw Pacjenta jest centralnym organem administracji rządowej właściwym w sprawach ochrony praw pacjentów określonych w ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Rzecznik wykonuje swoje zadania przy pomocy Biura Rzecznika Praw Pacjenta.

2 października 2009 Prezes Rady Ministrów powołał na stanowisko Rzecznika Praw Pacjenta Panią Krystynę Barbarę Kozłowską.

Do zakresu działania Rzecznika należy:
  • prowadzenie postępowań w sprawach praktyk naruszających zbiorowe prawa pacjentów;
  • w sprawach cywilnych wykonywanie zadań określonych w art. 55;
  • opracowywanie i przedkładanie Radzie Ministrów projektów aktów prawnych dotyczących ochrony praw pacjenta;
  • występowanie do właściwych organów z wnioskami o podjęcie inicjatywy ustawodawczej bądź o wydanie lub zmianę aktów prawnych w zakresie ochrony praw pacjenta;
  • opracowywanie i wydawanie publikacji oraz programów edukacyjnych popularyzujących wiedzę o ochronie praw pacjenta;
  • współpraca z organami władzy publicznej w celu zapewnienia pacjentom przestrzegania ich praw, w szczególności z ministrem właściwym do spraw zdrowia;
  • przedstawianie właściwym organom władzy publicznej, organizacjom i instytucjom oraz samorządom zawodów medycznych ocen i wniosków zmierzających do zapewnienia skutecznej ochrony praw pacjenta;
  • współpraca z organizacjami pozarządowymi, społecznymi i zawodowymi, do których celów statutowych należy ochrona praw pacjenta;
  • analiza skarg pacjentów w celu określenia zagrożeń i obszarów w systemie ochrony zdrowia wymagających naprawy;
  • wykonywanie innych zadań określonych w przepisach prawa lub zleconych przez Prezesa Rady Ministrów.
Podczas szkolenie uczestnikom zostaną przekazane informacje na temat sposobu prowadzenia kontroli przez Biuro Praw Pacjenta w tym tak ważne zagadnienia jak :
- jakie dokumentacje należy przedstawić osobą kontrolującym
- do jakich pomieszczeń mają wstęp pracownicy Biura Rzecznika Praw Pacjenta
- czy osoby kontrolujące mogą wykonywać fotografie w placówce kontrolowanej
- co zawiera protokół pokontrolny i jak można się od niego odwołać
- co placówce może grozić za naruszenie praw pacjenta
Dzięki szkoleniu „Kontrola Biura Rzecznika Praw Pacjenta” uzyskają Państwo praktyczną wiedze dotyczącą sposobu przeprowadzenia kontroli oraz trybu postępowania wyjaśniającego prowadzonego przez Biuro.
Szkolenie ma za zadanie przedstawienie Państwu najczęstszych powodów kontroli placówek oraz możliwe wyniki zbadania sprawy na miejscu.
Przekazane zostaną Państwu informacje na temat funkcjonowania Biuro Rzecznika Praw Pacjenta i jakie kwestie osoby kontrolujące najczęściej sprawdzają.

Dariusz Rutkowski

czwartek, 10 lipca 2014

Złożono akt oskarżenia przeciwko lekarce odbierającej poród córek Bartłomieja Bonka

Akt oskarżenia przeciwko lekarce odbierającej poród córek Bartłomieja Bonka – polskiego sztangisty, brązowego medalisty igrzysk olimpijskich w Londynie.

Prokuratura Rejonowa w Opolu skierowała właśnie do Sądu Rejonowego akt oskarżenia przeciwko Hannie Ż – lekarce prowadzącej poród córek Bartłomieja Bonka. Hanna Ż. została oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci, tj o czyn stypizowany w art. 155 kodeksu karnego zagrożony karą pozbawienia wolności do lat 5 (Kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5). Oskarżona nie przyznaje się do winy.
Akt oskarżenia nie został skierowany przeciwko Ordynatorowi szpitala. Jak stwierdziła w piątek 4 lipca 2014 r. Lidia Sieradzka - rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Opolu "w śledztwie nie znaleziono podstaw do przedstawienia zarzutów innej osobie z personelu szpitala".
Tragedia Bonków rozegrała się pod koniec 2012 roku, kiedy to do szpitala przyjechała żona olimpijczyka. Lekarze pomimo przeciwwskazań podjęli decyzję o tym, że kobieta będzie rodzić bliźniaczki siłami natury. Zdaniem olimpijczyka i jego żony lekarze z Wojewódzkiego Specjalistycznego Zespołu Matki i Dziecka w Opolu popełnili wiele błędów. Pierwsza z córek – Maja – urodziła się bez problemu, druga – Julia – po ponad 45 minutach z niedotlenieniem mózgu i dostała zaledwie 1 punkt w oceniającej stan zdrowia noworodka 10-punktowej skali Apgar, które wykonuje się tuż po porodzie. Dziewczynka zmarła na początku 2014 r. po 15 miesięcznej walce o życie.
Powołana po porodzie przez szpital wewnętrzna komisja uznała, że prowadzący poród lekarze popełnili błędy polegające m.in. na niepodjęciu decyzji o cesarskim cięciu. Dyrekcja szpitala złożyła w tej sprawie doniesienie do prokuratury, a dwóch lekarzy straciło stanowiska.
O decyzji o zakończeniu śledztwa złożeniem aktu oskarżenia do sądu przesądziła opinia biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, bardzo niekorzystna dla zespołu odbierającego poród. Biegli zaznaczyli, że: "kontynuowanie przez 45 minut drugiego porodu, bez wskazań wynikających z zapisu KTG, że stan dziecka jest dobry, było postępowaniem nieprawidłowym i niezgodnym z zasadami postępowania położniczego". Biegli podkreślili również, że podczas porodu zespół rejestrował jedynie akcję serca dziecka, bez akcji skurczowej macicy rodzącej – a badanie było wykonane jedynie "dla stworzenia pozoru realizacji wymogu prowadzenia stałego zapisu KTG". Ponadto, zdaniem lekarzy "brak jasnych informacji, co do stanu dziecka i ich bezpieczeństwa powinien być wystarczającym powodem do tego, by zdecydować o porodzie przez cesarskie cięcie".
Cały zebrany w sprawie materiał dowodowy, w tym opinia biegłych, którzy wskazali na wyraźny związek pomiędzy śmiercią dziecka, a nieprawidłowo prowadzonym porodem, oraz ustalenia śledczych, iż lekarka nie podjęła wszelkich możliwych czynności diagnostycznych (np. drugiego badania USG), a prowadzone przez nią czynności były niewystarczające, doprowadziły do tego, że prokuratura uznała za zasadne wnieść akt oskarżenia przeciwko Hannie Z uznając, że jej zachowanie charakteryzowało się rażącym niedbalstwem.
Należy zaznaczyć, że równolegle w Sądzie Okręgowym w Opolu toczy się postępowanie cywilne w niniejszej sprawie. Rodzice zmarłej córki wnoszą o 2 miliony złotych tytułem odszkodowania za śmierć córki.



Aplikant radcowski
Mateusz Kończal

środa, 14 maja 2014

Dyspozytor medyczny – podstawa prawna funkcjonowania i odpowiedzialność

W związku z wielkim rozgłosem dotyczącym zeszłotygodniowego wypadku na autostradzie S8 i całej nagonki medialnej na dyspozytorów medycznych i procedur, na podstawie których wykonują oni swoje obowiązki warto przyjrzeć się temu tematowi nieco bliżej.
W pierwszej kolejności należy wskazać, że podstawą funkcjonowania tej grupy zawodowej jest ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym (Dz. U.2013 poz. 757) zwana dalej  ustawa o PRM. Zgodnie z art. 26 tej ustawy dyspozytorem może zostać osoba, która:
1) posiada pełną zdolność do czynności prawnych;
2) posiada wykształcenie wymagane dla lekarza systemu, pielęgniarki systemu lub ratownika medycznego;
3) przez okres co najmniej 5 lat była zatrudniona przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych w pogotowiu ratunkowym, szpitalnym oddziale ratunkowym, oddziale anestezjologii i intensywnej terapii lub w izbie przyjęć szpitala.
Lekarzem systemu jest to lekarz posiadający tytuł specjalisty w dziedzinie medycyny ratunkowej albo lekarz, który ukończył co najmniej drugi rok specjalizacji w tej dziedzinie. Z kolei pielęgniarka systemu  jest pielęgniarką posiadającą tytuł specjalisty lub specjalizującą się w dziedzinie pielęgniarstwa ratunkowego, anestezjologii i intensywnej opieki, chirurgii, kardiologii, pediatrii, a także pielęgniarkę posiadającą ukończony kurs kwalifikacyjny w dziedzinie pielęgniarstwa ratunkowego, anestezjologii i intensywnej opieki, chirurgii, kardiologii, pediatrii oraz posiadającą co najmniej 3-letni staż pracy w oddziałach tych specjalności, oddziałach pomocy doraźnej, izbach przyjęć lub pogotowiu ratunkowym;
Dyspozytor medyczny ma ustawowy obowiązek podnoszenia kwalifikacji zawodowych. Jak wiadomo z kolei do obowiązków dyspozytora należy m. in. przyjmowanie zawiadomień o zdarzeniach i ewentualne przesyłanie na miejsca zdarzeń jednostek ratowniczych.
Dyspozytorzy medyczni są obarczeni bardzo dużą odpowiedzialnością. Często zdarza się, że dyspozytor medyczny dysponuje jednostką ratowniczą na liczbę mieszkańców oscylującą od kilku do kilkudziesięciu tysięcy. Często stoją przed wyborem do jakiego zdarzenia w pierwszej kolejności wysłać zespół. Nieczęsto zdarza się, że kilka wypadków ma taką samą rangę „pilności”.
Należy przy tym pamiętać, że osoby dzwoniące na pogotowie zazwyczaj wpływem emocji bardzo często wyolbrzymiają zagrożenie lub dla własnej wygody „wymuszają” wysłanie karetki. W związku z tym praca dyspozytora jest bardzo odpowiedzialna i obarczona dużym stresem.
Ponadto zgodnie z ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym dyspozytor jest również zobowiązany do prowadzenia szczegółowej dokumentacji na podstawie przepisów ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Są  oni również objęci tajemnicą zawodową. Ważnym aspektem wynikającym z przepisów ustawy o PRM jest fakt, że obowiązki dyspozytora stanowią udzielanie świadczeń zdrowotnych w rozumieniu art. 2 ust. 1 pkt. 10 ustawy o działalności leczniczej. W związku z powyższym ich odpowiedzialność za działania w ramach wykonywania swoich obowiązków jest niemalże taka sama jak lekarzy, mimo że w rzeczywistości nie podejmują bezpośrednio działań leczniczych.
Odpowiedzialność dyspozytora można zatem podzielić na odpowiedzialność dyscyplinarną, cywilną i karną. Dyspozytor w przypadku popełnienia błędu, którego wynikiem będzie uszczerbek na zdrowiu może w związku z tym ponosić odpowiedzialność cywilną na podstawie zasad zawartych w kodeksie cywilnym w zależności od szkody jaką dana osoba poniosła, winy i związku przyczynowego między jego działaniem a wyrządzoną szkodą (materialną bądź też nie).
W przypadku odpowiedzialności karnej to dyspozytor może odpowiadać za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (art. 156 k.k.), inne naruszenie czynności narządu ciała lub rozstroju zdrowia (art. 157 k.k.) lub nawet nieumyślne spowodowanie śmierci (art. 157 k.k.).
W związku z tragicznymi wydarzeniami z zeszłego tygodnia należy zauważyć, że postępowania wszczęte już przez Prokuraturę oraz Ministra Zdrowia w związku z odpowiedzialnością dyspozytorów nie będą wcale jasne i jednoznaczne. Niedawno wprowadzono nowe systemy instruktażowe dla dyspozytorów, które miały pomóc i wyeliminować błędy popełniane przez dyspozytorów. Okazało się, że nawet najlepszy system, opracowany przez specjalistów z danej dziedziny może się nie sprawdzić w przypadkach ekstremalnych. Należy bowiem zauważyć, że dostrzeżone problemy wynikały przede wszystkim z faktu, że poszkodowani w zeszłotygodniowym wypadku łączyli się z dyspozytorami jednostek znajdujących się w dwóch województwach: mazowieckim i łódzkim. Być może zatem udoskonalony system działa dobrze, gdy zdarzeniem zajmuje się zespół tylko z jednego województwa. Należy też pamiętać, że postępowania obejmą także ocenę podjętych działań przez lekarzy koordynatorów ratownictwa medycznego, gdyż według przepisów ustawy o PRM, w przypadku potrzeby wysłania zespołu ratowniczego spoza rejonu operacyjnego, dyspozytor medyczny powiadamia o tym fakcie lekarza koordynatora ratownictwa medycznego. Koordynator w takich przypadkach ma również wpływ na podjęte działania i przebieg akcji ratunkowej.
Jak widać wprowadzone zmiany nie pozwoliły w pełni zagwarantować szybkiej opieki medycznej. Prowadzone postępowania wyjaśnią zapewne wszystkie okoliczności ze wskazaniem, czy rzeczywiście można obarczyć winą dyspozytorów.

Agnieszka Sowińska 
Aplikant radcowski

poniedziałek, 17 marca 2014

W szpitalu rodziła sama


Po niedawnych skandalicznych doniesieniach ze szpitala we Włocławku o śmierci noworodków, do mediów trafiła kolejna podobna sprawa.
W styczniu do szpitala w Świnoujściu została przyjęta kobieta w szóstym miesiącu ciąży, która zgłosiła niepokojące ją dolegliwości. Lekarz dyżurny nie zanotował jakichkolwiek nieprawidłowości. Pacjentka trafiła na oddział na obserwację. Z relacji prasowych wynika, że kobieta mimo zgłaszanych próśb o przeprowadzenie badania w ciągu kolejnych godzin pobytu, nie otrzymała pomocy ze strony lekarza dyżurnego. Dopiero następnego dnia, mimo straszliwie odczuwalnego bólu, po wyczekiwaniu w kolejce, kobieta została ponownie zbadana. Została odesłana do łóżka z informacją, że właśnie tego dnia „musi urodzić” (mimo że była w 6 miesiącu ciąży), ale nie ma podstaw do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Miała także usłyszeć krytyczny komentarz odnoszący się do jej wieku i faktu bycia w ciąży (kobieta ma 43 lata).  Gdy rozpoczął się poród, nikogo z personelu medycznego nie było przy pacjentce, mimo że ten fakt został zgłoszony przez matkę kobiety, która była w tym czasie na sali. Pielęgniarka miała odmówić pomocy, gdyż zajęta była innymi pacjentkami. Podczas porodu nie było także żadnego lekarza. Według kobiety dziecko przyszło na świat żywe i dopiero po pewnym czasie zmarło na łóżku szpitalnym. Według relacji rodziców zmarłego dziecka w dokumentacji medycznej odnotowano zupełnie inny fakt. Z akt ma wynikać bowiem, że dziecko urodziło się martwe.
Sprawa trafiła do Ministerstwa Zdrowia, dyrekcji szpitala, Okręgowej Izby Lekarskiej oraz prokuratury. Dyrekcja szpitala nie komentuje tej sprawy. Zapewnia jednak, ze wszystkie procedury były zawsze zachowywane. Dyrektor szpitala sam zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Obecnie na terenie szpitala w Świnoujściu jest także przeprowadzana kontrola przez wojewódzkiego konsultanta w zakresie ginekologii i położnictwa. Nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów.
Oczywiście relacje medialne w takich sprawach są ukazywane zazwyczaj z jednej strony i trudno w takiej sytuacji dopatrywać się winy lekarzy, pielęgniarek bądź dyrekcji szpitala. W chwili obecnej rodzi się wiele pytań. Najbardziej kontrowersyjny jest jednak zarzut nieprawdziwych danych zawartych w dokumentacji medycznej. Dokładna analiza sprawy przez prokuraturę i osoby przeprowadzające kontrolę w szpitalu powinny ujawnić prawdziwy przebieg zdarzeń.


Agnieszka Sowińska

Źródło: http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-nikt-nie-pomogl-ciezarnej-urodzila-wczesniaka-na-szpitalnym-,nId,1355813









wtorek, 4 marca 2014

Imię dla zarodka





              W wydaniu „Dużego Formatu” z 27 lutego 2014 r. w artykule „Musisz pochować 3 milimetry” poruszony został temat wcale nie rzadkiego zjawiska zmuszania rodziców po poronieniu do wypełniania aktów urodzenia i wyprawiania pogrzebów martwo urodzonym dzieciom – nawet tym kilkumilimetrowym.
              Niegdyś głośno było o pozbawianiu kobiet po poronieniach prawa do odebrania ciała płodu i do jego godnego pochówku. Obecnie w wielu szpitalach – może w wyniku tych kontrowersji, a może z powodu światopoglądu osób zarządzających – sytuacja przybrała inny, zgoła absurdalny obrót. Po utracie kilkutygodniowej ciąży kobiety bywają stawiane przed koniecznością wyboru imienia i płci martwego dziecka. Następnie organizowany jest pogrzeb. Łatwo wyobrazić sobie traumę, jaką przeżywają rodzice – ból spowodowany utratą ciąży potęgowany jest głosami, że kilkumilimetrowy zarodek niemal był jak w pełni wykształcone dziecko, które nosi imię i należy mu się pochówek na cmentarzu. Kobiecie zabiera się wybór co do tego, jak powinna traktować utraconą ciążę i narzuca jej się niejako obowiązek przeżywania żałoby.
              W takiej sytuacji znalazła się Iwona – bohaterka tekstu w „Dużym Formacie”. Ciąża kobiety obumarła między szóstym a dziewiątym tygodniem. Długość płodu określono na ok. 3 mm. Iwona trafiła do Szpitala Wojskowego w Żarach, gdzie wywołano u niej poród. Następnego dnia pielęgniarki poinformowały dziewczynę, że musi podać imię i płeć dziecka, bo tak stanowi prawo. Iwona wybrała imię, zastrzegła przy tym, że nie chce odbierać zwłok i życzy sobie, by je spopielono. Pielęgniarki namawiały jednak ją na pochówek dziecka, a nawet kusiły zasiłkiem pogrzebowym.
Tydzień później matka Iwony odebrała telefon z zaproszeniem na pogrzeb wnuczki.  Okazuje się, że szpital w każdym przypadku zleca gminnemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej pochówek martwych dzieci. Ośrodek organizuje pogrzeb i wyrabia akt urodzenia w Urzędzie Stanu Cywilnego. Koszty pochówku pokrywa ZUS. Rzeczniczka szpitala informuje, że szpital nie ma możliwości spopielenia zwłok, dlatego zleca pochówek miastu.
Warte przytoczenia są wypowiedzi zastępcy kierowniczki OPS w Żaganiu dla dziennikarki „Dużego Formatu”: „To jest człowiek. Myśli pani, ze jak kobieta się zrzeknie ciała, to ono samo wyparuje? Dziecko umarło, trzeba je pochować.”, „ośrodek zawsze zadba o godny pogrzeb. Ma być krzyż, mała trumienka i ksiądz”, czy „gdyby dyrektor wojskowego szpitala był ateistą, dzieci szłyby do pieca, ale jest inaczej.”. Nie wydaje się, by w tak przedstawionej sytuacji kobieta miała możliwość jakiegokolwiek wyboru.

              Zjawisko stawiania rodziców przed koniecznością pochówku obumarłego płodu oraz wyboru jego imienia i płci rodzi liczne pytania natury prawnej. Tym bardziej, że we wspomnianym szpitalu pielęgniarki mówiły wprost, że „takie jest prawo”. A więc jak jest w rzeczywistości?
Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi z dnia 7 grudnia 2001 r. (będącym aktem wykonawczym do ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r.) za zwłoki uważa się ciała dzieci martwo urodzonych, bez względu na czas trwania ciąży. Do czasu wydania tego rozporządzenia, zwłoki płodu do 22 tygodnia określane były jako „szczątki”, co nierzadko tworzyło problemy dla rodziców chcących na własną rękę zorganizowań pogrzeb.
To samo rozporządzenie stanowi w § 7: Zwłoki dzieci martwo urodzonych są chowane przez osoby uprawnione, o których mowa w art. 10 ust. 1 ustawy; na wniosek osób uprawnionych zwłoki te mogą być spopielone przez zakłady opieki zdrowotnej dysponujące odpowiednimi urządzeniami do tego celu.
Osobami uprawnionymi są w tym przypadku bliscy zmarłego (małżonek, krewni i powinowaci wg stopnia określonego w ustawie).
Co zaś się tyczy sporządzenia aktu urodzenia, ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych stanowi: W przypadku dziecka martwo urodzonego, bez względu na czas trwania ciąży, dla którego na wniosek osoby uprawnionej do pochowania, o której mowa w art. 10 ust. 1, sporządzono kartę zgonu, dla celów określonych w ust. 5 nie jest wymagana adnotacja urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu.
To znaczy, że gdyby w przypadku historii Iwony szpital uszanował jej prośbę o spopielenie zwłok, nie byłoby konieczne rejestrowanie dziecka w USC, a tym samym wybór jego imienia i płci.
Potwierdza to Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia w wypowiedzi dla „Dużego Formatu”: „Do ich pochowania, zwłaszcza tych z bardzo wczesnych ciąż, nie jest konieczna rejestracja w USC. Szpital powinien wystawić zaświadczenie lekarskie stwierdzające pochodzenie szczątków. Nie jest konieczne, ani określanie płci ani nadanie imienia”.
Rzecznik dodaje także: „W przypadku utraty wczesnej ciąży rodzice mają prawo do pochówku płodu, ale to nie obowiązek. Pacjentka ma prawo wiedzieć o możliwości pochowania płodu, jak i zostawienia go w szpitalu. Lecznica może zlecić spopielenie zwłok (prochy trafią do zbiorowej mogiły, kolumbarium) lub zlecić pochówek gminie. Nie ma obowiązku informowania rodziców, gdzie jest grób.”
Bohaterka artykułu zgłosiła sprawę do prokuratury pod kątem poświadczenia nieprawdy w dokumentach państwowych przez personel medyczny. W dokumentach podano przecież płeć dziecka, której nie sposób określić na tym etapie ciąży - w takim wypadku powinny zostać przeprowadzone badania genetyczne ustalające płeć płodu.

Warto na koniec dodać, że każdej kobiecie, która znalazła się w opisanej sytuacji przysługują roszczenia o zadośćuczynienie z tytułu naruszenia dóbr osobistych (takich jak zdrowie i integralność psychiczna, godność czy swoboda sumienia) bądź też zadośćuczynienie z tytułu rozstroju zdrowia i wynikającej z tego krzywdy (bohaterka tekstu po zdarzeniu musiała rozpocząć terapię u psychologa, miała lęki i objawy stresu pourazowego).


Justyna Bachórska,
aplikantka radcowska







wtorek, 18 lutego 2014

Śmierć blźniąt z Włocławka okiem prawnika



           
            W ostatnich tygodniach media doniosły o tragicznej śmierci nienarodzonych bliźniąt z Włocławka. Zdarzenie miało miejsce w 35 tygodniu ciąży w nocy z 16-tego na 17- tego stycznia b.r. w jednym z włocławskich szpitali, a okoliczności tego zdarzenia do dziś nie zostały wyjaśnione.
            Początkowo sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa we Włocławku. Obecnie, będące pierwszym stadium postępowania karnego- postępowanie przygotowawcze toczące się w formie śledztwa prowadzi włocławska Prokuratura Okręgowa. Celem śledztwa w przedmiotowej sprawie, jest przede wszystkim ustalenie przyczyny śmierci dzieci, a także uzyskanie odpowiedzi na kluczowe, budzące wiele wątpliwości pytania. W pierwszej kolejności konieczne jest ustalenie, co było przyczyną jednodniowej zwłoki w zawiadomieniu organów ścigania o popełnieniu przestępstwa, a także czy zwłoka ta miała charakter celowy. Jak wynika z treści przepisu art. 304 par. 2 Kodeksu postępowania karnego, szpital jako instytucja państwowa, w związku z prowadzoną działalnością, dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa zobowiązany jest niezwłocznie zawiadomić o tym Prokuratora lub Policję, czego w niniejszej sprawie nie uczyniono. Niedopełnienie tego obowiązku prawnego przewidzianego w art. 304 par 2 Kodeksu postępowania karnego może stanowić przestępstwo z art. 231par 1 kodeksu karnego, tj. nadużycie funkcji, zagrożone karą do 3 lat pozbawienia wolności. Ponadto dokładnego zbadania wymaga organizacja pracy szpitala, a także ustalenie roli ordynatora szpitala oraz zaniedbań, których się dopuścił, w związku z nieobecnością na oddziale mimo wyznaczonych godzin dyżurowania. Z przepisu art. 30 ustawy z dnia 5 grudnia 1996 o zawodach lekarza i lekarza dentysty wprost wynika, że lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia, oraz w innych przypadkach niecierpiących zwłoki. W związku z zaistniałym zdarzeniem i toczącym się postępowaniem, ordynator włocławskiego szpitala został zawieszony w czynnościach ordynatora oddziału położniczo- ginekologicznego.  Śledztwo ma również udzielić odpowiedzi na pytanie, co stało się z zapisem badania ultrasonograficznego oraz samym urządzeniem USG, stanowiącym dowód rzeczowy w sprawie, które wykorzystano do badania bliźniąt. Bulwersujący jest fakt, że o 2 nad ranem dnia 17 stycznia, stwierdzono ustanie funkcji życiowych bliźniąt, po czym kolejne badanie USG jednoznacznie potwierdzające śmierć bliźniąt wykonano dopiero o 7 rano, nie udzielając do tego czasu pomocy medycznej matce zmarłych dzieci.
Z przeprowadzonej dnia 21.01.2014r. w zakładzie medycyny sądowej w Bydgoszczy sekcji zwłok, jako przyczynę zgonu, wskazano na niewydolność krążeniowo- oddechową, jednak trudno ustalić co tę niewydolność spowodowało. Uzyskanie odpowiedzi na to pytanie nastręcza dodatkowych trudności wobec faktu, że ciąża do momentu zdarzenia rozwijała się prawidłowo, a wyniki sekcji zwłok nie wykazały jakichkolwiek wad rozwojowych u dzieci, uzasadniających ewentualne komplikacje.
            Ojciec zmarłych bliźniąt Arkadiusz Szydłowski, za wszystko obwinia źle funkcjonujący jego zdaniem szpital oraz fatalną opiekę medyczną. Nie są to pierwsze zastrzeżenia, co do organizacji placówki oraz pracy personelu. Pacjentki oddziału położniczo- ginekologicznego szpitala włocławskiego skarżyły się na brak opieki oraz pozostawanie bez nadzoru lekarzy i pielęgniarek. Funkcjonowaniem szpitala oraz prawidłowością działania personelu medycznego, na wniosek ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, zajął się prof. Stanisław Radowicki- krajowy konsultant w dziedzinie ginekologii i położnictwa.
            Toczące się w przedmiotowej sprawie śledztwo, powinno zostać ukończone w terminie trzech miesięcy od chwili wydania postanowienia o jego wszczęciu. Nieuzyskanie odpowiedzi na podstawowe pytania, może uzasadnić jego przedłużenie na dalszy czas oznaczony przez prokuratora nadzorującego śledztwo bądź prokuratora bezpośrednio przełożonego wobec prokuratora, który prowadzi śledztwo, jednakże z zastrzeżeniem, że okres ten nie może przekroczyć jednego roku. Zakończenie śledztwa może doprowadzić do wydania postanowienia o jego zamknięciu, a następnie sporządzeniu aktu oskarżenia, bądź umorzenia postępowania wobec braku podstaw do wniesienia aktu oskarżenia.
Tragiczna śmierć bliźniąt z Włocławka, nie jest odosobnionym przypadkiem. Dnia 13 lutego b.r. olimpijczyk Bartłomiej Bonk wraz ze swoją żoną Barbarą spodziewający się bliźniąt, utracili jedną z córek wskutek komplikacji będących konsekwencją nieprzeprowadzonego zabiegu cesarskiego cięcia. Dziecko urodziło się 20 listopada 2013r z ciężkim niedotlenieniem mózgu. Mimo wszelkich starań i wysiłków, kilkumiesięczna, długotrwała i kosztowna walka o życie dziewczynki zakończyła się przegraną. Toczący się w sprawie proces, podobnie jak w przypadku śmierci bliźniąt z Włocławka przede wszystkim dotyczy kwestii odpowiedzialności lekarzy za następstwa dokonanych bądź nie działań.
            Stanowiące część Kodeksu Etyki Lekarskiej przyrzeczenie składane przez absolwentów kierunku lekarskiego uczelni medycznych w Polsce, przystępujących do wykonywania zawodu lekarza, przede wszystkim odnosi się do służby życiu i zdrowiu ludzkiemu według najlepszej posiadanej wiedzy, mającej na celu przeciwdziałanie cierpieniu i zapobieganie chorobom. Być może tych tragicznych w skutkach, opisanych powyżej zdarzeń można było uniknąć, jednakże uwypuklenia wymaga fakt, że toczące się w obu sprawach procesy, są postępowaniami skomplikowanymi, wymagającymi nie tylko czasu, ale także dogłębnego zbadania i analizy. Wobec tego istotne jest, aby do czasu zakończenia postępowania, nie ulegać nagonce medialnej i powstrzymać się przed pochopnym ferowaniem wyroku.

Apl. Adw. Martyna Pakuła

sobota, 30 listopada 2013

Namaszczony mimo woli. Szpital pozwany za naruszenie swobody sumienia


90 tys. zł domaga się od szpitala klinicznego pacjent, który wbrew jego woli, podczas gdy był w śpiączce, otrzymał sakrament namaszczenia chorych 66-letni szczecinianin nie chce rozmawiać z mediami. Boi się rozgłosu. Adwokat Krzysztof Gurbin, który pisał mu skargę kasacyjną, prosi o przekazanie mu pytań mailem, a następnie odsyła odpowiedzi klienta.

Pacjent pisze, że w listopadzie 2008 r. przeszedł zawał serca i wtedy pierwszy raz trafił do szczecińskiego szpitala klinicznego nr 2 na Pomorzanach. Okazało się, że musi przejść operację na kardiochirurgii. Na planowany zabieg poszedł w styczniu 2009 r. "Po operacji przez 1,5 miesiąca leżałem w śpiączce farmakologicznej. Ze szpitala wyszedłem dopiero 1 kwietnia 2009 r. O namaszczeniu dowiedziałem się później, przeglądając dokumentację medyczną, w której znajdował się dokument wystawiony przez księdza" - twierdzi pacjent.
66-latek deklaruje się jako niewierzący, a swój stosunek do Kościoła określa jako negatywny. Dlatego uważa, że udzielenie mu wbrew jego woli katolickiego sakramentu było naruszeniem jego dóbr osobistych. Pisze: "Poczułem się tym bardzo dotknięty, godziło to też w mój światopogląd".

SN uznał naruszenie dóbr osobistych

Pacjent pozwał szpital do sądu. Domaga się 90 tys. zł za naruszenie wolności sumienia. W styczniu 2012 r. Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił jego powództwo. Uznał, że pacjent po przyjęciu do szpitala nie zgłaszał, iż nie chce, by udzielać mu sakramentów według obrządku Kościoła katolickiego. Działanie kapłana było zgodne z prawem kanonicznym, które nakazuje udzielić sakramentu w razie wątpliwości, gdy chory jest nieprzytomny i nie może wyrazić swojej woli, kiedy zagrożone jest jego życie.

Sąd apelacyjny, do którego odwołał się pacjent, podtrzymał wyrok sądu okręgowego.

Jednak po skardze kasacyjnej 20 września tego roku Sąd Najwyższy uchylił szczeciński wyrok i nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę (to orzeczenie nagłośniła przed dwoma dniami "Rzeczpospolita"). Powód? SN uznał ten przypadek za naruszenie dóbr osobistych.

- Akta już do nas wróciły po kasacji - powiedział w piątek "Gazecie" sędzia Janusz Jaromin, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. - Sprawa będzie rozpoznana 9 stycznia. Jesteśmy związani poglądem prawnym zawartym w wyroku wyższej instancji. Teraz sąd apelacyjny będzie musiał ustalić, czy i w jakiej wysokości należałoby się zadośćuczynienie.

Potrzebne są nowe procedury

Dr Maciej Romanowski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa SPSK2 na Pomorzanach, mówi, że muszą zapoznać się dokładnie z tą sprawą [zdarzenie miało miejsce przed zmianą dyrekcji - red.]. Wyjaśnia, że zatrudniają kapelana na etacie [od czasu sprawy była także zmiana kapelana], bo chorzy często proszą o możliwość skorzystania z jego posługi lub z nabożeństwa.

- Ta sprawa pokazuje, że musimy wprowadzić procedury dla kapelana - mówi.

Ks. Sławomir Zyga, rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej, stwierdził, że po tej sprawie było spotkanie ze wszystkimi księżmi dziekanami: - Zostali uwrażliwieni, by księża udzielali sakramentu namaszczenia chorych na prośbę zainteresowanego lub najbliższej rodziny - mówi ks. Zyga.

Wyjaśnia, że gdy osoba jest nieprzytomna, a zagrożone jest jej życie, tego sakramentu udziela się i tak warunkowo. To znaczy, że jest ważny, gdyby ta osoba będąc przytomna wyraziła żal za grzechy, skruchę oraz wolę przyjęcia tego sakramentu.

Z orzeczenia Sądu Najwyższego zadowolony jest mecenas Krzysztof Gurbin: - To sprawiedliwy wyrok. Bo to nie była błahostka. Mój klient nie chciał być poddany katolickim rytuałom podobnie jak pewnie katolik nie chciałby być poddany rytuałom innych religii. 

 autor Monika Adamowska
Źródło Gazeta.pl 



piątek, 15 listopada 2013

Kolejne wyłudzenia na szkodę NFZ

Dwanaście milionów złotych miał wyłudzić od NFZ zakład opiekuńczo-leczniczy z powiatu hrubieszowskiego na Lubelszczyźnie. Zatrzymano 23 osoby, w tym lekarza - właściciela placówki medycznej. Jak ustaliliśmy, prokuratura musiała być przygotowana na każdą ewentualność. Bo jednoczesne zatrzymanie tak dużej grupy mogło spowodować problemy w funkcjonowaniu placówki, w której przebywają bardzo chorzy pacjenci.
Jak poinformował nas prokurator Romuald Sitarz z Prokuratury Okręgowej w Zamościu, śledczy musieli się do tej akcji dokładnie przygotować, bo w zakładzie leczniczym przebywa około 200 pacjentów, chorych, często w bardzo podeszłym wieku, zniedołężniałych. W gotowości, jak ustaliliśmy, był szpital w Hrubieszowie, ale ostatecznie nikogo nie trzeba było tam przewozić, bo większość zatrzymanych już tam nie pracuje i zatrzymania nie spowodowały większych problemów w ośrodku.

Wpisywano fikcję: że pacjent leży, trzeba go ubierać, karmić, myć

Zarzuty związane z oszustwem na szkodę Narodowego Funduszu Zdrowia i wyłudzeniem refundacji dotyczą lat 2005-2010. Personel medyczny fałszował dokumentację, zaniżając ocenę stanu zdrowia pacjentów przebywających w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Jak mówi prokurator Sitarz, wysokość refundacji z NFZ zależała od stanu "samoobsługi" pacjenta: czy sam je, sam się myje, sam się ubiera, korzysta z toalety. - Zawyżano liczbę pacjentów leżących, którzy rzekomo nie byli samodzielni, a tak naprawdę na przykład sami chodzili do sklepu na zakupy - dodaje Sitarz. W specjalnych kartach wpisywano tak zwaną "zerówkę" - była to informacja, że refundacja powinna być największa, bo pacjent jest całkowicie niesamodzielny.

Główny podejrzany, właściciel ośrodka, przyznał się, że prowadził taką, a nie inną działalność

NFZ przepłacał, bo tak wynikało z dokumentów. Sprawa wyszła na jaw po ustaleniach operacyjnych policji. W sumie, jak wynika z ustaleń śledztwa, bezprawnie wyłudzono 12 milionów złotych. Zatrzymany jest właściciel ośrodka, który pieniądze inwestował m.in. w nieruchomości i fundusze inwestycyjne. Miał też szereg lokat bankowych. Ale zatrzymane są też pielęgniarki i trzech innych lekarzy. Większość przyznała się do winy - wśród nich także pomysłodawca "przedsięwzięcia", Tomasz T. - Przyznał się do prowadzenia takiej działalności - informuje Sitarz. Wszystkim grozi do 10 lat więzienia. W stosunku do głównego podejrzanego prokuratura wystąpiła o 3-miesięczny areszt. Dokonano też zabezpieczenia mienia - głównie majątku zgromadzonego przez Tomasza T. Pieniądze zostaną zwrócone oddziałowi NFZ w Lublinie jako nienależna refundacja.

Źródło Gazeta Wyborcza

wtorek, 12 listopada 2013

Oskładkowanie umów: szpital nie zapłaci ubezpieczenia za dyżury kontraktowe

ZUS skontrolował umowy na świadczenie usług zdrowotnych (tzw. dyżury kontraktowe), które Wojewódzki Szpital Specjalistyczny nr 3 w Rybniku zawierał z lekarzami i pielęgniarkami, w tym także ze swoimi pracownikami. Zarzucił szpitalowi, że nie odprowadzał od umów zleceń należnych składek na ubezpieczenie.

Czy jednak umowy na świadczenia medyczne, na podstawie których lekarze i pielęgniarki - w wyniku wygranych konkursów - pełnili owe dyżury kontraktowe w szpitalu (z wykorzystaniem szpitalnego sprzętu i aparatury) należy traktować jak umowy zlecenia i odprowadzać za nie zusowskie składki?
Zdaniem ZUS-u
Od czasu wyroku Sądu Najwyższego z 10 grudnia 2004 roku (sygnatura akt III CK 134/04) uważa się, że nie. SN stwierdził w uzasadnieniu, że "umowa o udzielenie zamówienia na świadczenia zdrowotne, o której stanowią art. 35-35a ustawy z 30 VIII 1991 r. o zakładach opieki zdrowotnej i przepisy rozporządzenia Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z 13 VII 1998 roku w sprawie umowy o udzielanie zamówienia na świadczenia zdrowotne, także stanowi umowę nazwaną, do której nie stosuje się z mocy art. 750 k.c. przepisów o zleceniu."
ZUS upierał się jednak, że zawarto typową umowę cywilnoprawną, do której stosuje się, zgodnie z art. 750 kc, przepisy o zleceniu, co w konsekwencji powoduje, że osoba wykonująca taką umowę jest - w świetle art. 8 ust. 2a ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych - pracownikiem. Dlatego też taka umowa podlega obowiązkowym ubezpieczeniom: emerytalnemu, rentowemu, chorobowemu, wypadkowemu, zdrowotnemu.
Ponadto - twierdził ZUS - od przychodu uzyskanego z tytułu umów cywilnoprawnych zawartych z pracownikami szpitala, którzy w ramach umowy na dyżury kontraktowe wykonywali pracę na jego rzecz i pozostają z nim w stosunku pracy trzeba odprowadzić również składki na Fundusz Emerytur Pomostowych.
Sąd podzielił stanowisko szpitala
Spór prawny między ZUS-em a szpitalem w Rybniku rozstrzygnął Sąd Okręgowy w Gliwicach, Ośrodek Zamiejscowy w Rybniku. Szpital reprezentowała Kancelaria Radcowsko-Adwokacka Lege Medicinae Grabowski i Cnota. Istotą sporu była kwestia, czy umowa cywilnoprawna o świadczenie dyżurów kontraktowych jest umową nazwaną czy nienazwaną.

- Przeprowadziłem wywód zmierzający do uwodnienia, że umowa o udzielnie zamówienia na świadczenia zdrowotne jest umową nazwaną, która jest uregulowana w innych przepisach niż przepisy kodeksu cywilnego, co prowadzi do stwierdzenia, że nie stosuje się do niej zapisów kodeksu cywilnego o zleceniu i tym samym nie odprowadza się składek, o których mówił ZUS w wydanej decyzji - opowiada radca prawny Zbigniew Cnota.
- Przedstawiłem także argumenty świadczące o tym, że zakres obowiązków wynikający z umowy o udzielenie zamówienia na świadczenia zdrowotne i umowy o pracę jest całkowicie rozbieżny - dodaje prawnik.
Niedawno zapadł wyrok (jeszcze się nie uprawomocnił). Sąd Okręgowy podzielił argumenty szpitala, że umowa na świadczenie usług zdrowotnych to umowa nazwana, uregulowana przepisami ustawy i rozporządzenia, a więc nie ma do niej zastosowania art. 750 kodeksu cywilnego (do umów o świadczeniu usług, które nie są uregulowane innymi przepisami, stosuje się odpowiednio przepisy o zleceniu).
Nim jednak doszło do pomyślanego dla szpitala rozstrzygnięcia, dyrekcja zarezerwowała środki na ewentualne oskładkowanie umów na świadczenie usług zdrowotnych. Na marginesie warto wspomnieć, że w świetle prawa termin "dyżur lekarski", który pojawiał się w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej, nie jest właściwy, gdyż została ona uchylona ustawą o działalności leczniczej, która weszła w życie 1 lipca 2012 r. Poza tym różnica jest taka, że świadczeniodawców wyłania się obecnie w drodze konkursu na świadczenia zdrowotne.
Pieniądze zostaną w szpitalu, zapłacą lekarze
- Stworzyliśmy rezerwę w kwocie 5 mln zł. Jej wysokość wynika z okresu objętego decyzją ZUS i z liczby lekarzy świadczących usługi zdrowotne tym czasie. U nas na przykład dotyczy to 26 specjalistów, ale w sąsiednim szpitalu - 10. W innych szpitalach mogą to być inne kwoty - mówi Grzegorz Chłodek, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym nr 3 w Rybniku.

Dodaje, że do czasu uprawomocnienia się wyroku nie może rozwiązać rezerwy. Jeśli zaś chodzi o lekarzy, to wszystko wskazuje na to, że na nich spadnie obowiązek odprowadzenia składek za tzw. dyżury kontraktowe w części, jaka przypada na pracobiorców.
Nie jest to jedyna przykra wiadomość dla lekarzy i pielęgniarek. Szykują się zmiany w oskładkowaniu umów. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przygotowało projekt ustawy o zmianie ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych oraz ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, który może niekorzystnie wpłynąć na ich finanse - tak przynajmniej uważa prezydium NRL w stanowisku z 8 listopada 2013 r.
Resort pracy chce zmienić zasady oskładkowania osób pracujących na umowach zleceniach. Tłumaczy, że obecnie w sytuacji, gdy osoba pracuje na kilku umowach, pracodawca płaci składki jedynie od najniższej z nich. Efekt? Niski poziom składek emerytalnych wpływających na konto pracownika, a co za tym idzie - w przyszłości - niższa emerytura.
Dlatego ministerstwo proponuje, by pracownik pracujący na kilku umowach zleceniach odprowadzał składki od wysokości wynagrodzenia minimalnego. Obecnie jest to 1600 zł. Dzięki temu tak zatrudniona osoba będzie mogła w przyszłości liczyć na wyższą emeryturę - przekonuje MPiPS.
NRL: próba ratowania finansów ZUS
Prezydium NRL (mimo że nie zwrócono się do samorządu lekarskiego o skonsultowanie projektu) zajęło stanowisko w tej sprawie. Jest zdania, że "zmuszanie tych osób do obligatoryjnego ponoszenia większych obciążeń nie jest uzasadnione troską o zabezpieczenie emerytalne i rentowe tych osób, lecz stanowi doraźną próbę poprawienia trudnej sytuacji finansowej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych".

NRL wyjaśnia, że w projekcie chodzi o zobowiązanie osób uzyskujących przychód z kilku umów zleceń do odprowadzania składek na ubezpieczenie społeczne w wysokości nie mniejszej, niż obliczona dla podstawy wymiaru składki równej kwocie minimalnego wynagrodzenia.
Samorząd lekarski przypomina, że "w sektorze ochrony zdrowia znaczna część osób wykonujących zawody medyczne pracuje na podstawie umów cywilnoprawnych, co oznacza, że wprowadzenie w życie takiego mechanizmu skutkowałoby zwiększeniem obciążeń finansowych tych osób. Obecne regulacje pozwalają osobom uzyskującym przychód z tytułu kilku umów o pracę dobrowolnie odprowadzać składki na ubezpieczenie społeczne w zakresie szerszym, niż minimalnie wymagany" - czytamy w stanowisku prezydium NRL
"Osoby uzyskujące przychody z kliku umów zlecenia to z reguły osoby przedsiębiorcze, które świadomie podejmują decyzje dotyczące swego zabezpieczenia emerytalnego i rentowego. Zmuszanie ich do obligatoryjnego ponoszenia większych obciążeń nie jest uzasadnione troską o zabezpieczenie emerytalne i rentowe" - uważa prezydium NRL.

MZ: dojdzie do zmniejszenie wpływów z tytułu składki zdrowotnej
Ministerstwo Zdrowia w ramach konsultacji wyraża pogląd, że należy uzupełnić uzasadnienie projektu o analizę zmniejszenia wpływu z tytułu składek na ubezpieczenie zdrowotne spowodowane obniżeniem podstawy jej wymiaru, w szczególności w zakresie umów zleceń, w których kwoty wynagrodzeń nie przekraczają minimalnego wynagrodzenia za pracę (wraz z przychodami z innych tytułów do objęcia ubezpieczeniem zdrowotnym).

Resort zdrowia alarmuje, że "zmniejszenie wpływów z tytułu składki zdrowotnej ma zasadnicze znaczenie dla rzetelnego kształtowania planu finansowego NFZ i planowania całej polityki zdrowotnej państwa w zakresie gwarantowanych świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych."

(Źródło Ryszard Rotaub/Rynek Zdrowia | 12-11-2013 )