poniedziałek, 24 marca 2014

Prawo pacjenta do informacji




Każdy pacjent bez względu na wiek, stan zdrowia czy rodzaj choroby ma prawo do informacji o swojej osobie. Pacjent ma prawo do informacji o rodzaju i zakresie świadczeń udzielanych u danego świadczeniodawcy oraz o osobach udzielających tych świadczeń. Prawo pacjenta do wszelkich informacji podczas udzielania mu świadczenia zdrowotnego stanowi jeden z kluczowych aspektów prawa człowieka do prywatności i jest jego częścią.
Człowiek często boi się nowych dla niego sytuacji, zwłaszcza gdy nie rozumie do końca co się wokół niego dzieje. Taką sytuacją jest z pewnością pobyt w szpitalu czy innej placówce leczniczej. Pacjent leży na szpitalnym łóżku, a personel medyczny co chwila przynosi jakieś leki, podłącza kroplówki, pobiera próbki do badań. Nie posiadając wiedzy na temat dokonywanych czynności można czuć się co najmniej niekomfortowo. Dlatego, na personelu medycznym ciąży obowiązek informowania pacjenta o wszelkich aspektach jego leczenia. Obowiązek ten ciąży, jak by się zdawać mogło, wyłącznie na lekarzach bezpośrednio zajmujących się danym pacjentem, ale również na pielęgniarkach i położnych.
Informacje przekazywane pacjentowi powinny w sposób prosty i zrozumiały tłumaczyć każde posunięcie i etapy mającego się odbyć lub odbywającego się zabiegu, innej czynności medycznej. Ważną umiejętnością jest pozyskiwanie informacji zwrotnej od pacjenta. Personel medyczny powinien bowiem upewnić się, że pacjent zrozumiał przekazywaną informację. W razie, gdy okaże się, że pacjent jednak nie zrozumiał przekazu, należy wszystko jeszcze raz powtórzyć. Dopiero, kiedy lekarz lub pielęgniarka będzie mieć pewność, że pacjent zrozumiał przekazywaną informację, można uznać, że prawo pacjenta do informacji zostało zrealizowane w należyty sposób. Należy jednak zadać sobie pytanie, czy w stosunku do każdego pacjenta zakres i sposób przekazywanej informacji powinien być taki sam? Ustawa z dnia 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta przewiduje, że prawo do informacji w pełnym zakresie ma pacjent pełnoletni, pacjent, który ukończył 16 lat oraz przedstawiciel ustawowy pacjenta, który ukończył 16 lat. Pacjentom należącym do tej kategorii należy udzielać pełnej informacji o swoim stanie zdrowia, rozpoznaniu, metodach diagnostycznych i leczniczych, dających się przewidzieć następstwach ich zastosowania albo zaniechania, wynikach leczenia oraz rokowaniu. Z kolei pacjent, który nie ukończył 16 lat ma prawo do informacji, ale tylko w zakresie potrzebnym do prawidłowego przebiegu procesu leczenia oraz wyrażenia co do tego swojego zdania. Zakres i sposób przekazywania informacji pacjentowi poniżej 16-tego roku życia powinien odpowiadać stopniowi jego rozwoju psychofizycznego.
Jak już było wspomniane na wstępie, prawo pacjenta do informacji nie jest uzależnione od stanu zdrowia pacjenta. Trzeba mieć tu na myśli zarówno stan zdrowia fizycznego jak i psychicznego. I tak, pacjent ubezwłasnowolniony, ale dysponujący dostatecznym rozpoznaniem sytuacji ma prawo do informacji w zakresie umożliwiającym w miarę świadomy i swobodny udział w procesie leczenia. W takiej sytuacji, podobnie jak w przypadku pacjenta poniżej 16-tego roku życia, prawo do informacji przysługuje równocześnie pacjentowi oraz jego przedstawicielowi ustawowemu czy opiekunowi prawnemu.
W praktyce pojawia się problem z pacjentem nieprzytomnym. Ustawodawca nie uregulował tej kwestii wprost w ustawie dotyczącej praw pacjenta. Z oczywistych względów nie można przekazać informacji samemu pacjentowi. Przyjęte zostało jednak, że jeżeli pacjent wprost nie upoważnił nikogo do uzyskiwania informacji o stanie swojego zdrowia, informacji takich należy udzielać osobom bliskim pacjenta. Na szczęście kwestia, kto jest osobą bliską dla pacjenta została wprost uregulowana w ustawie. Do tej kategorii osób należą: małżonek, krewny lub powinowaty do drugiego stopnia w linii prostej, przedstawiciel ustawowy, osoba pozostająca we wspólnym pożyciu i osoba wskazana przez pacjenta. Należy również podkreślić, że osoby z tego katalogu wzajemnie nie wyłączają prawa do informacji o stanie zdrowia pacjenta. Zatem skorzystanie z tego prawa przez małżonka nie wyłącza prawa do informacji krewnego.

Alicja Siemianowska 
aplikant radcowski



.



środa, 19 marca 2014

Dziedziczenie roszczenia o zadośćuczynienie z tytułu śmierć osoby najbliższej



            26 lutego 2014 r. Sąd Najwyższy przyjął do rozpoznania zagadnienie prawne: Czy w sprawie o zapłatę zadośćuczynienia za krzywdę związaną ze śmiercią osoby bliskiej (art. 446 § 4 k.c.) w razie śmierci powoda po wytoczeniu powództwa dopuszczalne jest odpowiednie stosowanie art. 445 § 3 k.c.?​ Zgodnie z przepisem art. 445 § 3 k.c. prawo do zadośćuczynienia za uszkodzenie ciała lub wywołanie rozstroju zdrowia może być dziedziczone tylko w sytuacji, gdy zostało uznane na piśmie lub powództwo zostało wytoczone za życia poszkodowanego. Z kolei na podstawie art. 446 § 4 sąd może przyznać najbliższej rodzinie osoby, która zmarła wskutek uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia, zadośćuczynienie za doznaną z tego powodu krzywdę.
             W sprawie, która stała się podstawą skierowania zapytania do Sądu Najwyższego po śmierci w wypadku samochodowym K.S. jego najbliżsi wystąpili do Sądu z roszczeniem o zadośćuczynienie. W trakcie procesu ojciec K.S., który domagał się zasądzenia kwoty 50.000 zł, zmarł. Sąd Rejonowy zawiesił postępowanie twierdząc, że obowiązujące przepisy wykluczają jedynie zbycie prawa do zadośćuczynienia, jeśli nie jest jeszcze wymagalne i uznane na piśmie lub zasądzone prawomocnym orzeczeniem, nie wykluczają natomiast jego dziedziczenia. Pozwane w sprawie Towarzystwo Ubezpieczeń S.A. złożyło zażalenie na to postanowienie. W trakcie rozpoznawania zażalenia Sąd Okręgowy uznał, że brak jest jasnych przepisów, które regulowałyby powyższą  kwestię.
            Kodeks cywilny przewiduje 4 roszczenia o zadośćuczynienie:
1) z tytułu uszkodzenia ciała lub spowodowania rozstroju zdrowia (art. 445 § 1 k.c.),
2) z tytułu pozbawienia wolności, skłonienia za pomocą podstępu, gwałtu lub nadużycia stosunku zależności do poddania się czynowi nierządnemu (art.445 § 2 k.c.),
3) z tytułu śmierci osoby bliskiej (art.446 § 4 k.c.),
4) z tytułu naruszenia dóbr osobistych (art.448 k.c.).
            Wszystkie w/w roszczenia oparte są na cierpieniach natury psychicznej (często również fizycznej), wynikających z czynu niedozwolonego, które składają się na krzywdę uprawnionego (szkodę o charakterze niemajątkowym), a ich celem jest wynagrodzenie pokrzywdzonemu doznanego cierpienia. Zakres krzywdy, jako szkody niemajątkowej, związanej ze sferą subiektywnych odczuć, jest zindywidualizowany. W związku z powyższym roszczenie o zadośćuczynienie musi zostać uznane za ściśle związane z osobą uprawnionego, a jak wynika z art. 922 § 2 k.c. uprawnienia takie co do zasady nie podlegają dziedziczeniu. Jednakże ustawodawca przewidział wyjątki od w/w reguły, np. w wymienionym na początku art. 445 § 3 k.c., który znajduje zastosowanie w przypadku zadośćuczynień wymienionych w punktach: 1, 2 i 4. Wynika to zarówno z jego umiejscowienia w kodeksie cywilnym, jak też z odesłania w art. 448 k.c. Niestety ustawodawca wprowadzając w 2008 r. zmianę art. 446 k.c. nie określił czy roszczenie o zadośćuczynienie z tytułu śmierci osoby bliskiej również może być dziedziczone. Sąd Okręgowy słusznie zauważył, że wcześniej dochodzenie roszczeń najbliższych było możliwe na podstawie właśnie przepisu art. 448 k.c.(naruszenie dobra osobistego w postaci więzi rodzinnej), a nowelizacja art. 446 k.c. miała na celu ułatwienie ich dochodzenia oraz zwiększenie ochrony uprawnionych. Podkreślić jednak warto, że samo wprowadzenie art. 446 nie wyklucza wystąpienia do sądu w oparciu o przepis art. 448 k.c. W związku z tym dochodzi do sytuacji, w której dziedziczenie prawa do zadośćuczynienia z tytułu śmierci osoby najbliższej zależy od tego na jakiej podstawie roszczenie to zostało wytoczone przez uprawnionego. Wydaje się, że nie można uznać tego rozróżnienia za wolę ustawodawcy, jednak nie można zapominać, że art. 445 § 3 k.c. jest w rzeczywistości wyjątkiem od reguły, iż prawa ściśle związane z osobą uprawnioną nie mogą być przedmiotem spadkobrania. Ma to ogromne znaczenie praktyczne, bowiem jeśli uznać, że roszczenie uprawnionego wygasło wraz z jego śmiercią, sąd musiałby umorzyć postępowanie, natomiast jeśli roszczenie to podlega dziedziczeniu, spadkobiercy mogą wstąpić do postępowania i nadal dochodzić swoich praw przed sądem.
            Od 2008 r. nie ma żadnych orzeczeń, które wyjaśniałyby powyższe wątpliwości. Z tego względu orzeczenie Sądu Najwyższego będzie z pewnością niezwykle istotne dla dalszej praktyki.

Justyna Gabrysiak
aplikant adwokacki

poniedziałek, 17 marca 2014

W szpitalu rodziła sama


Po niedawnych skandalicznych doniesieniach ze szpitala we Włocławku o śmierci noworodków, do mediów trafiła kolejna podobna sprawa.
W styczniu do szpitala w Świnoujściu została przyjęta kobieta w szóstym miesiącu ciąży, która zgłosiła niepokojące ją dolegliwości. Lekarz dyżurny nie zanotował jakichkolwiek nieprawidłowości. Pacjentka trafiła na oddział na obserwację. Z relacji prasowych wynika, że kobieta mimo zgłaszanych próśb o przeprowadzenie badania w ciągu kolejnych godzin pobytu, nie otrzymała pomocy ze strony lekarza dyżurnego. Dopiero następnego dnia, mimo straszliwie odczuwalnego bólu, po wyczekiwaniu w kolejce, kobieta została ponownie zbadana. Została odesłana do łóżka z informacją, że właśnie tego dnia „musi urodzić” (mimo że była w 6 miesiącu ciąży), ale nie ma podstaw do przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Miała także usłyszeć krytyczny komentarz odnoszący się do jej wieku i faktu bycia w ciąży (kobieta ma 43 lata).  Gdy rozpoczął się poród, nikogo z personelu medycznego nie było przy pacjentce, mimo że ten fakt został zgłoszony przez matkę kobiety, która była w tym czasie na sali. Pielęgniarka miała odmówić pomocy, gdyż zajęta była innymi pacjentkami. Podczas porodu nie było także żadnego lekarza. Według kobiety dziecko przyszło na świat żywe i dopiero po pewnym czasie zmarło na łóżku szpitalnym. Według relacji rodziców zmarłego dziecka w dokumentacji medycznej odnotowano zupełnie inny fakt. Z akt ma wynikać bowiem, że dziecko urodziło się martwe.
Sprawa trafiła do Ministerstwa Zdrowia, dyrekcji szpitala, Okręgowej Izby Lekarskiej oraz prokuratury. Dyrekcja szpitala nie komentuje tej sprawy. Zapewnia jednak, ze wszystkie procedury były zawsze zachowywane. Dyrektor szpitala sam zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Obecnie na terenie szpitala w Świnoujściu jest także przeprowadzana kontrola przez wojewódzkiego konsultanta w zakresie ginekologii i położnictwa. Nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów.
Oczywiście relacje medialne w takich sprawach są ukazywane zazwyczaj z jednej strony i trudno w takiej sytuacji dopatrywać się winy lekarzy, pielęgniarek bądź dyrekcji szpitala. W chwili obecnej rodzi się wiele pytań. Najbardziej kontrowersyjny jest jednak zarzut nieprawdziwych danych zawartych w dokumentacji medycznej. Dokładna analiza sprawy przez prokuraturę i osoby przeprowadzające kontrolę w szpitalu powinny ujawnić prawdziwy przebieg zdarzeń.


Agnieszka Sowińska

Źródło: http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-nikt-nie-pomogl-ciezarnej-urodzila-wczesniaka-na-szpitalnym-,nId,1355813









poniedziałek, 10 marca 2014

Kamery na bloku operacyjnym, czyli o ingerencji w prywatność pacjenta

W Polsce nie ma ogólnych przepisów prowadzenia monitoringu wizyjnego - każdy filmuje każdego, nawet podczas badań i zabiegów medycznych w placówkach ochrony zdrowia. W ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich, taka regulacja jest niezbędna ze względu na ingerencję monitoringu w sferę prywatności jednostki.
Za stworzenie ustawy o monitoringu odpowiedzialny jest minister spraw wewnętrznych. RPO w korespondencji z MSW wielokrotnie wskazywał na konieczność prawnej regulacji monitoringu wizyjnego, który wkracza w kolejne obszary życia.

Postulat RPO w szczególny sposób dotyczy stosowania monitoringu wizyjnego w miejscach, w których przebywają pacjenci: nie tylko w szpitalach i przychodniach, ale również w karetkach pogotowia, we wnętrzach których także montuje się kamery. RPO wielokrotnie interweniował w Ministerstwie Zdrowia i u Rzecznika Praw Pacjenta w tej sprawie. Efektów brak. Po jednym z wystąpień (z 11 stycznia 2011 r.) minister zdrowia potwierdził prowadzenie prac koncepcyjnych mających na celu wprowadzenie prawnej regulacji monitorowania pomieszczeń SOR, jednak po pewnym czasie odstąpiono od planowanej zmiany przepisów.

Stanowisko RPO, prof. Ireny Lipowicz, podziela Wojciech Rafał Wiewiórowski, Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. W wypowiedzi dla portalu rynekzdrowia.pl zaznaczył, że również ”w biurze GIODO przygotowywane jest opracowanie dotyczące możliwego kształtu rozwiązania ustawowego”.

Jego zdaniem, ”jest rzeczą nie tylko dopuszczalną, ale wskazaną, żeby monitoring był prowadzony np. na oddziale intensywnej terapii, czy w innym miejscu, w którym przebywają pacjenci ze szczególnym rodzajem schorzeń, które wymagają stałej kontroli personelu medycznego”.

- Z drugiej strony nie wyobrażam sobie wprowadzenia przepisu, który umożliwiałby prowadzenie monitoringu wizyjnego generalnie na terenie całego szpitala, dla różnych celów - dodał i podkreślił, że cel monitoringu musi być wyraźnie określony. Przy ocenie celu musi być uwzględniona zasada adekwatności, czyli na ile można ingerować w prywatność pacjenta, żeby osiągnąć inny ważny cel.

Czy takim celem może być np. dyscyplinowanie personelu medycznego?

Kamera śledzi pracownika

W Centrum Medycznym HCP Sp. z o.o. w Poznaniu zainstalowano na bloku operacyjnym kamery, aby sprawdzać, o której lekarze zaczynają zabiegi (filmuje się operujących i operowanych). Przyczyną tej decyzji był sypiący się grafik. - W ciągu tygodnia część operacji wypadała, chorzy musieli zostawać dłużej w szpitalu. Traciliśmy czas i pieniądze - żalił się w lutym 2012 r. Gazecie Wyborczej prezes szpitala dr Lesław Lenartowicz.

Przejrzenie monitoringu, który rejestruje każdy zabieg (zapis jest archiwizowany przez siedem dni) zajmuje mu dziennie 15-20 minut. - Na podsumowanie jeszcze za wcześnie. Ale z pierwszych efektów jestem zadowolony - chwalił widoczną poprawę dyscypliny pracy.

System monitoringu funkcjonuje w Centrum Medycznym HCP do tej pory. Ekran, na którym oglądać można nagrania znajduje się w gabinecie prezesa. Joanna Bierła, wiceprezes zarządu do spraw lecznictwa, powiedziała nam, że nie odnotowano ani jednej skargi pacjentów (nie trzeba dodawać, że często obnażonych, w różnych intymnych sytuacjach). Jak zapewniła, są oni informowani o nagraniu.

Na podobny krok zdecydowano się w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Agnieszka Czajkowska-Masternak, rzecznik USK tłumaczy, że dyrekcja podjęła decyzję o zainstalowaniu kamer na bloku operacyjnym, żeby kontrolować personel medyczny, a także ze względu na bezpieczeństwo pacjentów i pracowników, zdarzały się bowiem np. kradzieże.

- Mamy monitoring wokół budynku, w SOR, na korytarzach szpitala i na bloku operacyjnym, który obsługuje większość klinik. Na samym bloku obraz kamer obejmuje korytarze i ogólny zarys sali operacyjnej - wyjaśnia.

Informuje nas, że dostęp do zapisu z kamer mają wyłącznie wyznaczone przez dyrekcję osoby z wykształceniem medycznym. - Skarg pacjentów - jak do tej pory - nie zanotowaliśmy. W szpitalu są oznaczenia informujące, że obiekt jest monitorowany, więc pacjenci powinni mieć świadomość, że mogą być obserwowani przez kamerę - podkreśla Czajkowska-Masternak.

Sfilmują, a o zgodę nie spytają
W szpitalu uniwersyteckim kwestia kamer w salach operacyjnych jest dodatkowo zagmatwana, bo jeśli utrwala się przebieg operacji czy badania w celach naukowo-badawczych, wówczas zgoda pacjenta jest bezwzględnie wymagana. Lekarze w całym cywilizowanym świecie kierują się wtedy Deklaracją Helsińską Światowego Stowarzyszenia Lekarzy (WMA), która określa etyczne zasady prowadzenia badań medycznych z udziałem ludzi.

Jeśli jednak obserwacja prowadzona jest przy pomocy kamer przemysłowych w celu zapewnienia bezpieczeństwa osób lub mienia albo żeby kontrolować czas pracy lekarzy i pielęgniarek, filmowanego pacjenta nikt o zdanie już nie zapyta.

Inna sprawa, że poziom wrażliwości to bardzo indywidualna cecha i możliwe, że nawet gdyby filmik np. z usunięcia jajników lub z widowiskowej kolonoskopii trafił do internetu, to dla osoby filmowanej nie byłoby to problemem. Co mogą jednak zrobić ”wstydliwi tradycjonaliści”?

W biurze RPO powiedziano nam, że zgodnie z art. 20 ust. 1 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta pacjent ma prawo do poszanowania intymności i godności, w szczególności w czasie udzielania mu świadczeń zdrowotnych. Ponadto, zgodnie z art. 4 ust. 1. tej samej ustawy, w razie zawinionego naruszenia praw pacjenta sąd może przyznać poszkodowanemu odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę na podstawie art. 448 Kodeksu cywilnego. Jeśli pacjent uważa, że jego prawa zostały naruszone, może się również zwrócić do Rzecznika Praw Pacjenta.

Zauważmy jednak, że konstytucyjne prawo do ochrony życia prywatnego jest prawem i nie każdy uważa za stosowne z niego skorzystać.

Nagranie ujawniło prawdę
Ale wróćmy do zasady adekwatności, czyli ważenia celów, o której mówił Wojciech Rafał Wiewiórowski. Nie ulega wątpliwości, że w pewnych przypadkach można znaleźć sensowne uzasadnienie dla monitoringu wizyjnego w placówkach ochrony zdrowia. Oto nie dalej jak w styczniu prokuratura przejrzała nagrania monitoringu poznańskiego Specjalistycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem, dzięki czemu potwierdziły się wyjaśniania rodziców, że byli tam z trzyletnim dzieckiem, podczas gdy dyrekcja szpitala twierdziła, że nie odnotowano ich obecności.

Chłopiec zmarł 24 stycznia w domu, wcześniej zbadał go lekarz rodzinny, następnie rodzice szukali ratunku w szpitalu.

- Z zapisu monitoringu jednoznacznie wynika, że przed godziną ósmą w budynku szpitala pojawili się: matka oraz ojciec, który niósł chłopca. Ojciec z chłopcem usiadł w miejscu dla oczekujących, matka udała się do rejestracji. Ona nie podchodziła z dzieckiem na rękach. Osoby te nie zostały przyjęte przez lekarza - mogła szczegółowa opisać nagranie z kamer rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus. Prowadzone śledztwo ma wyjaśnić, czy doszło do narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

W tym przypadku monitoring był użyteczny, podobnie jak na oddziałach intensywnej terapii. Ale służy on również do odstraszania złodziei i wandali grasujących po szpitalach, studzi emocje pacjentów tam, gdzie sięgają one zenitu, czyli na SOR-ach, dyscyplinuje personel itp. Zachodzi pytanie: co właściwie ma tłumaczyć instalowanie kamer, które obserwują pacjentów również w sytuacjach wymagających zachowania całkowitej prywatności? Nie ma jednej i jednoznacznej odpowiedzi.

Byle powód to żaden powód
- Kierując się określonymi w art. 31 ust. 3 Konstytucji RP wymogami, jakie musi spełnić ograniczenie praw i wolności jednostki, należy zwrócić uwagę w szczególności na zasadę proporcjonalności ograniczeń - twierdzi Anna Kabulska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

Co to za zasada? Mówi o niej wyrok Trybunału Konstytucyjnego (sygn. akt K23/98), który stwierdził, że zasada proporcjonalności (adekwatności) ograniczeń: ”Z jednej stawia przed prawodawcą każdorazowo wymóg stwierdzenia rzeczywistej potrzeby ingerencji w danym stanie faktycznym w zakres prawa bądź wolności jednostki. Z drugiej strony winna ona być rozumiana, jako wymóg stosowania takich środków prawnych, które będą skuteczne, a więc rzeczywiście służące realizacji zamierzonych przez prawodawcę celów. Zawsze chodzi o środki niezbędne, w tym sensie, że chronić będą określone wartości w sposób i w stopniu, który nie mógłby być osiągnięty przy zastosowaniu innych środków”.

Określone przez TK wytyczne powinny mieć zastosowanie do regulacji dotyczącej monitoringu wizyjnego, szczególnie w tak intymnej sytuacji, jak udzielanie świadczeń zdrowotnych, co zadedykować można szefom szpitali i przychodni instalującym kamery z byle powodu. 
Źródło :  
Ryszard Rotaub/Rynek Zdrowia | 10-03-2014 06:20

środa, 5 marca 2014

Pomyłka przy operacji

W szpitalu w Łodzi chorej na raka kobiecie lekarze wycięli pomyłkowo fragment trzustki zamiast guza nowotworowego.


W styczniu 36-letnia, chora na raka pacjentka zgłosiła się do łódzkiego szpitala, gdzie zamiast guza nadnercza wycięto jej fragment trzustki. Przyczyną śmierci pacjentki mogły być komplikacje po operacji. Szpital powołuje się na to, że była to skomplikowana laparoskopowa operacja, a pacjentka została poinformowana o ryzykowności zabiegu. Po operacji stan pacjentki znacznie się pogorszył. Dzień później przeprowadzono reoperację. W lutym kobieta trafiła na stół operacyjny jeszcze dwukrotnie ponieważ jej stan ciągle się pogarszał, niestety jednak zmarła w zeszłym tygodniu.
Lekarzem przeprowadzającym operację był doświadczony chirurg z 25 letnim stażem. Po całym zdarzeniu został odsunięty od przeprowadzania operacji laparoskopowych, a później Szpital zdecydował o rozwiązaniu umowy z lekarzem. Dyrektor medyczny Szpitala uzasadnia, że podjęto taką decyzję do czasu wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę.
Łódzka prokuratura okręgowa informuje, że zostało wszczęte śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 36-latki, jednakże nikt jeszcze nie usłyszał zarzutów. Zabezpieczono już dokumentację medyczną, a przeprowadzona sekcja zwłok pacjentki potwierdziła, że kobieta miała usuniętą część trzustki. Nie wiadomo czy ta pomyłka doprowadziła do powikłań, a potem śmierci pacjentki. Wstępne wyniki sekcji zwłok kobiety wskazują, że przyczyną śmierci były uszkodzenia wielu narządów wewnętrznych. To jednak nie przesądza o tym, że za śmierć kobiety odpowiada lekarz, który ją operował. Może się również okazać, że błędy popełniono po operacji, gdy próbowano ratować pacjentkę. Niezbędne są dodatkowe badania m.in. narządów i tkanek oraz dokładna analiza leczenia. Jednakże nawet gdy prokuratura będzie znała kompletną opinię biegłego, który przeprowadzał sekcję zwłok, i wyniki dodatkowych badań, trudnym może okazać się jednoznaczne ustalenie odpowiedzialności karnej.
Pytaniem więc pozostaje czy w Szpitalu doszło błędu lekarskiego czy do ciężkiego powikłania. Odpowiedzią na te zagadnienie zajmie się specjalnie powołany do tego celu zespół składający się z chirurga, prawnika, rzecznika praw pacjenta i psychologa. W wyniku zdarzenia Szpital im. M. Kopernika w Łodzi wprowadził nowe zarządzenia, z których głównym jest polecenie nagrywania wszystkich operacji wykonywanych laparoskopowo. Obraz ma być rejestrowany i przechowywany przez kamerkę umieszczoną w ciele pacjenta. Ponadto Dyrektor Szpitala wystąpił także do wojewódzkiego konsultanta w dziedzinie chirurgii o przeprowadzenie kontroli części diagnostyczno - klinicznej łódzkiego szpitala.


36-latka osierociła córkę. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożył do prokuratury pełnomocnik męża pacjentki.

Katarzyna Bórawska
aplikant adwokacki

wtorek, 4 marca 2014

Imię dla zarodka





              W wydaniu „Dużego Formatu” z 27 lutego 2014 r. w artykule „Musisz pochować 3 milimetry” poruszony został temat wcale nie rzadkiego zjawiska zmuszania rodziców po poronieniu do wypełniania aktów urodzenia i wyprawiania pogrzebów martwo urodzonym dzieciom – nawet tym kilkumilimetrowym.
              Niegdyś głośno było o pozbawianiu kobiet po poronieniach prawa do odebrania ciała płodu i do jego godnego pochówku. Obecnie w wielu szpitalach – może w wyniku tych kontrowersji, a może z powodu światopoglądu osób zarządzających – sytuacja przybrała inny, zgoła absurdalny obrót. Po utracie kilkutygodniowej ciąży kobiety bywają stawiane przed koniecznością wyboru imienia i płci martwego dziecka. Następnie organizowany jest pogrzeb. Łatwo wyobrazić sobie traumę, jaką przeżywają rodzice – ból spowodowany utratą ciąży potęgowany jest głosami, że kilkumilimetrowy zarodek niemal był jak w pełni wykształcone dziecko, które nosi imię i należy mu się pochówek na cmentarzu. Kobiecie zabiera się wybór co do tego, jak powinna traktować utraconą ciążę i narzuca jej się niejako obowiązek przeżywania żałoby.
              W takiej sytuacji znalazła się Iwona – bohaterka tekstu w „Dużym Formacie”. Ciąża kobiety obumarła między szóstym a dziewiątym tygodniem. Długość płodu określono na ok. 3 mm. Iwona trafiła do Szpitala Wojskowego w Żarach, gdzie wywołano u niej poród. Następnego dnia pielęgniarki poinformowały dziewczynę, że musi podać imię i płeć dziecka, bo tak stanowi prawo. Iwona wybrała imię, zastrzegła przy tym, że nie chce odbierać zwłok i życzy sobie, by je spopielono. Pielęgniarki namawiały jednak ją na pochówek dziecka, a nawet kusiły zasiłkiem pogrzebowym.
Tydzień później matka Iwony odebrała telefon z zaproszeniem na pogrzeb wnuczki.  Okazuje się, że szpital w każdym przypadku zleca gminnemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej pochówek martwych dzieci. Ośrodek organizuje pogrzeb i wyrabia akt urodzenia w Urzędzie Stanu Cywilnego. Koszty pochówku pokrywa ZUS. Rzeczniczka szpitala informuje, że szpital nie ma możliwości spopielenia zwłok, dlatego zleca pochówek miastu.
Warte przytoczenia są wypowiedzi zastępcy kierowniczki OPS w Żaganiu dla dziennikarki „Dużego Formatu”: „To jest człowiek. Myśli pani, ze jak kobieta się zrzeknie ciała, to ono samo wyparuje? Dziecko umarło, trzeba je pochować.”, „ośrodek zawsze zadba o godny pogrzeb. Ma być krzyż, mała trumienka i ksiądz”, czy „gdyby dyrektor wojskowego szpitala był ateistą, dzieci szłyby do pieca, ale jest inaczej.”. Nie wydaje się, by w tak przedstawionej sytuacji kobieta miała możliwość jakiegokolwiek wyboru.

              Zjawisko stawiania rodziców przed koniecznością pochówku obumarłego płodu oraz wyboru jego imienia i płci rodzi liczne pytania natury prawnej. Tym bardziej, że we wspomnianym szpitalu pielęgniarki mówiły wprost, że „takie jest prawo”. A więc jak jest w rzeczywistości?
Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi z dnia 7 grudnia 2001 r. (będącym aktem wykonawczym do ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r.) za zwłoki uważa się ciała dzieci martwo urodzonych, bez względu na czas trwania ciąży. Do czasu wydania tego rozporządzenia, zwłoki płodu do 22 tygodnia określane były jako „szczątki”, co nierzadko tworzyło problemy dla rodziców chcących na własną rękę zorganizowań pogrzeb.
To samo rozporządzenie stanowi w § 7: Zwłoki dzieci martwo urodzonych są chowane przez osoby uprawnione, o których mowa w art. 10 ust. 1 ustawy; na wniosek osób uprawnionych zwłoki te mogą być spopielone przez zakłady opieki zdrowotnej dysponujące odpowiednimi urządzeniami do tego celu.
Osobami uprawnionymi są w tym przypadku bliscy zmarłego (małżonek, krewni i powinowaci wg stopnia określonego w ustawie).
Co zaś się tyczy sporządzenia aktu urodzenia, ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych stanowi: W przypadku dziecka martwo urodzonego, bez względu na czas trwania ciąży, dla którego na wniosek osoby uprawnionej do pochowania, o której mowa w art. 10 ust. 1, sporządzono kartę zgonu, dla celów określonych w ust. 5 nie jest wymagana adnotacja urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu.
To znaczy, że gdyby w przypadku historii Iwony szpital uszanował jej prośbę o spopielenie zwłok, nie byłoby konieczne rejestrowanie dziecka w USC, a tym samym wybór jego imienia i płci.
Potwierdza to Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia w wypowiedzi dla „Dużego Formatu”: „Do ich pochowania, zwłaszcza tych z bardzo wczesnych ciąż, nie jest konieczna rejestracja w USC. Szpital powinien wystawić zaświadczenie lekarskie stwierdzające pochodzenie szczątków. Nie jest konieczne, ani określanie płci ani nadanie imienia”.
Rzecznik dodaje także: „W przypadku utraty wczesnej ciąży rodzice mają prawo do pochówku płodu, ale to nie obowiązek. Pacjentka ma prawo wiedzieć o możliwości pochowania płodu, jak i zostawienia go w szpitalu. Lecznica może zlecić spopielenie zwłok (prochy trafią do zbiorowej mogiły, kolumbarium) lub zlecić pochówek gminie. Nie ma obowiązku informowania rodziców, gdzie jest grób.”
Bohaterka artykułu zgłosiła sprawę do prokuratury pod kątem poświadczenia nieprawdy w dokumentach państwowych przez personel medyczny. W dokumentach podano przecież płeć dziecka, której nie sposób określić na tym etapie ciąży - w takim wypadku powinny zostać przeprowadzone badania genetyczne ustalające płeć płodu.

Warto na koniec dodać, że każdej kobiecie, która znalazła się w opisanej sytuacji przysługują roszczenia o zadośćuczynienie z tytułu naruszenia dóbr osobistych (takich jak zdrowie i integralność psychiczna, godność czy swoboda sumienia) bądź też zadośćuczynienie z tytułu rozstroju zdrowia i wynikającej z tego krzywdy (bohaterka tekstu po zdarzeniu musiała rozpocząć terapię u psychologa, miała lęki i objawy stresu pourazowego).


Justyna Bachórska,
aplikantka radcowska







poniedziałek, 3 marca 2014

Specjaliści apelują: czas na wdrożenie programu promocji karmienia piersią


Co roku na kampanie promujące sztuczne mleko wydawane są grube miliony. Z drugiej strony od 20 lat państwo nie inwestuje w budowanie systemu promocji karmienia piersią.
- Mleko matki to najlepszy sposób żywienia noworodka zapewniający mu optymalny stan zdrowia i rozwój. Polki jednak masowo odchodzą od tego sposobu żywienia dzieci. Dlatego pilnie potrzeba ogólnopolskiego programu upowszechniania karmienia piersią - apelują specjaliści.
Według zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) niemowlęta powinny być karmione tylko piersią do końca szóstego miesiąca życia, a z uzupełnieniem o inne pokarmy - do ukończenia dwóch lat lub dłużej. - To idealny model, z którego jednak korzysta coraz mniej dzieci - przyznaje dr Urszula Bernatowicz-Łojko, neonatolog z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. L. Rydygiera w Toruniu oraz konsultant kliniczny Banku Mleka Kobiecego działającego przy tamtejszym szpitalu.
Tendencja ogólnopolska
Na dowód tego, nasza rozmówczyni przytacza wyniki badania, jakim objęto całą populację dzieci do końca 2 roku życia z województwa kujawsko-pomorskiego w ramach regionalnego Programu Promocji Karmienia Piersią i Pokarmem Kobiecym Dzieci.
- Jak ustaliliśmy, praktycznie prawie wszystkie kobiety zaraz po urodzeniu zaczynały karmić piersią, jednak w sytuacji pojawiających się najmniejszych problemów z laktacją, jeszcze w czasie pobytu w szpitalu, kobiety te łatwo uzyskiwały dostęp do sztucznego mleka. Mimo to, prawie 99% matek opuszczając szpital karmiło jeszcze dziecko swoim mlekiem. Jednak już po 2-3 miesiącach zaobserwowaliśmy, że zdecydowany odsetek kobiet zaczyna podawać dziecku sztuczny pokarm. W 3. miesiącu wyłącznie przy piersi pozostaje tylko 32%, a do końca szóstego - zaledwie 14% dzieci - mówi dr Bernatowicz-Łojko.
Jak podkreśla, jeszcze gorzej wygląda sytuacja w przypadku wcześniaków. W tej grupie już tylko 60% noworodków karmionych jest wyłącznie w sposób naturalny przy wypisie ze szpitala, a ponad 70% wcześniaków w trakcie pobytu w szpitalu oprócz żywienia mlekiem matki jest dokarmianych.
- Dla takich noworodków mleko matki zapewnia najlepiej przyswajalne składniki odżywcze, immunologiczne. Chroni często jeszcze niedojrzały przewód pokarmowy dziecka, zmniejsza ryzyko infekcji, alergii, biegunek, chorób typowych dla wcześniaków. Praktycznie, podanie mleka matki często ratuje im życie - podkreśla doktor.
Zwraca uwagę, że województwo kujawsko-pomorskie nie jest żadną skrajnością, a wyniki przeprowadzonego tu badania można, ze względu na specyfikę tego województwa, uogólnić dla całego kraju. 
Dlaczego karmienie piersią traci na popularności? Powodów tego stanu rzeczy jest wiele.
- W sytuacji, gdy matka nie radzi sobie z laktacją, brakuje osób, które udzieliłyby jej potrzebnego wsparcia. Co gorsze, sugestie o tym, że powinna podać dziecku sztuczną mieszankę często daje jej personel medyczny. Dzieje się tak, ponieważ w czasie edukacji przyszłych lekarzy, pielęgniarek i położnych nie poświęca się wystarczającej uwagi problemom dotyczącym karmienia piersią. Dostęp do bezpłatnych kursów laktacyjnych dla takich osób jest zaś ograniczony - wyjaśnia dr Bernatowicz-Łojko.
Agresywne kampanie reklamowe
Kolejny problem na jaki wskazuje specjalistka to agresywna kampania producentów sztucznych mieszanek, którzy na każdym kroku bombardują matki informacjami o „bardzo zbliżonym do pokarmu kobiecego” składzie ich produktów, co nie jest prawdą, ale też szeroko prezentują „plusy”, jakie daje całej rodzinie przejście dziecka na sztuczne karmienie.
- Przede wszystkim jednak, reklamy tych firm są dosłownie wszędzie tam, gdzie można dotrzeć do rodziców potencjalnych odbiorców tych mieszanek, nawet w Książeczkach Zdrowia Dziecka. Ponieważ wiedza kobiet o zaletach karmienia piersią jest niewystarczająca to gros kobiet ulega presji reklamy. A środki przeznaczone na reklamę sztucznych mieszanek w polskich mediach wyniosły w ubiegłym roku prawie 50 mln zł - twierdzi neonatolog z toruńskiego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego.
W opinii specjalistów niedocenianie mleka to duży błąd, patrząc także na korzyści płynące dla samych matek. Karmienie piersią zmniejsza ryzyko raka sutka, jajnika, osteoporozy, cukrzycy, nadciśnienia, anemii, przyspiesza obkurczanie macicy, ułatwia zgubienie zbędnych kilogramów, opóźnia powrót płodności nawet do sześciu miesięcy po porodzie.
Czy mleko modyfikowane to samo zło? - Oczywiście, że nie. I bardzo dobrze, że sztuczne mieszanki są coraz lepsze, bo część mam z różnych istotnych powodów nie może karmić piersią. Jednak jest problem nakłaniania matek, które moją pokarm, do karmienia sztuczną mieszanką - odpowiada dr Bernatowicz-Łojko.
Czekanie na rozwiązania systemowe
Nasze rozmówczynie podkreślają, że aby więcej dzieci w Polsce było z powodzeniem karmionych piersią, potrzebne są rozwiązania systemowe.
- NFZ nie kontraktuje porad laktacyjnych, a w trudniejszych sytuacjach położna, czy lekarz bez specjalistycznego przygotowania nie jest w stanie udzielić fachowej pomocy kobiecie karmiącej. Refundacja takiej porady z pewnością zwiększyłaby odsetek niemowląt żywionych kobiecym mlekiem - mówi dr Aleksandra Wesołowska, prezes Fundacji Bank Mleka Kobiecego. 

- Matka wcześniaka nie ma w szpitalu zagwarantowanej właściwej opieki w zakresie rozpoczęcia i utrzymania laktacji, nie mówiąc już o dostępie do sprzętu laktacyjnego czy możliwości przechowywania odciągniętego mleka - dodaje dr Bernatowicz-Łojko. - Promocja karmienia mlekiem matki została wprawdzie wpisana do nowego standardu opieki okołoporodowej, ale faktycznie przepisy te są wciąż nierealizowane.
Ponadto obejmują one tylko zdrowe dzieci z porodów fizjologicznych - noworodka urodzonego cięciem cesarskim lub z porodu w znieczuleniu czy też wcześniaka ten standard nie dotyczy.
W ostatnim czasie udało się przygotować standardy żywienia wcześniaka, które kładą nacisk na karmienie piersią. - Zyskały one akceptację krajowego konsultanta w dziedzinie neonatologii, więc jest szansa, że w tym zakresie uda się poprawić statystyki, ale wciąż czekamy na kompleksowy program - zaznacza dr Bernatowicz-Łojko.
Jeśli karmienie piersią przez matkę z jakichś względów nie jest możliwe, Światowa Organizacja Zdrowia zaleca podawanie kobiecego mleka z banku. Banki mleka kobiecego to w naszym kraju jedynie 3 placówki pilotażowe.
- Mleko z banku mleka jest badane pod kątem czystości mikrobiologicznej i pasteryzowane. Potencjalne dawczynie mleka udzielają wywiadu epidemiologicznego na temat przebytych chorób i trybu życia oraz są kierowane na badania krwi - zapewnia dr Wesołowska.
Chociaż działalność banków odgrywa olbrzymią rolę we wczesnym żywieniu np. wcześniaków, których matki jeszcze nie mają mleka, to ich działalność blokuje brak odpowiednich przepisów oraz mechanizmu finansowania.
Banki mleka - będę standardy
- Przy Głównym Inspektoracie Sanitarnym powołany został właśnie zespół ekspertów, który ma opracować standardy funkcjonowania banków oraz dystrybucji magazynowanego tam mleka - zaznacza prezes Fundacji Bank Mleka Kobiecego.
Gorzej wygląda kwestia finansowania banków. O ile samo przekazywanie mleka od dawczyń do banku jest bezpłatne, to już procedura jego obróbki, badania i magazynowania jest wysoce kosztowna.
W opinii naszej rozmówczyni rozwiązaniem byłoby włączenie się NFZ w działalność tych placówek. - Badania jednoznacznie wskazują, że dzieci karmione mlekiem kobiecym rzadziej chorują, w przypadku wcześniaków w mniejszym stopniu wymagają podawania antybiotyków czy chirurgii jelit. Nakłady poniesione na pozyskiwanie mleka kobiecego w efekcie końcowym są dla płatnika opłacalne - podkreśla dr Wesołowska.


Źródło: 
Katarzyna Lisowska/Rynek Zdrowia