poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Pacjent -więzień czyli o prawie do prywatności



Kara pozbawienia wolności (potocznie nazywana karą więzienia) nie pozbawia skazanego podstawowych praw innych oprócz prawa do wolności. Taki człowiek ma także w związku z tym m. in. prawo do opieki zdrowotnej. Zasady udzielania pomocy medycznej dla więźniów zostały zawarte m. in w kodeksie karnym wykonawczym. W przepisach tam zawartych znajdują się regulacje, które wskazują, że w przypadku więźniów przebywających w zakładach karnych typu zamkniętego (w Polsce możemy wyróżnić także zakłady karne typu otwartego i półotwartego) podczas udzielania świadczeń zdrowotnych obecny jest także funkcjonariusz, który nie wykonuje zawodu leczniczego, np. policjant czy pracownik służby więziennej (art. 117 § 7 kodeks karny wykonawczy). W 2010r.  Rzecznik Praw Obywatelskich korzystając ze swoich uprawnień (RPO) wystąpił do TK z wnioskiem o stwierdzenie niezgodności tego przepisu z Konstytucją RP (K 22/10). 26 lutego br. Trybunał wydał wyrok w tej sprawie.
 RPO w uzasadnieniu wniosku podniósł przede wszystkim to, że zaskarżony przepis jest  niezgodny z zasadą poszanowania godności i intymności pacjentów, które są zagwarantowane przez ustawę o zawodzie lekarza i lekarza dentysty oraz ustawie o prawach pacjenta i RPO. Rzecznik podnosił, że pacjentowi bowiem niezależnie od sytuacji podczas zabiegu czy badania powinni towarzyszyć jedynie członkowie personelu medycznego. RPO zauważył, że przez wskazany przepis następuje rozróżnianie pacjentów ze względu na typ zakładu, w jakim  znajduje się pacjent, co nie jest zgodne z Konstytucją. Następuje bowiem ograniczenie konstytucyjnego prawa do prywatności skazanego. We wniosku stwierdzono słusznie, że zmiana trybu przeprowadzania badania więźnia (tj. pod nieobecność funkcjonariusza) może nastąpić tylko i wyłącznie na podstawie wniosku zgłoszonego przez pracownika służby medycznej lub wyznaczonego do asystowania funkcjonariusza. Sprzeciwu czy wniosku takiego rodzaju nie może zgłosić sam skazany.
Wyobraźmy sobie, że więźniem takiego zakładu jest kobieta, która wymaga badania ginekologicznego. Przy takim badaniu musiałby się znaleźć funkcjonariusz (oczywiście również kobieta). Mimo odczuwalnego wstydu i chęci, aby obecnym był tylko lekarz ginekolog, kobieta nie może się w żaden sposób sprzeciwić takiej sytuacji. Mogą uczynić to tylko lekarz lub funkcjonariusz.
Poza tym Rzecznik zwrócił uwagę na fakt, że ten przepis stosuje się odpowiednio do osób tymczasowo aresztowanych. Jeszcze bardziej takie rozwiązanie wzbudziło wątpliwości u RPO, gdyż taka osoba nie została skazana prawomocnym wyrokiem za popełnienie przestępstwa i nie znajduje się w zakładzie karnym typu zamkniętego, więc trudno dopatrywać się analogii w jego sytuacji.
Po rozpatrzeniu sprawy przedstawionej przez Rzecznika 26 lutego TK orzekł, że omawiany przepis jest niezgodny z konstytucją. Trybunał wskazał, że przede wszystkim Państwo powinno zawsze tam gdzie tylko możliwe zagwarantować każdemu człowiekowi (także więźniowi) prawo do prywatności. Trybunał uznał, że  zaskarżony przepis nie daje gwarancji ochrony tego prawa. W komunikacie Trybunału znajdziemy wskazanie, że stosowanie takich środków jak obecność funkcjonariusza podczas każdego badania lekarskiego, czyli ciężar nałożony na pacjenta nie jest proporcjonalny do efektów regulacji, czyli ochrony przed niebezpiecznymi więźniami (tacy bowiem są umieszczani w zakładach karnych typu zamkniętego). Trybunał uznając przepis za niekonstytucyjny, odroczył jednocześnie utratę jego mocy prawnej na okres 12 miesięcy. Do tego czasu ustawodawca powinien zmienić tę regulację uwzględniając fakt, że więzień też jest pacjentem i swoją godność też posiada.


wtorek, 1 kwietnia 2014

Nie ma solidarności środowiskowej - sądy lekarskie mają pełne ręce roboty

Nie od dziś toczy się dyskusja wokół lekarskiego sądownictwa korporacyjnego. Pacjenci często skarżą się, że sądy lekarskie działają na korzyść lekarzy, w myśl zasady, że swój swojego nie skrzywdzi. Czy to sprawiedliwy osąd? Samorząd lekarski przekonuje, że nie, a nowelizacja Ustawy o izbach lekarskich wiele zmieniła w korporacyjnym sądownictwie - nie można już mówić o "zamiataniu pod dywan".
Jak przyznaje prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz z każdym rokiem jest coraz więcej spraw przed sądami lekarskimi.
- W niemal 80 proc. spraw odwoławczych uczestniczą pokrzywdzeni, mimo iż stawiennictwo nie jest obowiązkowe. Dodać należy, że kiedyś niespotykane, dzisiaj stało się dość powszechne stosowanie odpowiedzi na złożone przez druga stronę odwołanie. Pokrzywdzony, który uczestniczy w rozprawie odwoławczej ma prawo do zabrania głosu i kiedy pojawiają się jakieś niejasności, czy sprzeczności - obecność stron na rozprawie umożliwia ich rozwianie - mówi Maciej Hamankiewicz.
Jak informuje Wojciech Łącki będący przez wiele lat przewodniczącym Naczelnego Sądu Lekarskiego, przed NSL znaczący wzrost ilości spraw - prawie 50 proc. nastąpił w 2011 roku - 140 spraw. Przez ostatnie lata liczba spraw utrzymuje się na podobnym poziomie. W 2012 było ich 177, w ubiegłym roku 185.
Przed sądami lekarskimi przy OIL też ilość spraw wzrasta. Wynika to przede wszystkim, zdaniem naszego rozmówcy, z wzrastającej świadomości pacjentów, którzy także traktują postępowania przed sądami lekarskimi jako wsparcie dla roszczeń odszkodowawczych przed sądami cywilnymi.
W trosce o dobre wykonywanie zawodu
Sądy lekarskie to organy samorządów lekarskich (okręgowych izb lekarskich i Naczelnej Izby Lekarskiej) rozpatrujące spawy jedynie z zakresu odpowiedzialności zawodowej lekarzy oraz sprawujące sądownictwo polubowne.
Postępowania wyjaśniające i sprawdzające w zakresie odpowiedzialności zawodowej lekarzy, nadzór nad stosowaniem Kodeksu Etyki Lekarskiej prowadzą z kolei rzecznicy odpowiedzialności zawodowej. Sprawy prowadzone są w dwóch instancjach: na poziomie okręgowych rzeczników oraz naczelnego rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Wszczynają oni postępowania na skutek skargi, zawiadomienia innych organów i instytucji lub z urzędu.
- Odpowiedzialność zawodowa przed sądami lekarskimi jest dodatkowym rodzajem odpowiedzialności, do której może zostać pociągnięty lekarz, który swoim postępowaniem narusza przepisy prawa. Niezależnie od postępowań z zakresu odpowiedzialności zawodowej, lekarze podlegają pełnej odpowiedzialności cywilnej i karnej. Osoba pokrzywdzona bezprawnym działaniem lekarza, nawet gdyby sąd lekarski nie skazał lekarza za przewinienie zawodowe, może dochodzić swoich praw przed sądami powszechnymi - przypomina Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy Ministra Zdrowia.
Więcej uprawnień dla pokrzywdzonych
Ustawa o Izbach Lekarskich z grudnia 2009 (wcześniej ten zakres przepisów był regulowany rozporządzeniem), która weszła w życie 1 stycznia 2010 roku, wraz z nowelizacją z 2013 roku wprowadziła wiele zmian w sądownictwie lekarskim. Dotyczyły one szeregu uprawnień, które otrzymał pokrzywdzony - stając się stroną postępowania.
Została wprowadzona możliwość ustanowienia przez obwinionego lekarza obrońców jak i przez pokrzywdzonego pełnomocników, którzy mogą ustanowić ich spośród lekarzy, adwokatów lub radców prawnych. Uprzednie zapisy dawały możliwość jedynie ustanowienia obrońcy przez lekarza spośród lekarzy lub adwokatów.
Wprowadzone zostały zapisy zapewniające jawność postępowania, umożliwiające każdej zainteresowanej osobie bierny udział w rozprawie. Rozszerzony został katalog kar a ta najsurowsza - pozbawienie prawa wykonywania zawodu - została wydłużona z 3 do 5 lat.
Nowe przepisy ujednoliciły także drogę odwoławczą od orzeczeń sądów dyscyplinarnych kończących postępowanie. Wybrany został model kasacji wnoszonej do Sądu Najwyższego. Ujednolicono również termin wnoszenia tego środka oraz możliwość wnoszenia go od wszystkich orzeczeń niezależnie od rodzaju orzeczonej przez sąd dyscyplinarny kary.
Od orzeczenia sądu lekarskiego kończącego postępowanie ministrowi, prezesowi NRL oraz stronom przysługuje złożenie kasacji do SN. Od chwili wprowadzenia nowej ustawy do dnia dzisiejszego złożono 28 kasacji od orzeczeń NSL (w 2013 było 17 takich spraw).
- Początkowo postępowań kasacyjnych było niewiele, z biegiem czasu jest ich coraz więcej. Funkcjonuje to dobrze. Sąd Najwyższy działa szybko, nie ma przewlekłości tego postępowania, które trwa 2-3 miesiące - mówi Wojciech Łacki.
- Jako prezes Naczelnej Rady Lekarskiej z prawa do złożenia kasacji skorzystałem dwukrotnie. W obu przypadkach Sąd Najwyższy uchylił orzeczenia NSL - mówi z kolei prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz.
Nie zamiatać pod dywan
Zdaniem Adama Sandauera wieloletniego prezes Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere, niepożądane zdarzenia w medycynie zdarzały się i będą się zdarzać. Ważne jest aby, kiedy już dojdzie do jakiegoś nieszczęścia, pacjent otrzymał pomoc, a nie tuszowano takich faktów. Istotne jest także aby również lekarz czuł się bezpiecznie.
-Trzeba pamiętać o tym że lekarz ma prawo się bronić, ale także o tym, że nie ma równowagi sił pomiędzy pacjentem i lekarzem. Pacjent jest chory - lekarz zdrowy. Pacjent spał w czasie zabiegu - lekarz nie spał - przeprowadzał zabieg. Dokumentację medyczną sporządzał lekarz a nie pacjent - mówi Sandauer.
I dodaje: - Jestem przekonany, że trzeba budować system, w którym lekarz w przypadku recydywy przewinienia w procesie leczenia pacjenta powinien ponosić dotkliwą karę. Te najsurowsze powinny być stosowane w przypadku próby zamiatania takich spraw pod dywan. Lekarze muszą ponosić konsekwencje swoich błędów, nie można jednak robić na nich nagonki. Nie wolno budować barykady pomiędzy lekarzem a pacjentem. Zarówno jeden jak i drugi powinni się czuć bezpiecznie.
Minister nie walczy z patologiami?
Po medialnej burzy wywołanej śmiercią bliźniąt w styczniu bieżącego roku, na konferencji prasowej minister Bartosz Arłukowicz zapewniał, że z pełną determinacją będzie „ścigał każdą patologię i mówił o niej głośno po to, żeby fałszywe rozumienie solidarności środowiskowej nie rzucało cienia na całe dziesiątki tysięcy lekarzy uczciwie pracujących”.
Nie była to pierwsza deklaracja ministra dotycząca naprawy całego systemu ochrony zdrowia. Jak przypomina Wojciech Łącki, minister w swoim "Liście do przyjaciół lekarzy" zarzucał sądom lekarskim nadmierną łagodność.
- Minister jest niekonsekwentny, ma przecież prawo wnieść kasację od wyroku NSL i nie zgodzić się np. z wysokością kary, która w jego opinii może być niewspółmierna w stosunku do przewinienia. Nigdy jednak tego nie zrobił - stwierdza Łącki.
- Gdyby pan minister naprawdę chciał rejestrować, analizować i eliminować tzw. zdarzenia niepożądane, już dawno skorzystałby z propozycji, które są sprawdzone na świecie i pomogłyby w dogłębnym sprawdzaniu każdych przypadków i ograniczaniu najróżniejszych błędów, w tym także medycznych - mówi z kolei Hamankiewicz.
Prezes uważa, że bez odpowiednich narzędzi nigdy nie będzie można skutecznie walczyć z patologiami.
- Apelujemy o ich wprowadzenie już dawno, m.in. o stworzenie rejestru błędów medycznych czy tzw. rejestru zdarzeń niepożądanych w każdej placówce medycznej. Lekarze domagają się takich działań, bo wszystkim nam zależy na tym, by jednostkowe, negatywne przypadki nie rzutowały na wizerunek całego środowiska lekarskiego. Minister w tej sprawie nie robi nic - dodaje.

Źródło: Jacek Janik/Rynek Zdrowia | 02-04-2014 06:15