Pokazywanie postów oznaczonych etykietą błąd medyczny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą błąd medyczny. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 28 września 2014

Polisa od błędów w sztuce



Zgodnie z treścią art. 5 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011r. o działalności leczniczej ( Dz. U. Nr 112, poz. 654) lekarze ( przedsiębiorcy) wykonujący zawód w ramach działalności leczniczej określonej w niniejszej ustawie muszą mieć obowiązkowe ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej podmiotu wykonującego działalność leczniczą.

Zakres ubezpieczenia obowiązkowego:
  • odpowiedzialność podmiotu wykonującego działalność leczniczą w Polce za szkody będące następstwem udzielania świadczeń zdrowotnych;
  • odpowiedzialność podmiotu wykonującego działalność leczniczą w Polsce za szkody wynikające z niezgodnego z prawem zaniechania udzielania świadczeń zdrowotnych, które miało miejsce podczas ochrony ubezpieczeniowej

Zakres powyższego ubezpieczenia określa rozporządzenie ministra finansów z 22 grudnia 2011r.

Zaznaczyć należy, że ubezpieczenie obowiązkowe chroni wyłącznie od szkód osobowych, czyli takich, które dotyczą bezpośrednio człowieka, jak uszkodzenie ciała.

Z uwagi na powagę błędów w sztuce lekarskiej, które ściśle wiążą się ze zdrowiem i życiem człowieka, określone w rozporządzeniu minimalne sumy gwarancyjne wynoszą odpowiednio:

    • 75 tys. euro- na jedno zdarzenie;
    • 350 tys. euro- na wszystkie zdarzenia

Pamiętać należy, że ubezpieczeniem obowiązkowym nie są objęte szkody wyrządzone przez podmiot wykonujący działalność leczniczą:

    • po pozbawieniu lub w okresie zawieszenia prawa do prowadzenia działalności leczniczej;
    • polegające na uszkodzeniu, zniszczeniu lub utracie rzeczy;
    • po zapłacie kar umownych;
    • powstałe wskutek działań wojennych, stanu wojennego, rozruchów i zamieszek, a także aktów terroru.

W odniesieniu do lekarzy niebędących przedsiębiorcami, którzy wykonują zawód w innej formie, np. na podstawie umowy o pracę albo umowy cywilnoprawnej obowiązkowe ubezpieczenie OC nie obowiązuje. Jednakże nie stoi to na przeszkodzie, by lekarz ubezpieczył się dobrowolnie w zakresie OC z tytułu wykonywania zawodu lekarza na warunkach oferowanych przez zakłady ubezpieczeń.

Dobrowolność ubezpieczenia

Z ubezpieczeniem dobrowolnym mamy do czynienia wówczas, gdy ubezpieczenie jest ubezpieczeniem nadwyżkowym i wykorzystywane jest po wyczerpaniu sumy gwarancyjnej z ubezpieczenia obowiązkowego.

Do sytuacji takich dochodzi wówczas, gdy wyrządzona przez lekarza szkoda będzie wyższa, albo gdy na skutek błędu przy operacji pacjent będzie niepełnosprawny, co z kolei będzie wiązało się z koniecznością wypłaty renty.
W takich okolicznościach pojawia się możliwość wykupienia ubezpieczenia dobrowolnego.
Zaletami ubezpieczenia dobrowolnego jest nie tylko możliwość podwyższenia sumy gwarancyjnej, w przypadku gdy kwota jest niewystarczająca do pokrycia szkody, ale także stanowi swoiste zabezpieczenie dla lekarza oraz podmiotów leczniczych w stosunku do osób trzecich, nie objętych obowiązkowym ubezpieczeniem za wyrządzone wobec nich szkody.

Ubezpieczenie dobrowolne nie obejmuje szkód wyrządzonych umyślnie, jak również szkód wyrządzonych przez osoby nieposiadające odpowiednich kwalifikacji w związku z wykonywanymi przez nie zabiegami chirurgicznymi, plastycznymi bądź kosmetycznymi.

Termin ważności ubezpieczenia

Istotną kwestią związaną z ubezpieczeniem jest okres jego trwania. Obowiązkowe ubezpieczenie OC obejmuje swoim zakresem odpowiedzialność cywilną za szkodę wywołaną działaniem lub zaniechaniem podmiotu ubezpieczonego, które miało miejsce w czasie trwania ochrony ubezpieczeniowej. Oznacza to, że odpowiedzialność zakładu ubezpieczeń ma miejsce wyłącznie wtedy, gdy szkoda zostanie wyrządzona w czasie trwania wspomnianego ubezpieczenia.
Wobec powyższego istotne jest wskazanie momentu, w którym nastąpiło działanie lub zaniechanie wywołujące szkodę, a nie moment, w którym informacja o wyrządzeniu szkody stała się powszechnie wiadoma.

Ubezpieczenie sprzętu medycznego

Możliwość wyrządzenia szkody pacjentowi wiąże się nie tylko z prowadzeniem działalności leczniczej i świadczeniem pomocy medycznej ale może też wynikać z niemożności wykonywania  świadczeń medycznych wskutek nadzwyczajnych wydarzeń takich jak pożar, kradzież lub zalanie sprzętu medycznego. Mając powyższe na uwadze lekarze powinni wziąć pod rozwagę ubezpieczenie sprzętu medycznego, czy nawet leków na wypadek ich nieprzydatności wywołanej przechowywaniem medykamentów w nieodpowiednich do tego warunkach.


czwartek, 10 lipca 2014

Złożono akt oskarżenia przeciwko lekarce odbierającej poród córek Bartłomieja Bonka

Akt oskarżenia przeciwko lekarce odbierającej poród córek Bartłomieja Bonka – polskiego sztangisty, brązowego medalisty igrzysk olimpijskich w Londynie.

Prokuratura Rejonowa w Opolu skierowała właśnie do Sądu Rejonowego akt oskarżenia przeciwko Hannie Ż – lekarce prowadzącej poród córek Bartłomieja Bonka. Hanna Ż. została oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci, tj o czyn stypizowany w art. 155 kodeksu karnego zagrożony karą pozbawienia wolności do lat 5 (Kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5). Oskarżona nie przyznaje się do winy.
Akt oskarżenia nie został skierowany przeciwko Ordynatorowi szpitala. Jak stwierdziła w piątek 4 lipca 2014 r. Lidia Sieradzka - rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Opolu "w śledztwie nie znaleziono podstaw do przedstawienia zarzutów innej osobie z personelu szpitala".
Tragedia Bonków rozegrała się pod koniec 2012 roku, kiedy to do szpitala przyjechała żona olimpijczyka. Lekarze pomimo przeciwwskazań podjęli decyzję o tym, że kobieta będzie rodzić bliźniaczki siłami natury. Zdaniem olimpijczyka i jego żony lekarze z Wojewódzkiego Specjalistycznego Zespołu Matki i Dziecka w Opolu popełnili wiele błędów. Pierwsza z córek – Maja – urodziła się bez problemu, druga – Julia – po ponad 45 minutach z niedotlenieniem mózgu i dostała zaledwie 1 punkt w oceniającej stan zdrowia noworodka 10-punktowej skali Apgar, które wykonuje się tuż po porodzie. Dziewczynka zmarła na początku 2014 r. po 15 miesięcznej walce o życie.
Powołana po porodzie przez szpital wewnętrzna komisja uznała, że prowadzący poród lekarze popełnili błędy polegające m.in. na niepodjęciu decyzji o cesarskim cięciu. Dyrekcja szpitala złożyła w tej sprawie doniesienie do prokuratury, a dwóch lekarzy straciło stanowiska.
O decyzji o zakończeniu śledztwa złożeniem aktu oskarżenia do sądu przesądziła opinia biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, bardzo niekorzystna dla zespołu odbierającego poród. Biegli zaznaczyli, że: "kontynuowanie przez 45 minut drugiego porodu, bez wskazań wynikających z zapisu KTG, że stan dziecka jest dobry, było postępowaniem nieprawidłowym i niezgodnym z zasadami postępowania położniczego". Biegli podkreślili również, że podczas porodu zespół rejestrował jedynie akcję serca dziecka, bez akcji skurczowej macicy rodzącej – a badanie było wykonane jedynie "dla stworzenia pozoru realizacji wymogu prowadzenia stałego zapisu KTG". Ponadto, zdaniem lekarzy "brak jasnych informacji, co do stanu dziecka i ich bezpieczeństwa powinien być wystarczającym powodem do tego, by zdecydować o porodzie przez cesarskie cięcie".
Cały zebrany w sprawie materiał dowodowy, w tym opinia biegłych, którzy wskazali na wyraźny związek pomiędzy śmiercią dziecka, a nieprawidłowo prowadzonym porodem, oraz ustalenia śledczych, iż lekarka nie podjęła wszelkich możliwych czynności diagnostycznych (np. drugiego badania USG), a prowadzone przez nią czynności były niewystarczające, doprowadziły do tego, że prokuratura uznała za zasadne wnieść akt oskarżenia przeciwko Hannie Z uznając, że jej zachowanie charakteryzowało się rażącym niedbalstwem.
Należy zaznaczyć, że równolegle w Sądzie Okręgowym w Opolu toczy się postępowanie cywilne w niniejszej sprawie. Rodzice zmarłej córki wnoszą o 2 miliony złotych tytułem odszkodowania za śmierć córki.



Aplikant radcowski
Mateusz Kończal

poniedziałek, 17 marca 2014

W szpitalu rodziła sama


Po niedawnych skandalicznych doniesieniach ze szpitala we Włocławku o śmierci noworodków, do mediów trafiła kolejna podobna sprawa.
W styczniu do szpitala w Świnoujściu została przyjęta kobieta w szóstym miesiącu ciąży, która zgłosiła niepokojące ją dolegliwości. Lekarz dyżurny nie zanotował jakichkolwiek nieprawidłowości. Pacjentka trafiła na oddział na obserwację. Z relacji prasowych wynika, że kobieta mimo zgłaszanych próśb o przeprowadzenie badania w ciągu kolejnych godzin pobytu, nie otrzymała pomocy ze strony lekarza dyżurnego. Dopiero następnego dnia, mimo straszliwie odczuwalnego bólu, po wyczekiwaniu w kolejce, kobieta została ponownie zbadana. Została odesłana do łóżka z informacją, że właśnie tego dnia „musi urodzić” (mimo że była w 6 miesiącu ciąży), ale nie ma podstaw do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Miała także usłyszeć krytyczny komentarz odnoszący się do jej wieku i faktu bycia w ciąży (kobieta ma 43 lata).  Gdy rozpoczął się poród, nikogo z personelu medycznego nie było przy pacjentce, mimo że ten fakt został zgłoszony przez matkę kobiety, która była w tym czasie na sali. Pielęgniarka miała odmówić pomocy, gdyż zajęta była innymi pacjentkami. Podczas porodu nie było także żadnego lekarza. Według kobiety dziecko przyszło na świat żywe i dopiero po pewnym czasie zmarło na łóżku szpitalnym. Według relacji rodziców zmarłego dziecka w dokumentacji medycznej odnotowano zupełnie inny fakt. Z akt ma wynikać bowiem, że dziecko urodziło się martwe.
Sprawa trafiła do Ministerstwa Zdrowia, dyrekcji szpitala, Okręgowej Izby Lekarskiej oraz prokuratury. Dyrekcja szpitala nie komentuje tej sprawy. Zapewnia jednak, ze wszystkie procedury były zawsze zachowywane. Dyrektor szpitala sam zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Obecnie na terenie szpitala w Świnoujściu jest także przeprowadzana kontrola przez wojewódzkiego konsultanta w zakresie ginekologii i położnictwa. Nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów.
Oczywiście relacje medialne w takich sprawach są ukazywane zazwyczaj z jednej strony i trudno w takiej sytuacji dopatrywać się winy lekarzy, pielęgniarek bądź dyrekcji szpitala. W chwili obecnej rodzi się wiele pytań. Najbardziej kontrowersyjny jest jednak zarzut nieprawdziwych danych zawartych w dokumentacji medycznej. Dokładna analiza sprawy przez prokuraturę i osoby przeprowadzające kontrolę w szpitalu powinny ujawnić prawdziwy przebieg zdarzeń.


Agnieszka Sowińska

Źródło: http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-nikt-nie-pomogl-ciezarnej-urodzila-wczesniaka-na-szpitalnym-,nId,1355813









poniedziałek, 10 marca 2014

Kamery na bloku operacyjnym, czyli o ingerencji w prywatność pacjenta

W Polsce nie ma ogólnych przepisów prowadzenia monitoringu wizyjnego - każdy filmuje każdego, nawet podczas badań i zabiegów medycznych w placówkach ochrony zdrowia. W ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich, taka regulacja jest niezbędna ze względu na ingerencję monitoringu w sferę prywatności jednostki.
Za stworzenie ustawy o monitoringu odpowiedzialny jest minister spraw wewnętrznych. RPO w korespondencji z MSW wielokrotnie wskazywał na konieczność prawnej regulacji monitoringu wizyjnego, który wkracza w kolejne obszary życia.

Postulat RPO w szczególny sposób dotyczy stosowania monitoringu wizyjnego w miejscach, w których przebywają pacjenci: nie tylko w szpitalach i przychodniach, ale również w karetkach pogotowia, we wnętrzach których także montuje się kamery. RPO wielokrotnie interweniował w Ministerstwie Zdrowia i u Rzecznika Praw Pacjenta w tej sprawie. Efektów brak. Po jednym z wystąpień (z 11 stycznia 2011 r.) minister zdrowia potwierdził prowadzenie prac koncepcyjnych mających na celu wprowadzenie prawnej regulacji monitorowania pomieszczeń SOR, jednak po pewnym czasie odstąpiono od planowanej zmiany przepisów.

Stanowisko RPO, prof. Ireny Lipowicz, podziela Wojciech Rafał Wiewiórowski, Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. W wypowiedzi dla portalu rynekzdrowia.pl zaznaczył, że również ”w biurze GIODO przygotowywane jest opracowanie dotyczące możliwego kształtu rozwiązania ustawowego”.

Jego zdaniem, ”jest rzeczą nie tylko dopuszczalną, ale wskazaną, żeby monitoring był prowadzony np. na oddziale intensywnej terapii, czy w innym miejscu, w którym przebywają pacjenci ze szczególnym rodzajem schorzeń, które wymagają stałej kontroli personelu medycznego”.

- Z drugiej strony nie wyobrażam sobie wprowadzenia przepisu, który umożliwiałby prowadzenie monitoringu wizyjnego generalnie na terenie całego szpitala, dla różnych celów - dodał i podkreślił, że cel monitoringu musi być wyraźnie określony. Przy ocenie celu musi być uwzględniona zasada adekwatności, czyli na ile można ingerować w prywatność pacjenta, żeby osiągnąć inny ważny cel.

Czy takim celem może być np. dyscyplinowanie personelu medycznego?

Kamera śledzi pracownika

W Centrum Medycznym HCP Sp. z o.o. w Poznaniu zainstalowano na bloku operacyjnym kamery, aby sprawdzać, o której lekarze zaczynają zabiegi (filmuje się operujących i operowanych). Przyczyną tej decyzji był sypiący się grafik. - W ciągu tygodnia część operacji wypadała, chorzy musieli zostawać dłużej w szpitalu. Traciliśmy czas i pieniądze - żalił się w lutym 2012 r. Gazecie Wyborczej prezes szpitala dr Lesław Lenartowicz.

Przejrzenie monitoringu, który rejestruje każdy zabieg (zapis jest archiwizowany przez siedem dni) zajmuje mu dziennie 15-20 minut. - Na podsumowanie jeszcze za wcześnie. Ale z pierwszych efektów jestem zadowolony - chwalił widoczną poprawę dyscypliny pracy.

System monitoringu funkcjonuje w Centrum Medycznym HCP do tej pory. Ekran, na którym oglądać można nagrania znajduje się w gabinecie prezesa. Joanna Bierła, wiceprezes zarządu do spraw lecznictwa, powiedziała nam, że nie odnotowano ani jednej skargi pacjentów (nie trzeba dodawać, że często obnażonych, w różnych intymnych sytuacjach). Jak zapewniła, są oni informowani o nagraniu.

Na podobny krok zdecydowano się w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Agnieszka Czajkowska-Masternak, rzecznik USK tłumaczy, że dyrekcja podjęła decyzję o zainstalowaniu kamer na bloku operacyjnym, żeby kontrolować personel medyczny, a także ze względu na bezpieczeństwo pacjentów i pracowników, zdarzały się bowiem np. kradzieże.

- Mamy monitoring wokół budynku, w SOR, na korytarzach szpitala i na bloku operacyjnym, który obsługuje większość klinik. Na samym bloku obraz kamer obejmuje korytarze i ogólny zarys sali operacyjnej - wyjaśnia.

Informuje nas, że dostęp do zapisu z kamer mają wyłącznie wyznaczone przez dyrekcję osoby z wykształceniem medycznym. - Skarg pacjentów - jak do tej pory - nie zanotowaliśmy. W szpitalu są oznaczenia informujące, że obiekt jest monitorowany, więc pacjenci powinni mieć świadomość, że mogą być obserwowani przez kamerę - podkreśla Czajkowska-Masternak.

Sfilmują, a o zgodę nie spytają
W szpitalu uniwersyteckim kwestia kamer w salach operacyjnych jest dodatkowo zagmatwana, bo jeśli utrwala się przebieg operacji czy badania w celach naukowo-badawczych, wówczas zgoda pacjenta jest bezwzględnie wymagana. Lekarze w całym cywilizowanym świecie kierują się wtedy Deklaracją Helsińską Światowego Stowarzyszenia Lekarzy (WMA), która określa etyczne zasady prowadzenia badań medycznych z udziałem ludzi.

Jeśli jednak obserwacja prowadzona jest przy pomocy kamer przemysłowych w celu zapewnienia bezpieczeństwa osób lub mienia albo żeby kontrolować czas pracy lekarzy i pielęgniarek, filmowanego pacjenta nikt o zdanie już nie zapyta.

Inna sprawa, że poziom wrażliwości to bardzo indywidualna cecha i możliwe, że nawet gdyby filmik np. z usunięcia jajników lub z widowiskowej kolonoskopii trafił do internetu, to dla osoby filmowanej nie byłoby to problemem. Co mogą jednak zrobić ”wstydliwi tradycjonaliści”?

W biurze RPO powiedziano nam, że zgodnie z art. 20 ust. 1 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta pacjent ma prawo do poszanowania intymności i godności, w szczególności w czasie udzielania mu świadczeń zdrowotnych. Ponadto, zgodnie z art. 4 ust. 1. tej samej ustawy, w razie zawinionego naruszenia praw pacjenta sąd może przyznać poszkodowanemu odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę na podstawie art. 448 Kodeksu cywilnego. Jeśli pacjent uważa, że jego prawa zostały naruszone, może się również zwrócić do Rzecznika Praw Pacjenta.

Zauważmy jednak, że konstytucyjne prawo do ochrony życia prywatnego jest prawem i nie każdy uważa za stosowne z niego skorzystać.

Nagranie ujawniło prawdę
Ale wróćmy do zasady adekwatności, czyli ważenia celów, o której mówił Wojciech Rafał Wiewiórowski. Nie ulega wątpliwości, że w pewnych przypadkach można znaleźć sensowne uzasadnienie dla monitoringu wizyjnego w placówkach ochrony zdrowia. Oto nie dalej jak w styczniu prokuratura przejrzała nagrania monitoringu poznańskiego Specjalistycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem, dzięki czemu potwierdziły się wyjaśniania rodziców, że byli tam z trzyletnim dzieckiem, podczas gdy dyrekcja szpitala twierdziła, że nie odnotowano ich obecności.

Chłopiec zmarł 24 stycznia w domu, wcześniej zbadał go lekarz rodzinny, następnie rodzice szukali ratunku w szpitalu.

- Z zapisu monitoringu jednoznacznie wynika, że przed godziną ósmą w budynku szpitala pojawili się: matka oraz ojciec, który niósł chłopca. Ojciec z chłopcem usiadł w miejscu dla oczekujących, matka udała się do rejestracji. Ona nie podchodziła z dzieckiem na rękach. Osoby te nie zostały przyjęte przez lekarza - mogła szczegółowa opisać nagranie z kamer rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus. Prowadzone śledztwo ma wyjaśnić, czy doszło do narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

W tym przypadku monitoring był użyteczny, podobnie jak na oddziałach intensywnej terapii. Ale służy on również do odstraszania złodziei i wandali grasujących po szpitalach, studzi emocje pacjentów tam, gdzie sięgają one zenitu, czyli na SOR-ach, dyscyplinuje personel itp. Zachodzi pytanie: co właściwie ma tłumaczyć instalowanie kamer, które obserwują pacjentów również w sytuacjach wymagających zachowania całkowitej prywatności? Nie ma jednej i jednoznacznej odpowiedzi.

Byle powód to żaden powód
- Kierując się określonymi w art. 31 ust. 3 Konstytucji RP wymogami, jakie musi spełnić ograniczenie praw i wolności jednostki, należy zwrócić uwagę w szczególności na zasadę proporcjonalności ograniczeń - twierdzi Anna Kabulska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

Co to za zasada? Mówi o niej wyrok Trybunału Konstytucyjnego (sygn. akt K23/98), który stwierdził, że zasada proporcjonalności (adekwatności) ograniczeń: ”Z jednej stawia przed prawodawcą każdorazowo wymóg stwierdzenia rzeczywistej potrzeby ingerencji w danym stanie faktycznym w zakres prawa bądź wolności jednostki. Z drugiej strony winna ona być rozumiana, jako wymóg stosowania takich środków prawnych, które będą skuteczne, a więc rzeczywiście służące realizacji zamierzonych przez prawodawcę celów. Zawsze chodzi o środki niezbędne, w tym sensie, że chronić będą określone wartości w sposób i w stopniu, który nie mógłby być osiągnięty przy zastosowaniu innych środków”.

Określone przez TK wytyczne powinny mieć zastosowanie do regulacji dotyczącej monitoringu wizyjnego, szczególnie w tak intymnej sytuacji, jak udzielanie świadczeń zdrowotnych, co zadedykować można szefom szpitali i przychodni instalującym kamery z byle powodu. 
Źródło :  
Ryszard Rotaub/Rynek Zdrowia | 10-03-2014 06:20

środa, 5 marca 2014

Pomyłka przy operacji

W szpitalu w Łodzi chorej na raka kobiecie lekarze wycięli pomyłkowo fragment trzustki zamiast guza nowotworowego.


W styczniu 36-letnia, chora na raka pacjentka zgłosiła się do łódzkiego szpitala, gdzie zamiast guza nadnercza wycięto jej fragment trzustki. Przyczyną śmierci pacjentki mogły być komplikacje po operacji. Szpital powołuje się na to, że była to skomplikowana laparoskopowa operacja, a pacjentka została poinformowana o ryzykowności zabiegu. Po operacji stan pacjentki znacznie się pogorszył. Dzień później przeprowadzono reoperację. W lutym kobieta trafiła na stół operacyjny jeszcze dwukrotnie ponieważ jej stan ciągle się pogarszał, niestety jednak zmarła w zeszłym tygodniu.
Lekarzem przeprowadzającym operację był doświadczony chirurg z 25 letnim stażem. Po całym zdarzeniu został odsunięty od przeprowadzania operacji laparoskopowych, a później Szpital zdecydował o rozwiązaniu umowy z lekarzem. Dyrektor medyczny Szpitala uzasadnia, że podjęto taką decyzję do czasu wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę.
Łódzka prokuratura okręgowa informuje, że zostało wszczęte śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 36-latki, jednakże nikt jeszcze nie usłyszał zarzutów. Zabezpieczono już dokumentację medyczną, a przeprowadzona sekcja zwłok pacjentki potwierdziła, że kobieta miała usuniętą część trzustki. Nie wiadomo czy ta pomyłka doprowadziła do powikłań, a potem śmierci pacjentki. Wstępne wyniki sekcji zwłok kobiety wskazują, że przyczyną śmierci były uszkodzenia wielu narządów wewnętrznych. To jednak nie przesądza o tym, że za śmierć kobiety odpowiada lekarz, który ją operował. Może się również okazać, że błędy popełniono po operacji, gdy próbowano ratować pacjentkę. Niezbędne są dodatkowe badania m.in. narządów i tkanek oraz dokładna analiza leczenia. Jednakże nawet gdy prokuratura będzie znała kompletną opinię biegłego, który przeprowadzał sekcję zwłok, i wyniki dodatkowych badań, trudnym może okazać się jednoznaczne ustalenie odpowiedzialności karnej.
Pytaniem więc pozostaje czy w Szpitalu doszło błędu lekarskiego czy do ciężkiego powikłania. Odpowiedzią na te zagadnienie zajmie się specjalnie powołany do tego celu zespół składający się z chirurga, prawnika, rzecznika praw pacjenta i psychologa. W wyniku zdarzenia Szpital im. M. Kopernika w Łodzi wprowadził nowe zarządzenia, z których głównym jest polecenie nagrywania wszystkich operacji wykonywanych laparoskopowo. Obraz ma być rejestrowany i przechowywany przez kamerkę umieszczoną w ciele pacjenta. Ponadto Dyrektor Szpitala wystąpił także do wojewódzkiego konsultanta w dziedzinie chirurgii o przeprowadzenie kontroli części diagnostyczno - klinicznej łódzkiego szpitala.


36-latka osierociła córkę. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożył do prokuratury pełnomocnik męża pacjentki.

Katarzyna Bórawska
aplikant adwokacki

poniedziałek, 24 lutego 2014

Błąd diagnostyczny jako rodzaj błędu w sztuce lekarskiej



              W wyroku z dnia 24 października 2013 r. (sygn. akt II Ka 405/13) Sąd Okręgowy w Tarnowie zdefiniował pojęcie błędu diagnostycznego i podstawy odpowiedzialności lekarza za ten czyn. Zgodnie z treścią wyroku błąd diagnostyczny jest rodzajem błędu medycznego, z którym mamy do czynienia, gdy lekarz wyciągnie z objawów chorobowych inne wnioski niż te, które wynikają z ogólnej wiedzy medycznej. Może polegać także na nierozpoznaniu pewnych objawów, bądź na wadliwym wykonaniu badań diagnostycznych lub całkowitym ich pominięciu.
              Do popełnienia właśnie takiego rodzaju błędu lekarskiego doszło w sprawie, będącej przedmiotem orzeczenia. Lekarz A.K. został oskarżony o popełnienie czynu z art. 160 par. 3 w związku z art. 160 par. 2 Kodeksu Karnego, tj. o to, że jako lekarz dyżurny zaniechał u pacjenta z raną głowy wykonania tomografii komputerowej głowy oraz pozostawienia go na obserwacji na Oddziale Ratunkowym Szpitala. Niewykonanie koniecznego badania skutkowało brakiem rozpoznania obrażeń i ich objawów – złamania kości sklepienia podstawy czaszki, krwiaka podtwardówkowego, wylewu krwawego podpajęczynówkowego oraz rozległego stłuczenia mózgu i pnia mózgu, co naraziło pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
              Pacjent R.W. trafił do szpitala w stanie upojenia alkoholowego. Stan ten utrudniał w znacznym stopniu diagnostykę – chory nie chciał współpracować z personelem medycznym, nie zgadzał się na przeprowadzenie badań. Jednocześnie, jak stwierdzili biegli sądowi, objawy upojenia alkoholowego, np. bełkotliwa mowa czy zaburzenia ruchowe, mogą być tożsame z objawami urazu mózgu, co utrudnia postawienie właściwej diagnozy. Zdaniem biegłych zaniechanie zlecenia podstawowych badań i pozostawienia chorego na obserwacji stanowiło zagrożenie dla pacjenta, bowiem przy urazach mózgu w każdym momencie może pojawić się wzrost ciśnienia śródczaszkowego, wymagający pilnego zabiegu operacyjnego.
              Zeznania lekarza i rodziny pacjenta różniły się co do okoliczności wypisania chorego ze szpitala. Lekarz utrzymywał, że nie zatrzymał pacjenta w szpitalu m.in. dlatego, że nie chciał on poddać się badaniom i leczeniu, a jego siostry nalegały na zabranie go do domu. Z zeznań sióstr chorego wynika z kolei, że chciały one w szpitalu uzyskać pomoc dla swojego brata i były nastawione, że pozostanie tam na jakiś czas, o czym świadczyć może fakt, iż zabrały ze sobą jego piżamę. Dodatkowo jedna z kobiet zeznała, że sama dopytywała lekarza o możliwość późniejszego wezwania karetki pogotowia z domu, a to, że obserwowała brata wynikało jedynie z niepokoju o jego stan zdrowia. Oskarżony twierdził, że sam poinformował rodzinę pacjenta o sposobie obserwacji i traktowania chorego. Jako że w dokumentacji medycznej widniał jedynie zdawkowy zapis „pouczono o postępowaniu”, Sąd – zarówno rejonowy, jak i apelacyjny – uznał za wiarygodne zeznania rodziny pacjenta.
              Przy ocenie stopnia winy lekarza konieczne było wzięcie pod uwagę wielu czynników, działających zarówno na korzyść oskarżonego, jak i przeciwko niemu. Kluczowe były ustalenia biegłych sądowych w dziedzinie medycyny. Wątpliwości nie ulegał fakt, iż oskarżony nie przeprowadził koniecznych badań i nie dokonał właściwej diagnozy chorego – zdaniem sądu doszło tu do popełnienia błędu diagnostycznego. Biegli uznali, że prawidłowe zdiagnozowanie pacjenta było możliwe poprzez zostawienie go w szpitalu na obserwacji i przeprowadzenie tomografii głowy po jego wytrzeźwieniu. Wypisując mężczyznę do domu, lekarz godził się na skutek w postaci wystąpienia bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pacjenta, jako że, biorąc pod uwagę posiadaną wiedzę medyczną, wiedział czym charakteryzują się urazy głowy i jak należy w ich przypadku postępować. Bez znaczenia pozostaje fakt, że chory w efekcie działania lekarza nie doznał ostatecznie uszczerbku na zdrowiu. Istotą zarzucanego przestępstwa jest bowiem samo wystąpienie bezpośredniego niebezpieczeństwa dla zdrowia lub życia, tj. duże prawdopodobieństwo, że skutek taki nastąpi. Jak stwierdzili biegli, w przedmiotowym stanie faktycznym istniało realne zagrożenie dla życia i zdrowia pacjenta, spowodowane zaniechaniem lekarza.
              Okolicznością łagodzącą, w ocenie Sądu Apelacyjnego, był stan nietrzeźwości chorego mężczyzny i brak chęci współpracy z lekarzem – przeprowadzenie badania bez zgody pacjenta nie jest wszak dopuszczalne. Sytuacja nie jest więc jednoznaczna - w przedmiotowej sprawie lekarz powinien ocenić jakie zachowanie będzie prawidłowe i najbardziej korzystne dla pacjenta. Nie było jednakże żadnych dowodów na to, że oskarżony w ogóle chciał przeprowadzić badanie TK i zostawić pacjenta na obserwacji.
              W tej sytuacji wymiar kary orzeczonej przez Sąd Apelacyjny – warunkowe umorzenie postępowania karnego na okres próby 1 roku oraz świadczenie pieniężne w kwocie 2 tys. zł - wydaje się być swego rodzaju kompromisem między powinnościami lekarza a realnymi możliwościami wykonania koniecznych badań mimo sprzeciwu pacjenta.
             
Justyna Bachórska,
aplikantka radcowska
             
             
             
             
             


czwartek, 20 lutego 2014

Zmiana karty pacjenta a przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów




Dnia 18 lutego 2014 r. portal TVN24 zamieścił na stronie internetowej artykuł pt. "Nieudana operacja powiększenia piersi. Lekarka zmieniła dokumentację?" Głośna sprawa Szwedki, która po wykonanym w Pomorskim Centrum Traumatologii w Gdańsku zabiegu powiększenia piersi zapadła w śpiączkę, nadal budzi wiele emocji, a toczący się proces doczekał się licznych wzmianek w mediach. W zamieszczonym przez TVN 24 artykule mowa jest m.in. o zeznaniach asystującej przy operacji pielęgniarki anestezjologicznej, która miała poinformować Sąd, że "już po operacji prowadząca zabieg lekarka anestezjolog Dorota S.-P. (jest podejrzaną w śledztwie prokuratury) zmieniła kartę medyczną pacjentki, zawierającą m.in. listę i dawki podawanych leków." Wg pielęgniarki lekarka miała powiedzieć, że postawiła pieczątkę świadka (pielęgniarki) na zmienionym dokumencie. Warto podkreślić, że zdaniem świadka nazwy leków na zmienionej karcie były podane zgodnie z prawdą, ale świadek nie pamiętał, jakie były ich dawki, należy jednak zwrócić uwagę na fakt, że dawki podane podczas zabiegu nie budziły zastrzeżeń doświadczonej pielęgniarki.
W związku z powyższym doniesieniem można postawić pytanie czy postępowanie lekarza było zgodne z prawem. Jak wynika z art. 24 ust. 2 ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, lekarze, pielęgniarki i położne są uprawnieni do uzyskiwania i przetwarzania danych zawartych w dokumentacji medycznej. Dokumentacja medyczna powinna być sporządzana zgodnie z prawdą i zawierać wszelkie informacje dotyczące pacjenta oraz udzielanych mu świadczeń, w tym informacje na temat stosowanych leków i ich dawek. Oczywiście trudno na podstawie krótkich, medialnych informacji wnioskować dlaczego i czy rzeczywiście lekarka zamieniła kartę pacjentki, nie wiadomo również czy i jakich zmian dokonała w jej treści, ale należy zwrócić uwagę na fakt, że zgodnie z przepisami żaden dokument zawarty w dokumentacji medycznej pacjenta nie może być usuwany, a wprowadzane zmiany powinny być właściwie oznaczone. Zakładając, że lekarka rzeczywiście dokonała zmiany karty pacjenta można się zastanawiać czy jej postępowanie wyczerpywało znamiona przestępstwa z art. 270 lub 271 k.k.
Pierwszy ze wskazanych artykułów przewiduje odpowiedzialność za podrobienie, przerobienie lub użycia jako autentycznego dokumentu. Za podrobienie dokumentu można uznać nie tylko podrobienie całego dokumentu, ale również podrobienie samego podpisu osoby uprawnionej do jego wystawienia. W okolicznościach opisywanej sprawy pojawia się pytanie czy przystawienie na dokumencie pieczątki pielęgniarki można uznać za takie podrobienie dokumentu. Odpowiedź wymagałaby ustalenia m.in. czy sama pieczątka stanowi np. potwierdzenie prawdziwości dokumentu, czy też dopiero podpis pielęgniarki potwierdza dane w nim zawarte. Cel użycia za autentyczny jest tu oczywisty.
Z kolei przerobienie polega na zmianie treści dokumentu autentycznie istniejącego, np. poprzez dokonanie skreśleń, dopisków czy wymazań (oczywiście nie dotyczy to sytuacji, gdy osoba uprawniona dokonuje dopisków opatrując je stosownym podpisem). W niniejszej sprawie można by się zastanawiać czy podmiana dokumentu na inny stanowi jego podrobienie bądź przerobienie, ale raczej należałoby się skłonić ku temu pierwszemu. Z drugiej strony, jak wskazywałam powyżej lekarz jest osobą uprawnioną do przetwarzania, a także sporządzania dokumentacji medycznej. Nie wiedząc z czego wynikała domniemana zamiana karty  pacjenta, nie można stwierdzić czy nie było to prawidłowe działanie w ramach obowiązków zawodowych, wynikające np. z niechęci do nanoszenia licznych poprawek na kartę istniejącą. W niektórych sytuacjach sporządzenie nowego dokumentu zgodnego ze stanem faktycznym może być łatwiejsze i szybsze niż dokonanie licznych skreśleń i dopisków z właściwym ich oznaczeniem na już istniejącym dokumencie.
Z kolei art. 271 k.k. dotyczy sytuacji, gdy funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, poświadcza w nim nieprawdę  co do okoliczności mającej znaczenie prawne. Poświadczenie nieprawdy może polegać na potwierdzeniu okoliczności, które nie miały miejsca, lub też na ich przeinaczeniu lub zatajeniu; potwierdzenie to może mieć charakter odrębnego dokumentu, może być też częścią innego dokumentu. Jak wynika z art. 24 ustawy o prawach pacjenta wynika, że lekarz ma prawo przetwarzanie dokumentacji medycznej, natomiast z art. 41 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty wynika wprost obowiązek lekarza do prowadzenia indywidualnej dokumentacji medycznej pacjenta. W związku z tym uznać należy, że lekarz jest osobą uprawnioną do wystawienia dokumentu. Dla zaistnienia przestępstwa z art. 271 k.k. nie ma znaczenia cel wystawienia dokumentu poświadczającego nieprawdę, aczkolwiek biorąc pod uwagę okoliczności konkretnej sprawy można się zastanawiać czy wystawienie takiego dokumentu przez oskarżoną lekarkę nie jest pewnego rodzaju realizacją prawa do obrony.
Z powyższych rozważań wynika, że fałszowanie dokumentów, w tym dokumentacji medycznej może zostać uznane za przestępstwo, jednakże ocena danej sytuacji zawsze zależy od okoliczności konkretnej sprawy.

Justyna Gabrysiak
aplikant adwokacki

wtorek, 18 lutego 2014

Śmierć blźniąt z Włocławka okiem prawnika



           
            W ostatnich tygodniach media doniosły o tragicznej śmierci nienarodzonych bliźniąt z Włocławka. Zdarzenie miało miejsce w 35 tygodniu ciąży w nocy z 16-tego na 17- tego stycznia b.r. w jednym z włocławskich szpitali, a okoliczności tego zdarzenia do dziś nie zostały wyjaśnione.
            Początkowo sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa we Włocławku. Obecnie, będące pierwszym stadium postępowania karnego- postępowanie przygotowawcze toczące się w formie śledztwa prowadzi włocławska Prokuratura Okręgowa. Celem śledztwa w przedmiotowej sprawie, jest przede wszystkim ustalenie przyczyny śmierci dzieci, a także uzyskanie odpowiedzi na kluczowe, budzące wiele wątpliwości pytania. W pierwszej kolejności konieczne jest ustalenie, co było przyczyną jednodniowej zwłoki w zawiadomieniu organów ścigania o popełnieniu przestępstwa, a także czy zwłoka ta miała charakter celowy. Jak wynika z treści przepisu art. 304 par. 2 Kodeksu postępowania karnego, szpital jako instytucja państwowa, w związku z prowadzoną działalnością, dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa zobowiązany jest niezwłocznie zawiadomić o tym Prokuratora lub Policję, czego w niniejszej sprawie nie uczyniono. Niedopełnienie tego obowiązku prawnego przewidzianego w art. 304 par 2 Kodeksu postępowania karnego może stanowić przestępstwo z art. 231par 1 kodeksu karnego, tj. nadużycie funkcji, zagrożone karą do 3 lat pozbawienia wolności. Ponadto dokładnego zbadania wymaga organizacja pracy szpitala, a także ustalenie roli ordynatora szpitala oraz zaniedbań, których się dopuścił, w związku z nieobecnością na oddziale mimo wyznaczonych godzin dyżurowania. Z przepisu art. 30 ustawy z dnia 5 grudnia 1996 o zawodach lekarza i lekarza dentysty wprost wynika, że lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia, oraz w innych przypadkach niecierpiących zwłoki. W związku z zaistniałym zdarzeniem i toczącym się postępowaniem, ordynator włocławskiego szpitala został zawieszony w czynnościach ordynatora oddziału położniczo- ginekologicznego.  Śledztwo ma również udzielić odpowiedzi na pytanie, co stało się z zapisem badania ultrasonograficznego oraz samym urządzeniem USG, stanowiącym dowód rzeczowy w sprawie, które wykorzystano do badania bliźniąt. Bulwersujący jest fakt, że o 2 nad ranem dnia 17 stycznia, stwierdzono ustanie funkcji życiowych bliźniąt, po czym kolejne badanie USG jednoznacznie potwierdzające śmierć bliźniąt wykonano dopiero o 7 rano, nie udzielając do tego czasu pomocy medycznej matce zmarłych dzieci.
Z przeprowadzonej dnia 21.01.2014r. w zakładzie medycyny sądowej w Bydgoszczy sekcji zwłok, jako przyczynę zgonu, wskazano na niewydolność krążeniowo- oddechową, jednak trudno ustalić co tę niewydolność spowodowało. Uzyskanie odpowiedzi na to pytanie nastręcza dodatkowych trudności wobec faktu, że ciąża do momentu zdarzenia rozwijała się prawidłowo, a wyniki sekcji zwłok nie wykazały jakichkolwiek wad rozwojowych u dzieci, uzasadniających ewentualne komplikacje.
            Ojciec zmarłych bliźniąt Arkadiusz Szydłowski, za wszystko obwinia źle funkcjonujący jego zdaniem szpital oraz fatalną opiekę medyczną. Nie są to pierwsze zastrzeżenia, co do organizacji placówki oraz pracy personelu. Pacjentki oddziału położniczo- ginekologicznego szpitala włocławskiego skarżyły się na brak opieki oraz pozostawanie bez nadzoru lekarzy i pielęgniarek. Funkcjonowaniem szpitala oraz prawidłowością działania personelu medycznego, na wniosek ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, zajął się prof. Stanisław Radowicki- krajowy konsultant w dziedzinie ginekologii i położnictwa.
            Toczące się w przedmiotowej sprawie śledztwo, powinno zostać ukończone w terminie trzech miesięcy od chwili wydania postanowienia o jego wszczęciu. Nieuzyskanie odpowiedzi na podstawowe pytania, może uzasadnić jego przedłużenie na dalszy czas oznaczony przez prokuratora nadzorującego śledztwo bądź prokuratora bezpośrednio przełożonego wobec prokuratora, który prowadzi śledztwo, jednakże z zastrzeżeniem, że okres ten nie może przekroczyć jednego roku. Zakończenie śledztwa może doprowadzić do wydania postanowienia o jego zamknięciu, a następnie sporządzeniu aktu oskarżenia, bądź umorzenia postępowania wobec braku podstaw do wniesienia aktu oskarżenia.
Tragiczna śmierć bliźniąt z Włocławka, nie jest odosobnionym przypadkiem. Dnia 13 lutego b.r. olimpijczyk Bartłomiej Bonk wraz ze swoją żoną Barbarą spodziewający się bliźniąt, utracili jedną z córek wskutek komplikacji będących konsekwencją nieprzeprowadzonego zabiegu cesarskiego cięcia. Dziecko urodziło się 20 listopada 2013r z ciężkim niedotlenieniem mózgu. Mimo wszelkich starań i wysiłków, kilkumiesięczna, długotrwała i kosztowna walka o życie dziewczynki zakończyła się przegraną. Toczący się w sprawie proces, podobnie jak w przypadku śmierci bliźniąt z Włocławka przede wszystkim dotyczy kwestii odpowiedzialności lekarzy za następstwa dokonanych bądź nie działań.
            Stanowiące część Kodeksu Etyki Lekarskiej przyrzeczenie składane przez absolwentów kierunku lekarskiego uczelni medycznych w Polsce, przystępujących do wykonywania zawodu lekarza, przede wszystkim odnosi się do służby życiu i zdrowiu ludzkiemu według najlepszej posiadanej wiedzy, mającej na celu przeciwdziałanie cierpieniu i zapobieganie chorobom. Być może tych tragicznych w skutkach, opisanych powyżej zdarzeń można było uniknąć, jednakże uwypuklenia wymaga fakt, że toczące się w obu sprawach procesy, są postępowaniami skomplikowanymi, wymagającymi nie tylko czasu, ale także dogłębnego zbadania i analizy. Wobec tego istotne jest, aby do czasu zakończenia postępowania, nie ulegać nagonce medialnej i powstrzymać się przed pochopnym ferowaniem wyroku.

Apl. Adw. Martyna Pakuła