Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 4 marca 2014

Imię dla zarodka





              W wydaniu „Dużego Formatu” z 27 lutego 2014 r. w artykule „Musisz pochować 3 milimetry” poruszony został temat wcale nie rzadkiego zjawiska zmuszania rodziców po poronieniu do wypełniania aktów urodzenia i wyprawiania pogrzebów martwo urodzonym dzieciom – nawet tym kilkumilimetrowym.
              Niegdyś głośno było o pozbawianiu kobiet po poronieniach prawa do odebrania ciała płodu i do jego godnego pochówku. Obecnie w wielu szpitalach – może w wyniku tych kontrowersji, a może z powodu światopoglądu osób zarządzających – sytuacja przybrała inny, zgoła absurdalny obrót. Po utracie kilkutygodniowej ciąży kobiety bywają stawiane przed koniecznością wyboru imienia i płci martwego dziecka. Następnie organizowany jest pogrzeb. Łatwo wyobrazić sobie traumę, jaką przeżywają rodzice – ból spowodowany utratą ciąży potęgowany jest głosami, że kilkumilimetrowy zarodek niemal był jak w pełni wykształcone dziecko, które nosi imię i należy mu się pochówek na cmentarzu. Kobiecie zabiera się wybór co do tego, jak powinna traktować utraconą ciążę i narzuca jej się niejako obowiązek przeżywania żałoby.
              W takiej sytuacji znalazła się Iwona – bohaterka tekstu w „Dużym Formacie”. Ciąża kobiety obumarła między szóstym a dziewiątym tygodniem. Długość płodu określono na ok. 3 mm. Iwona trafiła do Szpitala Wojskowego w Żarach, gdzie wywołano u niej poród. Następnego dnia pielęgniarki poinformowały dziewczynę, że musi podać imię i płeć dziecka, bo tak stanowi prawo. Iwona wybrała imię, zastrzegła przy tym, że nie chce odbierać zwłok i życzy sobie, by je spopielono. Pielęgniarki namawiały jednak ją na pochówek dziecka, a nawet kusiły zasiłkiem pogrzebowym.
Tydzień później matka Iwony odebrała telefon z zaproszeniem na pogrzeb wnuczki.  Okazuje się, że szpital w każdym przypadku zleca gminnemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej pochówek martwych dzieci. Ośrodek organizuje pogrzeb i wyrabia akt urodzenia w Urzędzie Stanu Cywilnego. Koszty pochówku pokrywa ZUS. Rzeczniczka szpitala informuje, że szpital nie ma możliwości spopielenia zwłok, dlatego zleca pochówek miastu.
Warte przytoczenia są wypowiedzi zastępcy kierowniczki OPS w Żaganiu dla dziennikarki „Dużego Formatu”: „To jest człowiek. Myśli pani, ze jak kobieta się zrzeknie ciała, to ono samo wyparuje? Dziecko umarło, trzeba je pochować.”, „ośrodek zawsze zadba o godny pogrzeb. Ma być krzyż, mała trumienka i ksiądz”, czy „gdyby dyrektor wojskowego szpitala był ateistą, dzieci szłyby do pieca, ale jest inaczej.”. Nie wydaje się, by w tak przedstawionej sytuacji kobieta miała możliwość jakiegokolwiek wyboru.

              Zjawisko stawiania rodziców przed koniecznością pochówku obumarłego płodu oraz wyboru jego imienia i płci rodzi liczne pytania natury prawnej. Tym bardziej, że we wspomnianym szpitalu pielęgniarki mówiły wprost, że „takie jest prawo”. A więc jak jest w rzeczywistości?
Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi z dnia 7 grudnia 2001 r. (będącym aktem wykonawczym do ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r.) za zwłoki uważa się ciała dzieci martwo urodzonych, bez względu na czas trwania ciąży. Do czasu wydania tego rozporządzenia, zwłoki płodu do 22 tygodnia określane były jako „szczątki”, co nierzadko tworzyło problemy dla rodziców chcących na własną rękę zorganizowań pogrzeb.
To samo rozporządzenie stanowi w § 7: Zwłoki dzieci martwo urodzonych są chowane przez osoby uprawnione, o których mowa w art. 10 ust. 1 ustawy; na wniosek osób uprawnionych zwłoki te mogą być spopielone przez zakłady opieki zdrowotnej dysponujące odpowiednimi urządzeniami do tego celu.
Osobami uprawnionymi są w tym przypadku bliscy zmarłego (małżonek, krewni i powinowaci wg stopnia określonego w ustawie).
Co zaś się tyczy sporządzenia aktu urodzenia, ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych stanowi: W przypadku dziecka martwo urodzonego, bez względu na czas trwania ciąży, dla którego na wniosek osoby uprawnionej do pochowania, o której mowa w art. 10 ust. 1, sporządzono kartę zgonu, dla celów określonych w ust. 5 nie jest wymagana adnotacja urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu.
To znaczy, że gdyby w przypadku historii Iwony szpital uszanował jej prośbę o spopielenie zwłok, nie byłoby konieczne rejestrowanie dziecka w USC, a tym samym wybór jego imienia i płci.
Potwierdza to Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia w wypowiedzi dla „Dużego Formatu”: „Do ich pochowania, zwłaszcza tych z bardzo wczesnych ciąż, nie jest konieczna rejestracja w USC. Szpital powinien wystawić zaświadczenie lekarskie stwierdzające pochodzenie szczątków. Nie jest konieczne, ani określanie płci ani nadanie imienia”.
Rzecznik dodaje także: „W przypadku utraty wczesnej ciąży rodzice mają prawo do pochówku płodu, ale to nie obowiązek. Pacjentka ma prawo wiedzieć o możliwości pochowania płodu, jak i zostawienia go w szpitalu. Lecznica może zlecić spopielenie zwłok (prochy trafią do zbiorowej mogiły, kolumbarium) lub zlecić pochówek gminie. Nie ma obowiązku informowania rodziców, gdzie jest grób.”
Bohaterka artykułu zgłosiła sprawę do prokuratury pod kątem poświadczenia nieprawdy w dokumentach państwowych przez personel medyczny. W dokumentach podano przecież płeć dziecka, której nie sposób określić na tym etapie ciąży - w takim wypadku powinny zostać przeprowadzone badania genetyczne ustalające płeć płodu.

Warto na koniec dodać, że każdej kobiecie, która znalazła się w opisanej sytuacji przysługują roszczenia o zadośćuczynienie z tytułu naruszenia dóbr osobistych (takich jak zdrowie i integralność psychiczna, godność czy swoboda sumienia) bądź też zadośćuczynienie z tytułu rozstroju zdrowia i wynikającej z tego krzywdy (bohaterka tekstu po zdarzeniu musiała rozpocząć terapię u psychologa, miała lęki i objawy stresu pourazowego).


Justyna Bachórska,
aplikantka radcowska







czwartek, 9 stycznia 2014

Strasburg: automatyczne nadawanie dziecku nazwiska ojca to dyskryminacja

Europejski Trybunał Praw Człowieka w wyroku z 7 stycznia br. uznał, że brak możliwości nadania dziecku narodzonemu w małżeństwie nazwiska matki stanowi dyskryminację ze względu na płeć rodziców.
articleImage: Strasburg: automatyczne nadawanie dziecku nazwiska ojca to dyskryminacja fot. Thinkstock
Skarga została wniesiona przez włoskie małżeństwo, któremu w 1999 r. urodziło się pierwsze dziecko. Po zawarciu związku małżeńskiego małżonkowie zachowali swoje i chcieli, aby ich dziecko nosiło nazwisko matki, a nie nazwisko ojca. Okazało się to jednak niemożliwe - włoski urząd stanu cywilnego zdecydowanie sprzeciwił się tej prośbie. Na podobnym stanowisku stanęły włoskie sądy: sąd pierwszej instancji uznał, iż jakkolwiek zasada nadawania dziecku nazwiska ojca nie została skodyfikowana, to jest ona wyrazem głęboko zakorzenionej tradycji włoskiej i odzwierciedla włoską tożsamość narodową. Krajowy Trybunał Konstytucyjny uznał zaś, iż możliwość nadawania dzieciom zrodzonym w małżeństwie rodowego nazwiska matki może zostać wprowadzona jedynie decyzją ustawodawcy.
Trybunał w Strasburgu nie podzielił tej argumentacji i stwierdził naruszenie art. 8 Konwencji o prawach człowieka (prawo do poszanowania życia rodzinnego i prywatnego) w związku z art. 14 Konwencji (zakaz dyskryminacji). Trybunał wielokrotnie w swym orzecznictwie podkreślał, że różnica w traktowaniu wynikająca z różnicy płci musi zostać bardzo dobrze uzasadniona, aby nie została uznana za naruszenie zakazu dyskryminacji. Podobnie Trybunał wielokrotnie podkreślał szkodliwość dyskryminacji ze względu na płeć oraz konieczność praktycznej realizacji równości płci oraz wykorzeniania dyskryminacji płciowej, także w dziedzinie praw stanu cywilnego. W omawianej sprawie wybór nazwiska dziecka małżeńskiego dokonywał się wyłącznie w oparciu o płeć rodzica - dziecko automatycznie dostawało nazwisko ojca, nawet jeżeli oboje rodzice życzyli sobie innego rozwiązania. Włoski Trybunał Konstytucyjny wywiódł źródła tego systemu z patriarchalnej koncepcji rodziny, lecz system ten został uznany przez Trybunał w Strasburgu za sprzeczny z konwencyjną zasadą równości kobiet i mężczyzn w świetle prawa (obecną także w konstytucji włoskiej). Być może - zdaniem Trybunału - zasada automatycznego nadawania dziecku nazwiska męża jest wygodna i praktyczna, a nawet niekoniecznie sprzeczna z Konwencją, lecz brak możliwości odstąpienia od tejże zasady jest nadmiernie restrykcyjny i dyskryminuje kobiety. Tym samym narusza postanowienia Konwencji.
Trybunał w swym orzecznictwie konsekwentnie wykazuje się dużą wrażliwością na zmiany światopoglądowe zachodzące w obecnie w wielu społeczeństwach państw Rady Europy. Prawo do poszanowania życia rodzinnego to jedno z tych praw podstawowych, którego rozumienie i wykładnia przeszły najgłębszą ewolucję w ciągu ostatnich 20 lat. Z całą pewnością umiejętność odzwierciedlenia aktualnych prądów społecznych to siła Trybunału Praw Człowieka, który w ten sposób nie zasklepia się w sztywnej, a w efekcie archaicznej wykładni praw podstawowych, lecz dba o to, by Konwencja ciągle realizowała prawa praktyczne i skuteczne, a nie iluzoryczne i teoretyczne. Społeczeństwa europejskie zmieniają się, a wraz z nimi zmienia się treść praw podstawowych przysługujących jednostkom. To dobrze, że Trybunał w Strasburgu cały czas trzyma "rękę na pulsie".
Tak wynika z wyroku Trybunału z 7 stycznia 2013 r. w sprawie nr 77/07, Cusan i Fazzo przeciwko Włochom.
Katarzyna Warecka

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Szpital zaproponował rodzicom 1 zł odszkodowania za śmierć dziecka


Judyta Watoła 2013-12-16, ostatnia aktualizacja 2013-12-16 00:58:50
Szpital zaproponował rodzicom 1 zł za śmierć dziecka. Inne za trwały uszczerbek na zdrowiu oferują po 1 tys. zł. Wszystko zgodnie z prawem, bo przepisy nie określają minimalnej kwoty odszkodowań
- Poczułam, jakby roześmiali mi się w twarz - mówiła dziennikarzom Maria Świrk, kiedy wiosną Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu zaproponował jej 500 zł odszkodowania za śmierć męża.

Komisja przy wojewodzie orzekła, że lekarze w USK nie wykonali koniecznych dla niego badań. Przez to nie wykryli tętniaka. Kilka dni później zmarł w innym szpitalu.

Ta sprawa stała się głośna, ale o innych, podobnych, jest cicho. Pacjenci i ich rodziny upokorzeni propozycjami rażąco niskich odszkodowań wolą milczeć.

Z danych zebranych przez biuro Rzecznika Praw Pacjenta wynika, że takich przypadków jest wiele. Pacjent z Małopolski (RPP nie podaje nazw szpitali, tylko województwa) z powodu złego leczenia zachorował na zakrzepowe zapalenie żył. Pojawiły się skrzepliny, które mogą doprowadzić do zatoru i śmierci. Szpital zaproponował mu 7,5 tys. zł. Chory się nie zgodził. Podobnie jak pacjenci ze Śląska: jednemu szpital zaproponował za trwałe uszkodzenie ciała 3 tys. zł, drugiemu zaledwie połowę tej kwoty. W województwach lubelskim i świętokrzyskim szpitale proponowały za uszkodzenie ciała po 1 tys. zł, a jeden ze szpitali w podkarpackim - tylko 1 zł.

Za małe odszkodowanie nie istnieje

Równie niskie odszkodowanie, ale tym razem za śmierć, zaproponował rodzicom zmarłego dziecka szpital na Dolnym Śląsku.

- To tak, jakby dostali w twarz. Pytaliśmy, czy nie chcą tego nagłośnić, ale byli tak przybici, że się nie zgodzili - usłyszeliśmy w Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych we Wrocławiu.

Takie komisje działają od dwóch lat przy wszystkich urzędach wojewódzkich. W założeniu miały ułatwić pacjentom lub ich rodzinom uzyskanie odszkodowania za błąd w leczeniu. Dzięki nim nie muszą oni już iść do sądu, gdzie sprawy ciągną się nieraz latami. Wystarczy, że złożą wniosek w komisji. Ta ma cztery miesiące na jego rozpatrzenie. Nie orzeka o winie lekarza czy pielęgniarki. Stwierdza tylko, czy doszło do zdarzenia medycznego, co w tym wypadku oznacza złą diagnozę, zakażenie, uszkodzenia ciała, rozstrój zdrowia, a także śmierć, które były skutkiem działania niezgodnego z wiedzą medyczną.

Minister zdrowia w rozporządzeniu określił maksymalne kwoty odszkodowań: 100 tys. zł w przypadku uszczerbku na zdrowiu i 300 tys. zł, gdy doszło do śmierci. Minimalnych kwot nie podał.

Ubezpieczenia za drogie, lepiej iść do sądu

Poza obowiązkowym ubezpieczeniem od odpowiedzialności cywilnej (OC) szpitale odtąd miały także obowiązkowo kupować polisy od zdarzeń medycznych. Okazały się za drogie. Kilkusetłóżkowy szpital z wieloma oddziałami zabiegowymi za samo OC musi płacić 700-800 tys. rocznie, druga polisa wyceniana jest podobnie. Ministerstwo ustąpiło więc pod presją dyrektorów szpitali: druga polisa jest teraz dobrowolna. Większość szpitali jej nie kupuje. Kiedy wojewódzka komisja uzna, że doszło do zdarzenia medycznego i pokrzywdzonemu należy się odszkodowanie, szpital musi je wypłacić z własnego budżetu.

Nie wszyscy wykorzystują brak minimalnych kwot odszkodowań. Np. w województwie podlaskim wypłacano za uszczerbek na zdrowiu po 60-65 tys. zł. Jednak większość szpitali proponuje niewiele. Dowód: od stycznia do lipca tego roku komisje wydały 46 orzeczeń, po których pacjentom należały się odszkodowania. Aż 26 odmówiło ich przyjęcia z powodu zbyt niskiej kwoty.

Szpitale z góry wiedzą, że takie kwoty będą odrzucone i pacjenci pójdą walczyć o swoje do sądu. Mają w tym cel: po pierwsze, rozstrzygnięcie zostanie odłożone w czasie, może nawet na lata. Po drugie, kiedy sprawa toczy się przed sądem cywilnym, odszkodowanie zostanie zapłacone z obowiązkowej polisy OC. Nie obciąży więc budżetu szpitala.

Płatność była, obowiązek z głowy

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, który zaproponował za śmierć 500 zł, pośrednio przyznaje się do takiego uniku. "Z opinii prawnej sporządzonej na zlecenie szpitala wynika, że przepisy ustawy określające sposób powołania, działania oraz uprawnienia komisji wojewódzkiej naruszają szereg postanowień Konstytucji. Dlatego też intencją szpitala było rzetelne rozpatrzenie sprawy przez niezawisły sąd" - napisał nam USK w mailu. Pytamy jednak, czy szpitalowi, który przez samego ministra zdrowia stawiany jest innym za wzór, nie było zwyczajnie wstyd proponować wdowie tak małych pieniędzy? Odpowiedź brzmi: nie. "Proponując kwotę odszkodowania, szpital wypełnił swój ustawowy obowiązek" - czytamy.

- To jest potworny grzech prawniczego formalizmu. Ochrona prawna ma być efektywna, a nie formalna. Trzeba to uznać, a nie dawać złotówkę czy pięćset złotych i odnotować, że płatność była. To wstrętne wobec ludzi - oburza się prof. Ewa Łętowska, była rzeczniczka praw obywatelskich.

Rzecznik praw pacjenta chce zmiany w przepisach: odszkodowanie powinno jego zdaniem wynieść co najmniej 50 proc. kwoty maksymalnej określonej w rozporządzeniu ministra, czyli np. w przypadku śmierci 150 tys. zł.

Ministerstwo Zdrowia, które przygotowuje właśnie nowelizację przepisów o odszkodowaniach, na propozycję RPP jednak się nie zgadza. Tłumaczy, że jeśli pacjentowi nie podoba się za niskie odszkodowanie, może przecież iść do sądu. A idea prawnego "wyceniania" minimalnej wartości szkody budzi wątpliwości, bo "każdy przypadek jest inny i powinien być rozpatrywany indywidualnie".

- Przepisy o komisjach miały umożliwić pacjentom uniknięcie długiej sądowej drogi, a tymczasem ministerstwo z powrotem do sądu odsyła. To kompromitacja - komentuje Marek Balicki, były minister zdrowia.

środa, 9 listopada 2011

Rozwód – jak osiągnąć porozumienie w kwestii opieki nad dziećmi?


Kryzys rozwodowy jest szczególnym rodzajem konfliktu rodzinnego. Prowadzi on do znaczących zmian w życiu każdego z małżonków. Towarzyszą mu silne emocje. Rozpad fundamentalnej więzi i związany z tym lęk oraz niepewność utrudniają rozwiązywanie problemów, a w konsekwencji podejmowanie konstruktywnych porozumień. Uwaga małżonków koncentruje się przede wszystkim na swoim cierpieniu, rozpamiętywaniu ran i walce o to pod czyją opieką pozostaną dzieci.
            Jednakże  należy pamiętać, że rozwód to wyrok dla wszystkich członków rodziny, nie tylko dla małżonków. Jest on przede wszystkim jednym z najczęściej występujących negatywnych doświadczeń życiowych dzieci. Niejednokrotnie jest nim nie tyle sam rozwód, ale narastający wokół niego konflikt. Powszechnie przyjmuje się, iż dzieci z rozbitych rodzin mają problemy emocjonalne i behawioralne. Często bowiem silne przeżycia wywołanie rozwodem rodziców, wpływają na ich psychikę i utrzymują się aż do dorosłości. Nierzadko zakładając już własne rodziny powielają one wzorce swoich rodziców biorąc rozwód czy separację. Z tego punktu widzenia zagłodzenie konsekwencji konfliktu rozwodowego wydaję się być niezbędne.
            Małżonkowie zajęci wzajemnym oskarżaniem się często nie zdają sobie sprawy, że ich pociechy tak emocjonalnie przeżywają ich rozstanie. Niezależne od wieku dzieci przeważnie nie chcą, aby ich rodzicie się rozstali i obwiniają jedno z nich za zaistniałą sytuację. Obawiają się odtrącenia przez jednego z rodziców, czują się niepotrzebne i niekochane. Podkreśla się, że regularny kontakt dziecka z drugim rodzicem pomaga mu poradzić sobie z zaistniałą rzeczywistością. Dlatego tak ważne jest osiągnięcie przez małżonków porozumienia co do sposobu wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywania kontaktów z dzieckiem określonego w polskim prawie w art. 58 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Wypracowanie wspólnego porozumienia pozwoli  przede wszystkim uniknąć traktowania rozwodu jako wojny rozgrywanej na sali sądowej, którą wygra ten, kto zada celniejszy cios. Jest świadomym  wyrazem wzięcia na siebie przez rodziców odpowiedzialności za decyzje o opiece nad dziećmi. Przed wejściem w życie wspomnianego przepisu tj. przed 2009 r. to niejako sąd „wyręczał” rodziców w podejmowaniu tak ważnej decyzji. Niestety, po prawie dwóch latach funkcjonowania przepisu wciąż niewielu Polaków zdaje sobie sprawę istnienia tej instytucji prawnej.
            Zgodnie z art. 58 § 1a  k.r.o. sąd może pozostawić władzę rodzicielską obojgu rodzicom na ich zgodny wniosek, jeżeli przedstawili porozumienie o sposobie wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywaniu kontaktów z dzieckiem po rozwodzie. Inaczej mówiąc, jeżeli oboje rodzice chcą, aby sąd przyznał im władzę rodzicielką,  muszą złożyć zgodny wniosek w tej kwestii i dołączyć do niego porozumienie. Jeżeli natomiast strony takie wniosku nie przedstawiły, sąd może jedynie nakłaniać rodziców do próby zawarcia porozumienia
            W praktyce oznacza to, że rozwodzący się małżonkowie muszą przezwyciężyć negatywne emocje związane często z nienawiścią i żalem do drugiej strony i pomimo trwającego konfliktu mają szansę pomyśleć o wspólnej opiece nad dziećmi.  Czasami niestety nie będzie to możliwe ze względu na istniejącą nierównowagę sił w związku, gdzie jeden z małżonków będzie starał się wywierać presję na współmałżonka, zbyt traumatyczne przeżycia związane z rozstaniem albo odmienne poglądy co do sprawowania opieki rodzicielskiej.         Należy jednak pamiętać, iż porozumienie dla sądu nie jest wiążące. Jego uwzględnienie jest zależne od przeświadczenia sądu, że rodzicie, pomimo rozwodu i narastającego wokół niego konfliktu, są w stanie współdziałać ze sobą w sprawach dziecka. Zgodnie z art.58 § 1 porozumienie musi być zgodne z dobrem dziecka. Dopiero po spełnieniu warunków określonych powyżej sąd w wyroku rozwodowym uwzględnia porozumienie o sposobie wykonywania władzy rodzicielskiej i kontaktach z dzieckiem.            
            Nie zawsze mimo szczerych chęci byłym partnerom udaje się samodzielnie sporządzić porozumienia co do opieki nad dziećmi. Niewątpliwie potrzebna jest w tym momencie wiedza specjalistyczna, zwłaszcza prawnicza. Warto skorzystać z usług doświadczonego prawnika, którego rola sprowadza się w tym przypadku nie tylko do oceny prawidłowości postanowień porozumienia, ale wsparciu małżonków w dochodzeniu do rozwiązań, które usatysfakcjonują obie strony.
            Odpowiedź na pytanie jak powinno wyglądać porozumienie w sprawie opieki nad dzieckiem nie jest prosta, ponieważ nie istnieje jeden uniwersalny wzór. Niewątpliwie porozumienie, nazywane również Planem Wychowawczym czy Planem Opieki Rodzicielskiej, wymaga bardzo szczegółowego uregulowania jak będzie sprawowana władza rodzicielska po rozwodzie. Takie sformułowanie z pewnością zmniejszy prawdopodobieństwa występowania w przyszłości konfliktów. W planie wychowawczym należy określić więc  kto będzie sprawował bezpośrednią opiekę  i jak będą wyglądały kontakty z dzieckiem, ponadto wskazać sposób podejmowania decyzji istotnych w życiu dziecka i rozstrzygania sporów między rodzicami oraz sprecyzować kwestię związaną z wydatkami na potrzeby dziecka.
             Jedną z form ustalenia opieki nad dziećmi jest opieka naprzemienna polegająca na tym, że dziecko miałoby przebywać okresowo raz u jednego rodzica, raz u drugiego i w tym czasie rodzic sprawowałoby władzę rodzicielką. Generalnie jej ideą jest umożliwienie dziecku spędzania porównywalnej (ale niekoniecznie równej) ilości czasu u każdego z rodziców oraz zapewnienie normalnego uczestnictwa w rozwoju dziecka po rozstaniu. W związku z powyższym w planie wychowawczym należy określić w nim na pierwszym miejscu formę sprawowania opieki naprzemiennej. Formy mogą być bardzo różne, od rozwiązania w którym dziecko spędza np. miesiąc z każdym z rodziców na zmianę, aż do mieszkania z jednym z rodziców w czasie roku szkolnego, a z drugim podczas wakacji. Plan powinien być jak najbardziej precyzyjny w celu zapewnienia dobrej organizacji. Oprócz elementów wcześniej wskazanych, wymaga się aby zawierał szczegółowe regulacje odnośnie transferu dziecka do drugiego rodzica (wskazane jest aby mieszkali blisko siebie, najlepiej w tym samym mieście), kosztów partycypowania w wydatkach, podejmowanie decyzji w zakresie uczestnictwa w zajęciach lekcyjnych i wiele innych. Ponadto ważne jest zapewnienie dziecku własnych pokoi w obydwóch domach, które powinny być podobne w celu zapewnienia poczucia bezpieczeństwa i przynależności
            Opieka naprzemienna jest niewątpliwie wyzwaniem dla rozstających się rodziców i stawia im wysokie wymagania, którym nie wszyscy są w stanie sprostać. Niejednokrotnie jest związana z nakładami finansowymi, w związku, z czym nie wszystkim na tą formę opieki stać.
            Na zakończenie warto dodać, iż porozumienie w sprawie kontaktów z dzieckiem jest możliwe niezależnie od tego jak sąd rozstrzygnął w wyroku o władzy rodzicielskiej. Kontakty z dzieckiem stanowią odrębny przedmiot porozumienia, stanowią bowiem atrybut niezależnym od władzy rodzicielskiej. Zgodnie z art. 113 § 2 k.r.o. obejmują one w szczególności przebywanie z dzieckiem (odwiedziny, spotkania, zabieranie dziecka poza miejsce jego stałego pobytu) i bezpośrednie porozumiewanie się, utrzymywanie korespondencji, korzystanie z innych środków porozumiewania się na odległość, w tym ze środków komunikacji elektronicznej. Porozumienie zostanie uwzględnione, jeśli jest zgodne z dobrem dziecka. Zgodnie z art. 1131 k.r.o. § 1. Jeżeli dziecko przebywa stale u jednego z rodziców, sposób utrzymywania kontaktów z dzieckiem przez drugiego z nich rodzice określają wspólnie, kierując się dobrem dziecka i biorąc pod uwagę jego rozsądne życzenia; w braku porozumienia rozstrzyga sąd opiekuńczy. 
mec. Malwina Jarzembska
Kancelaria Naworska Marszałek Płaza Sp.k.
w Toruniu