sobota, 30 listopada 2013

Namaszczony mimo woli. Szpital pozwany za naruszenie swobody sumienia


90 tys. zł domaga się od szpitala klinicznego pacjent, który wbrew jego woli, podczas gdy był w śpiączce, otrzymał sakrament namaszczenia chorych 66-letni szczecinianin nie chce rozmawiać z mediami. Boi się rozgłosu. Adwokat Krzysztof Gurbin, który pisał mu skargę kasacyjną, prosi o przekazanie mu pytań mailem, a następnie odsyła odpowiedzi klienta.

Pacjent pisze, że w listopadzie 2008 r. przeszedł zawał serca i wtedy pierwszy raz trafił do szczecińskiego szpitala klinicznego nr 2 na Pomorzanach. Okazało się, że musi przejść operację na kardiochirurgii. Na planowany zabieg poszedł w styczniu 2009 r. "Po operacji przez 1,5 miesiąca leżałem w śpiączce farmakologicznej. Ze szpitala wyszedłem dopiero 1 kwietnia 2009 r. O namaszczeniu dowiedziałem się później, przeglądając dokumentację medyczną, w której znajdował się dokument wystawiony przez księdza" - twierdzi pacjent.
66-latek deklaruje się jako niewierzący, a swój stosunek do Kościoła określa jako negatywny. Dlatego uważa, że udzielenie mu wbrew jego woli katolickiego sakramentu było naruszeniem jego dóbr osobistych. Pisze: "Poczułem się tym bardzo dotknięty, godziło to też w mój światopogląd".

SN uznał naruszenie dóbr osobistych

Pacjent pozwał szpital do sądu. Domaga się 90 tys. zł za naruszenie wolności sumienia. W styczniu 2012 r. Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił jego powództwo. Uznał, że pacjent po przyjęciu do szpitala nie zgłaszał, iż nie chce, by udzielać mu sakramentów według obrządku Kościoła katolickiego. Działanie kapłana było zgodne z prawem kanonicznym, które nakazuje udzielić sakramentu w razie wątpliwości, gdy chory jest nieprzytomny i nie może wyrazić swojej woli, kiedy zagrożone jest jego życie.

Sąd apelacyjny, do którego odwołał się pacjent, podtrzymał wyrok sądu okręgowego.

Jednak po skardze kasacyjnej 20 września tego roku Sąd Najwyższy uchylił szczeciński wyrok i nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę (to orzeczenie nagłośniła przed dwoma dniami "Rzeczpospolita"). Powód? SN uznał ten przypadek za naruszenie dóbr osobistych.

- Akta już do nas wróciły po kasacji - powiedział w piątek "Gazecie" sędzia Janusz Jaromin, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. - Sprawa będzie rozpoznana 9 stycznia. Jesteśmy związani poglądem prawnym zawartym w wyroku wyższej instancji. Teraz sąd apelacyjny będzie musiał ustalić, czy i w jakiej wysokości należałoby się zadośćuczynienie.

Potrzebne są nowe procedury

Dr Maciej Romanowski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa SPSK2 na Pomorzanach, mówi, że muszą zapoznać się dokładnie z tą sprawą [zdarzenie miało miejsce przed zmianą dyrekcji - red.]. Wyjaśnia, że zatrudniają kapelana na etacie [od czasu sprawy była także zmiana kapelana], bo chorzy często proszą o możliwość skorzystania z jego posługi lub z nabożeństwa.

- Ta sprawa pokazuje, że musimy wprowadzić procedury dla kapelana - mówi.

Ks. Sławomir Zyga, rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej, stwierdził, że po tej sprawie było spotkanie ze wszystkimi księżmi dziekanami: - Zostali uwrażliwieni, by księża udzielali sakramentu namaszczenia chorych na prośbę zainteresowanego lub najbliższej rodziny - mówi ks. Zyga.

Wyjaśnia, że gdy osoba jest nieprzytomna, a zagrożone jest jej życie, tego sakramentu udziela się i tak warunkowo. To znaczy, że jest ważny, gdyby ta osoba będąc przytomna wyraziła żal za grzechy, skruchę oraz wolę przyjęcia tego sakramentu.

Z orzeczenia Sądu Najwyższego zadowolony jest mecenas Krzysztof Gurbin: - To sprawiedliwy wyrok. Bo to nie była błahostka. Mój klient nie chciał być poddany katolickim rytuałom podobnie jak pewnie katolik nie chciałby być poddany rytuałom innych religii. 

 autor Monika Adamowska
Źródło Gazeta.pl 



piątek, 22 listopada 2013

Dokumentacja medyczna- źródłem problemów prawnych


Lekarzom szkodzi ich własne brzydkie pismo!

Z kraju; 2013-11-21 [Rzeczpospolita]Fotografia
Przez niechlujną dokumentację medyczną pacjent może stracić zdrowie, ale i łatwiej wywalczy odszkodowanie.
"Niechlujna" i "niewyraźnie napisana" – tymi epitetami najczęściej prawnicy i ubezpieczyciele określają dokumentację medyczną prowadzoną przez lekarzy. Ci zapominają bowiem wpisywać w historii choroby zlecenia na badania, ich wyniki, daty. Niedokładnie też spisują wywiady.
Długie procesy
Może to mieć daleko idące skutki zarówno dla lekarza, szpitala, jego ubezpieczyciela, jak i dla pacjenta. Zwłaszcza w procesie sądowym, który wytacza chory, podejrzewając lekarza o błąd medyczny.
– Dokumentacja jest tu głównym dowodem. Im więcej jest w niej luk, tym pacjent ma większe szanse wywalczyć odszkodowanie – zauważa Katarzyna Przyborowska, radca prawny prowadząca sprawy o błędy medyczne. Jako przykład podaje brak wpisu w historii leczenia wyników badań.
– Pacjenci przez pełnomocników podnoszą, że do szkody na zdrowiu doszło, bo nie było badań i lekarz postawił złą diagnozę.  Ten broni się, że badania były. A w dokumentacji jest zapisane ich zlecenie, ale nie ma wyników – mówi mecenas Przyborowska.
Co więcej, źle prowadzona dokumentacja wydłuża proces cywilny o odszkodowanie za błąd medyczny lub karny o narażenie życia lub zdrowia pacjenta.  Zazwyczaj trwają kilka lat. Prawnicy zajmujący się błędami medycznymi wielokrotnie podkreślają, że często biegli mają trudności z wydaniem opinii na podstawie „dziurawej" dokumentacji.
Śmierć pacjenta
Lekarz, prowadząc niedokładnie dokumentację, ułatwia pacjentowi wygraną w sądzie, ale przede wszystkim może go skrzywdzić.
– Znany mi jest przypadek, gdy lekarz wypisał zlecenie w dokumentacji na rentgen pacjentowi z bólem barku zamiast wysłać go na EKG. Przez to nie dało się zdiagnozować zawału – mówi  Elżbieta Rusiecka-Kuczałek, przewodnicząca okręgowego sądu lekarskiego warszawskiej izby.
Zmorą pacjentów i aptekarzy są też niewyraźne recepty.
– To może prowadzić do tragedii. W jednym z  przypadków aptekarz błędnie odczytał nazwę leku, podał inny i w efekcie pacjent zmarł – ostrzega Waldemar Truszkiewicz z Polskiego Towarzystwa Medycyny Ubezpieczeniowej. Podkreśla, że lekarze muszą sobie uświadomić, iż nie prowadzą dokumentacji tylko dla siebie. Często analizuje ją później kilka instytucji, m.in. ZUS, NFZ, sąd czy ubezpieczyciel.
Personel medyczny, prowadząc niedokładnie dokumentację, łamie kilka przepisów. Podstawowe mieszczą się w rozporządzeniu ministra zdrowia o dokumentacji medycznej. Dają szczegółowe wytyczne, jak prowadzić historię choroby. Do dokładnego opisu stanu zdrowia chorego zobowiązuje także ustawa o prawach pacjenta oraz kodeks etyki lekarskiej.
Krystyna Barcik, dyrektor Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala w Legnicy, przyznaje, że większą wagę do dokumentacji przykładają młodzi lekarze.
– Oni uczą się, że musi być dokładna. Starsi koledzy nie są przyzwyczajeni do takiego formalizmu, dlatego zdarza się, że ich wpisy są jednozdaniowe –  mówi dyrektor Barcik.
Katarzyna Przyborowska zauważa jeszcze jedną zależność.
– Najlepiej dokumentację prowadzą lekarze w prywatnych klinikach dentystycznych. Tam pacjenci płacą im duże pieniądze za usługi, chcą się więc zabezpieczyć przed ewentualnymi roszczeniami – mówi Przyborowska.
W szpitalu publicznym natomiast w razie ewentualnego procesu odpowiedzialność za złą dokumentację ponosi szpital, a odszkodowanie płaci jego ubezpieczyciel. ("Rzeczpospolita")


środa, 20 listopada 2013

Programy lekowe

Informacja prasowa w związku z opublikowaniem projektu zarządzenia Prezesa NFZw sprawie programów lekowych

W związku z obwieszczeniem Ministra Zdrowia z dnia 25 października 2013 r. w sprawie wykazu refundowanych leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych (DzUrz Ministra Zdrowia, poz. 42) Centrala Narodowego Funduszu Zdrowia przedstawia w celu wyrażenia opinii projekt zarządzenia Prezesa NFZ zmieniającego zarządzenie w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów w rodzaju leczenie szpitalne w zakresie programy zdrowotne (lekowe).
Projekt zarządzenia implementuje przepisy obwieszczenia. Zmiany polegają m.in. na dodaniu nowej substancji czynnej - tadafil, do programu lekowego:  Leczenie nadciśnienia tętniczego płucnego oraz dodaniu nowych programów lekowych: Lenalidomid w leczeniu chorych na opornego lub nawrotowego szpiczaka mnogiego; Leczenie płaskonabłonkowego raka narządów szyi i głowy w skojarzeniu z radioterapią w miejscowo zaawansowanej chorobie; Leczenie wysoko zróżnicowanego nowotworu neuroendokrynnego trzustki; Indukcja remisji wrzodziejącego zapalenia jelita grubego (WZJG).
Fundusz oczekuje na uwagi i opinie odnośnie do przepisów projektowanego zarządzenia w zakresie wprowadzonych zmian.
Opinie do projektu zarządzenia można nadsyłać do Funduszu do 3 grudnia 2013 r. na adres e-mail: sekretariat.dgl@nfz.gov.pl.
rzecznik prasowy Andrzej Troszyński

Źródło NFZ

Nieopłacanie składek przez pracodawcę a sytuacja prawna pracownika

Coraz częściej słychać o przypadkach kiedy lekarze czy szpitale odmawiają udzielenia pomocy w związku z tym, że pacjent nie jest ubezpieczony. Weryfikacja tego faktu jest w chwili obecnej łatwiejsza w związku z wprowadzeniem eWUŚ-ia (elektroniczna Weryfikacja Uprawnień Świadczeniobiorców). Pracownicy obawiają się, że w przypadku nieodprowadzania składek przez pracodawców, do których są zobowiązani oni również nie otrzymają świadczeń zdrowotnych. Pytanie zasadnicze w związku z tym brzmi jakie są skutki niepłacenia składek do ZUS przez pracodawców oraz co uprawniony może w takiej sytuacji zrobić.
Należy przede wszystkim pamiętać, że pracodawca jest płatnikiem i tylko wyłącznie on jest zobowiązany do wpłacania składek. ZUS nie może żądać wpłaty od pracownika, gdyż z jego wynagrodzenia zostały potrącone odpowiednie składki. W tym stosunku zatem pracodawca jest dłużnikiem wobec ZUS.
Nieopłacenie składek przez pracodawcę nie powoduje, że nie jesteśmy objęci ubezpieczeniem zdrowotnym. W związku z tym nie powinniśmy być przez to pozbawieni opieki medycznej. Inaczej jest w przypadku, gdy mimo że jesteśmy zatrudnieni pracodawca nie zgłosił tego faktu do ZUSu. Taka sytuacja niestety spowoduje, że niezarejestrowanemu pracownikowi zostanie odmówiona pomoc lekarska.
Oczywiście ten stan nie jest zgodny z przepisami prawa. Pracodawca może być w związku z tym narażony na szereg konsekwencji. ZUS może podjąć szereg działań. Po pierwsze za opóźnienie w zapłacie składek zostaną naliczone odsetki. NFZ może także obciążyć pracodawcę wszelkimi kosztami leczenia pracownika, za którego nie odprowadził składek. ZUS ma ponadto możliwość wystąpienia do sądu o nałożenie grzywny do wysokości 5 000 zł. Nieuczciwemu pracodawcy, który uporczywie lub złośliwie nie dopełnia swego obowiązku opłacania składek, grożą również sankcje karne – podlega on karze pozbawienia wolności do lat dwóch. Zostanie on także wykluczony z wszelkich postępowań o udzielenie zamówienia publicznego, a ponadto kwota należna od niego może być ściągnięta przez komornika w postępowaniu egzekucyjnym.
Pracownik może oczywiście sam uzyskać informacje w placówce ZUS, czy pracodawca opłaca składki. W przypadku wiadomości o nieprawidłowościach pracownik może wezwać ZUS do interwencji w tej sprawie. O pomoc w kontroli można zgłosić się także do Państwowej Inspekcji Pracy oraz domagać się swoich praw przed sądem pracy.
Mimo braku obowiązku opłacania składek przez pracowników warto interesować się sprawami, które nas dotyczą i korzystać z instrumentów, które prawo oraz państwo nam stwarza.
[źródło: ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych, ustawa o działalności leczniczej, kodeks pracy, kodeks karny]

Agnieszka Sowińska
konsultant prawny

piątek, 15 listopada 2013

Kolejne wyłudzenia na szkodę NFZ

Dwanaście milionów złotych miał wyłudzić od NFZ zakład opiekuńczo-leczniczy z powiatu hrubieszowskiego na Lubelszczyźnie. Zatrzymano 23 osoby, w tym lekarza - właściciela placówki medycznej. Jak ustaliliśmy, prokuratura musiała być przygotowana na każdą ewentualność. Bo jednoczesne zatrzymanie tak dużej grupy mogło spowodować problemy w funkcjonowaniu placówki, w której przebywają bardzo chorzy pacjenci.
Jak poinformował nas prokurator Romuald Sitarz z Prokuratury Okręgowej w Zamościu, śledczy musieli się do tej akcji dokładnie przygotować, bo w zakładzie leczniczym przebywa około 200 pacjentów, chorych, często w bardzo podeszłym wieku, zniedołężniałych. W gotowości, jak ustaliliśmy, był szpital w Hrubieszowie, ale ostatecznie nikogo nie trzeba było tam przewozić, bo większość zatrzymanych już tam nie pracuje i zatrzymania nie spowodowały większych problemów w ośrodku.

Wpisywano fikcję: że pacjent leży, trzeba go ubierać, karmić, myć

Zarzuty związane z oszustwem na szkodę Narodowego Funduszu Zdrowia i wyłudzeniem refundacji dotyczą lat 2005-2010. Personel medyczny fałszował dokumentację, zaniżając ocenę stanu zdrowia pacjentów przebywających w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Jak mówi prokurator Sitarz, wysokość refundacji z NFZ zależała od stanu "samoobsługi" pacjenta: czy sam je, sam się myje, sam się ubiera, korzysta z toalety. - Zawyżano liczbę pacjentów leżących, którzy rzekomo nie byli samodzielni, a tak naprawdę na przykład sami chodzili do sklepu na zakupy - dodaje Sitarz. W specjalnych kartach wpisywano tak zwaną "zerówkę" - była to informacja, że refundacja powinna być największa, bo pacjent jest całkowicie niesamodzielny.

Główny podejrzany, właściciel ośrodka, przyznał się, że prowadził taką, a nie inną działalność

NFZ przepłacał, bo tak wynikało z dokumentów. Sprawa wyszła na jaw po ustaleniach operacyjnych policji. W sumie, jak wynika z ustaleń śledztwa, bezprawnie wyłudzono 12 milionów złotych. Zatrzymany jest właściciel ośrodka, który pieniądze inwestował m.in. w nieruchomości i fundusze inwestycyjne. Miał też szereg lokat bankowych. Ale zatrzymane są też pielęgniarki i trzech innych lekarzy. Większość przyznała się do winy - wśród nich także pomysłodawca "przedsięwzięcia", Tomasz T. - Przyznał się do prowadzenia takiej działalności - informuje Sitarz. Wszystkim grozi do 10 lat więzienia. W stosunku do głównego podejrzanego prokuratura wystąpiła o 3-miesięczny areszt. Dokonano też zabezpieczenia mienia - głównie majątku zgromadzonego przez Tomasza T. Pieniądze zostaną zwrócone oddziałowi NFZ w Lublinie jako nienależna refundacja.

Źródło Gazeta Wyborcza

77 fałszywych zwolnień lekarskich - lekarz przestępcą

Łódzka Prokuratura Okręgowa oskarżyła 58-letniego lekarza o to, że za łapówki wypisywał fałszywe zaświadczenia. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu w Zgierzu
Obejmuje on wątki wyłączone z dużego śledztwa, w którym zarzuty usłyszało już kilkaset osób, w tym sześciu lekarzy.

58-letni oskarżony jest specjalistą chorób wewnętrznych. Według prokuratury wypisywał zwolnienia osobom, które nigdy nie pojawiły się w jego gabinecie, mimo że z dokumentacji wynika, iż byli jego pacjentami. Wszyscy "chorzy" byli pracownikami sklepów, należących do dużej sieci handlowej.
- Z naszych ustaleń wynika, że od lipca do listopada 2011 roku oskarżony wystawił łącznie 77 niezgodnych z rzeczywistością zwolnień lekarskich - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - W ten sposób pomógł w wyłudzeniu na szkodę ZUS ponad 34 tys. zł. W zamian za wystawianie zaświadczeń przyjął korzyści w kwocie 5,1 tys. zł.

W śledztwie oskarżony przyznał się do zarzutów. Chce się dobrowolnie poddać karze: 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 lata i 1,5 tys. zł grzywny. Jeśli ustaloną z prokuratorem karę zatwierdzi sąd, lekarz będzie musiał oddać także 5,1 tys. zł, które przyjął jako łapówki.
Źródło Gazeta Wyborcza

wtorek, 12 listopada 2013

Błąd w sztuce medycznej a odpowiedzialność cywilno-karna lekarzy – podsumowanie konferencji

Błąd w sztuce medycznej a odpowiedzialność cywilno-karna lekarzy
podsumowanie konferencji, która odbyła się w dniu 5 listopada 2013 r. w Krakowie w
5 Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką

W dniu 5 listopada 2013 r. w Krakowie w 5 Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką odbyła się pierwsza z planowanego cyklu konferencji.
Tym razem zajęliśmy się niezmiernie ważnym tematem, jakim jest błąd medyczny i związana z nim odpowiedzialność cywilna i karna lekarzy.

Prelegentami były radca prawny Aneta Naworska i adwokat Malwina Jarzembska.
Mec. Aneta Naworska przybliżyła samo zjawisko błędu medycznego, omówiła najczęstsze przyczyny jego występowania oraz już szerzej skupiła się na odpowiedzialności cywilnej lekarzy za skutki błędu.
Szeroko omówiona została kwestia zapłaty na rzecz pacjenta zarówno odszkodowania jak i zadośćuczynienia. Skupiono się między innymi na wykazaniu różnic w zakresie odpowiedzialności z uwagi na istotę błędu. Inna opowiedzialność ma miejsce w sytuacji powstania błędu diagnostycznego, a inna w przypadku błędu organizacyjnego. Błędem organizacyjnym będzie np. wycięcie narządu niewłaściwemu pacjentowi. Za taki błąd organizacyjny, jeśli narząd został wycięty zgodnie ze sztuką lekarską, odpowiadać będzie jedynie podmiot medyczny zatrudniający lekarza, sam lekarz zaś odpowiedzialności nie poniesie.
Jednak już w przypadku błędu terapeutycznego dochodzi najczęściej do opowiedzialności solidarnej lekarza z podmiotem go zatrudniającym. Omówione zostały różnice w tej odpowiedzialności z uwagi na różne sposoby zatrudnienia lekarza w podmiocie medycznym. Odpowiedzialność ta układa się różnie, w zależności od tego, czy lekarz zatrudniony jest na podstawie umowy o pracę czy też na kontrakcie.
Ponadto omówiono najciekawsze, w odczuciu prowadzącej, przypadki błędów medycznych z ostatnich lat, które znalazły swój finał na wokandzie sądowej.

Mec. Malwina Jarzembska – skupiła się w swojej prezentacji na przybliżeniu zebranym medykom podstaw prawa karnego. Celem tak poprowadzonego szkolenia było przybliżenie zarówno procedury karnej jak i samego prawa karnego. W sytuacji, gdy lekarz zostanie oskarżony o spowodowanie błędu medycznego, warto znać zarówno swoje prawa, jak i konsekwencje wynikające z jego nieznajomości.
Wstępnie omówiono udział lekarza w postępowaniu karnym jako osoby oskarżonej, niemniej procedura jest tak złożona, że konieczne będzie poszerzenie tego tematu.
Część karna konferncji przyniosła wiele pytań i obaw związanych z coraz bardziej roszczeniowym nastawieniem pacjentów wobec lekarzy.

Jeszcze raz chcemy podkreślić: "Lekarz ma obowiązek leczyć pacjenta zgodnie z aktualną wiedzą medyczną, przy dołożeniu należytej staranności". Leczyć, nie wyleczyć. Analizując dostępne statystyki, należy stwierdzić, iż liczba tzw. "procesów lekarskich" będzie ciągle wzrastać.
Kończąc tym niezbyt entuzjastycznym akcentem, zapraszamy Państwa na kolejną konferencje poświęconą "Dokumenetacji medycznej jako środkowi obrony lekarza w sądzie".
Aneta Naworska

Oskładkowanie umów: szpital nie zapłaci ubezpieczenia za dyżury kontraktowe

ZUS skontrolował umowy na świadczenie usług zdrowotnych (tzw. dyżury kontraktowe), które Wojewódzki Szpital Specjalistyczny nr 3 w Rybniku zawierał z lekarzami i pielęgniarkami, w tym także ze swoimi pracownikami. Zarzucił szpitalowi, że nie odprowadzał od umów zleceń należnych składek na ubezpieczenie.

Czy jednak umowy na świadczenia medyczne, na podstawie których lekarze i pielęgniarki - w wyniku wygranych konkursów - pełnili owe dyżury kontraktowe w szpitalu (z wykorzystaniem szpitalnego sprzętu i aparatury) należy traktować jak umowy zlecenia i odprowadzać za nie zusowskie składki?
Zdaniem ZUS-u
Od czasu wyroku Sądu Najwyższego z 10 grudnia 2004 roku (sygnatura akt III CK 134/04) uważa się, że nie. SN stwierdził w uzasadnieniu, że "umowa o udzielenie zamówienia na świadczenia zdrowotne, o której stanowią art. 35-35a ustawy z 30 VIII 1991 r. o zakładach opieki zdrowotnej i przepisy rozporządzenia Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z 13 VII 1998 roku w sprawie umowy o udzielanie zamówienia na świadczenia zdrowotne, także stanowi umowę nazwaną, do której nie stosuje się z mocy art. 750 k.c. przepisów o zleceniu."
ZUS upierał się jednak, że zawarto typową umowę cywilnoprawną, do której stosuje się, zgodnie z art. 750 kc, przepisy o zleceniu, co w konsekwencji powoduje, że osoba wykonująca taką umowę jest - w świetle art. 8 ust. 2a ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych - pracownikiem. Dlatego też taka umowa podlega obowiązkowym ubezpieczeniom: emerytalnemu, rentowemu, chorobowemu, wypadkowemu, zdrowotnemu.
Ponadto - twierdził ZUS - od przychodu uzyskanego z tytułu umów cywilnoprawnych zawartych z pracownikami szpitala, którzy w ramach umowy na dyżury kontraktowe wykonywali pracę na jego rzecz i pozostają z nim w stosunku pracy trzeba odprowadzić również składki na Fundusz Emerytur Pomostowych.
Sąd podzielił stanowisko szpitala
Spór prawny między ZUS-em a szpitalem w Rybniku rozstrzygnął Sąd Okręgowy w Gliwicach, Ośrodek Zamiejscowy w Rybniku. Szpital reprezentowała Kancelaria Radcowsko-Adwokacka Lege Medicinae Grabowski i Cnota. Istotą sporu była kwestia, czy umowa cywilnoprawna o świadczenie dyżurów kontraktowych jest umową nazwaną czy nienazwaną.

- Przeprowadziłem wywód zmierzający do uwodnienia, że umowa o udzielnie zamówienia na świadczenia zdrowotne jest umową nazwaną, która jest uregulowana w innych przepisach niż przepisy kodeksu cywilnego, co prowadzi do stwierdzenia, że nie stosuje się do niej zapisów kodeksu cywilnego o zleceniu i tym samym nie odprowadza się składek, o których mówił ZUS w wydanej decyzji - opowiada radca prawny Zbigniew Cnota.
- Przedstawiłem także argumenty świadczące o tym, że zakres obowiązków wynikający z umowy o udzielenie zamówienia na świadczenia zdrowotne i umowy o pracę jest całkowicie rozbieżny - dodaje prawnik.
Niedawno zapadł wyrok (jeszcze się nie uprawomocnił). Sąd Okręgowy podzielił argumenty szpitala, że umowa na świadczenie usług zdrowotnych to umowa nazwana, uregulowana przepisami ustawy i rozporządzenia, a więc nie ma do niej zastosowania art. 750 kodeksu cywilnego (do umów o świadczeniu usług, które nie są uregulowane innymi przepisami, stosuje się odpowiednio przepisy o zleceniu).
Nim jednak doszło do pomyślanego dla szpitala rozstrzygnięcia, dyrekcja zarezerwowała środki na ewentualne oskładkowanie umów na świadczenie usług zdrowotnych. Na marginesie warto wspomnieć, że w świetle prawa termin "dyżur lekarski", który pojawiał się w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej, nie jest właściwy, gdyż została ona uchylona ustawą o działalności leczniczej, która weszła w życie 1 lipca 2012 r. Poza tym różnica jest taka, że świadczeniodawców wyłania się obecnie w drodze konkursu na świadczenia zdrowotne.
Pieniądze zostaną w szpitalu, zapłacą lekarze
- Stworzyliśmy rezerwę w kwocie 5 mln zł. Jej wysokość wynika z okresu objętego decyzją ZUS i z liczby lekarzy świadczących usługi zdrowotne tym czasie. U nas na przykład dotyczy to 26 specjalistów, ale w sąsiednim szpitalu - 10. W innych szpitalach mogą to być inne kwoty - mówi Grzegorz Chłodek, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym nr 3 w Rybniku.

Dodaje, że do czasu uprawomocnienia się wyroku nie może rozwiązać rezerwy. Jeśli zaś chodzi o lekarzy, to wszystko wskazuje na to, że na nich spadnie obowiązek odprowadzenia składek za tzw. dyżury kontraktowe w części, jaka przypada na pracobiorców.
Nie jest to jedyna przykra wiadomość dla lekarzy i pielęgniarek. Szykują się zmiany w oskładkowaniu umów. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przygotowało projekt ustawy o zmianie ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych oraz ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, który może niekorzystnie wpłynąć na ich finanse - tak przynajmniej uważa prezydium NRL w stanowisku z 8 listopada 2013 r.
Resort pracy chce zmienić zasady oskładkowania osób pracujących na umowach zleceniach. Tłumaczy, że obecnie w sytuacji, gdy osoba pracuje na kilku umowach, pracodawca płaci składki jedynie od najniższej z nich. Efekt? Niski poziom składek emerytalnych wpływających na konto pracownika, a co za tym idzie - w przyszłości - niższa emerytura.
Dlatego ministerstwo proponuje, by pracownik pracujący na kilku umowach zleceniach odprowadzał składki od wysokości wynagrodzenia minimalnego. Obecnie jest to 1600 zł. Dzięki temu tak zatrudniona osoba będzie mogła w przyszłości liczyć na wyższą emeryturę - przekonuje MPiPS.
NRL: próba ratowania finansów ZUS
Prezydium NRL (mimo że nie zwrócono się do samorządu lekarskiego o skonsultowanie projektu) zajęło stanowisko w tej sprawie. Jest zdania, że "zmuszanie tych osób do obligatoryjnego ponoszenia większych obciążeń nie jest uzasadnione troską o zabezpieczenie emerytalne i rentowe tych osób, lecz stanowi doraźną próbę poprawienia trudnej sytuacji finansowej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych".

NRL wyjaśnia, że w projekcie chodzi o zobowiązanie osób uzyskujących przychód z kilku umów zleceń do odprowadzania składek na ubezpieczenie społeczne w wysokości nie mniejszej, niż obliczona dla podstawy wymiaru składki równej kwocie minimalnego wynagrodzenia.
Samorząd lekarski przypomina, że "w sektorze ochrony zdrowia znaczna część osób wykonujących zawody medyczne pracuje na podstawie umów cywilnoprawnych, co oznacza, że wprowadzenie w życie takiego mechanizmu skutkowałoby zwiększeniem obciążeń finansowych tych osób. Obecne regulacje pozwalają osobom uzyskującym przychód z tytułu kilku umów o pracę dobrowolnie odprowadzać składki na ubezpieczenie społeczne w zakresie szerszym, niż minimalnie wymagany" - czytamy w stanowisku prezydium NRL
"Osoby uzyskujące przychody z kliku umów zlecenia to z reguły osoby przedsiębiorcze, które świadomie podejmują decyzje dotyczące swego zabezpieczenia emerytalnego i rentowego. Zmuszanie ich do obligatoryjnego ponoszenia większych obciążeń nie jest uzasadnione troską o zabezpieczenie emerytalne i rentowe" - uważa prezydium NRL.

MZ: dojdzie do zmniejszenie wpływów z tytułu składki zdrowotnej
Ministerstwo Zdrowia w ramach konsultacji wyraża pogląd, że należy uzupełnić uzasadnienie projektu o analizę zmniejszenia wpływu z tytułu składek na ubezpieczenie zdrowotne spowodowane obniżeniem podstawy jej wymiaru, w szczególności w zakresie umów zleceń, w których kwoty wynagrodzeń nie przekraczają minimalnego wynagrodzenia za pracę (wraz z przychodami z innych tytułów do objęcia ubezpieczeniem zdrowotnym).

Resort zdrowia alarmuje, że "zmniejszenie wpływów z tytułu składki zdrowotnej ma zasadnicze znaczenie dla rzetelnego kształtowania planu finansowego NFZ i planowania całej polityki zdrowotnej państwa w zakresie gwarantowanych świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych."

(Źródło Ryszard Rotaub/Rynek Zdrowia | 12-11-2013 )