poniedziałek, 30 grudnia 2013

Co zrobić gdy spadkodawca pozostawi po sobie długi ?


Strata osoby najbliższej to bardzo trudny moment, zwłaszcza gdy spadkobiercom oprócz bólu, towarzyszy także niepewność, wynikająca ze skomplikowanej sytuacji majątkowej zmarłego.
Najlepiej gdy spadkodawca jeszcze za życia ureguluje kwestie majątkowe, w drodze testamentu lub przenosząc własność poszczególnych elementów majątku na wybrane osoby. Nie wszystko da się jednak zaplanować. Czasem najbliżsi odchodzą nagle.
Co powinien zrobić spadkobierca w sytuacji gdy, obawia się, że spadek zawiera długi ?
Zgodnie z art. 1012 kodeksu cywilnego spadkobierca ma 3 możliwości:
  1. przyjęcie spadku bez ograniczenie odpowiedzialności za długi spadkowe (tzw. przyjęcie proste);
  2. przyjęcie spadku z ograniczeniem odpowiedzialności za długi spadkowe (tzw. przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza);
  3. Odrzucenie spadku.
Pierwsza możliwość, czyli przyjęcie proste spadku, nie jest wskazana w sytuacji gdy spadkodawca pozostawił po sobie długi, lub nie jesteśmy pewni, jaka była jego sytuacja majątkowa. Przyjęcie proste spadku, powoduje bowiem, że spadkobierca odpowiada za długi spadkowe całym swoim majątkiem, nawet jeśli przewyższają one wartość stanu czynnego spadku.
Każda z pozostałych opcji pociąga za sobą prawne konsekwencje, które należy mieć na uwadze podejmując decyzję. Ustawa pozostawia spadkobiercy dużo czasu, bo aż 6 miesięcy na podjęcie na złożenie stosownego oświadczenia. Termin ten jest liczony o dnia, w którym spadkobierca dowiedział, się o tytule powołania do spadku. W przypadku spadkobierców powołanych do dziedziczenia w pierwszej kolejności, termin ten będzie biegł od momentu gdy dowiedzieli się oni o śmierci spadkodawcy.
Przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza ogranicza odpowiedzialność spadkobiercy do wartości stanu czynnego spadku. W najgorszym wypadku spadkobierca nic nie zyska. W celu określenia granic odpowiedzialności spadkobiercy, należy jednak sporządzić spis inwentarza. Spis taki sporządza komornik na zlecenie sądu. Podczas sporządzania spisu należy wyjawić wszystkie elementy majątku spadkodawcy, które są nam znane. Nieuczciwy spadkobierca, który zatai elementy spadku będzie traktowany jakby przyjął spadek w całości. Zgodnie z art. 53 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o komornikach sądowych i egzekucji komornikowi przysługuje wynagrodzenie w wysokości 10% przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia za każdą rozpoczętą godzinę. Przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza, ma więc sens tylko w wypadku, gdy spadkodawca pozostawił po sobie jakiś majątek, lub zakładamy, że wartość aktywów przewyższa długi spadkowe. Ta forma przyjęcia spadku ma jeszcze jedną zaletę. Jeśli choćby jeden z uprawnionych przyjmie spadek z dobrodziejstwem inwentarza, przyjmuje się, że pozostali spadkobiercy również przyjęli spadek z dobrodziejstwem inwentarza, choćby nie złożyli oświadczenia w ustawowym terminie.
W sytuacji, gdy spadkodawca nie pozostawił, żadnego majątku, lub pozostawił długi przewyższające wartość stanu czynnego spadku, najlepszym rozwiązaniem jest odrzucenie spadku. Spadkobierca, który złoży oświadczenie o odrzuceniu spadku jest traktowany tak, jakby nie dożył otwarcia spadku. Uwalnia go to od odpowiedzialności za długi spadkowe oraz kłopotów związanych z egzekucją długów spadkowych. Niestety powoduje to również powołanie do dziedziczenia kolejnych spadkobierców. Oni również mają 6 miesięcy od momentu uzyskania informacji o tytule powołania do dziedziczenia na podjęcie decyzji o przyjęciu lub odrzuceniu spadku. W miarę jak kolejne osoby będą odrzucać spadek, sąd spadku będzie wzywał kolejnych krewnych do udziału w sprawie o stwierdzenie nabycia spadku. Spadkobiercy, którzy mają małoletnie dzieci muszą pamiętać, że gdy oni odrzucą spadek, powołane do dziedziczenia są ich dzieci. Chcąc uchronić je przed odziedziczeniem spadku obciążonego długami, muszą w ich imieniu złożyć oświadczenie o odrzuceniu spadku. Na złożenie takiego oświadczenia rodzic lub opiekun prawny musi uprzednio uzyskać zgodę sądu rodzinnego. W przypadku, gdy rodzina spadkodawcy była liczna, postępowanie spadkowe może być długotrwałe i angażować znaczną liczbę osób. Warto jednak podjąć ten trud, aby uregulować stan prawny i nie musieć w przyszłości spłacać długów, o których istnieniu nie wiedzieliśmy.
Zdecydowanie najgorszym wyjściem jest pozostawienie sprawy swojemu losowi. Zgodnie z art. 1015 § 2 kodeksu cywilnego brak oświadczenia o przyjęciu lub odrzuceniu spadku skutkuje prostym przyjęciem spadku. Chronione są tu jedynie osoby małoletnie, ubezwłasnowolnione, osoby co do których istnieje podstawa do ich ubezwłasnowolnienia oraz osoby prawne. W tych przypadkach brak oświadczenia skutkuje przyjęciem spadku z dobrodziejstwem inwentarza.

Justyna Jakubiak
aplikantka radcowska
 
Biblografia:
  1. Ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. kodeks cywilny (Dz. U. z 1964 Nr 16 poz. 93 z późn. Zm.)
  2. ustawa z dnia 29 sierpnia 1997 r. o komornikach sądowych i egzekucji (t.j. Dz. U. z 2011 Nr 231 poz.1376 z późn. Zm.)
  3. Artykuł Doroty Gajos-Kaniewskiej „Czy odrzucenie spadku uwolni rodzinę od długów zmarłego ?” Rzeczpospolita z dnia 28 maja 2012r. http://prawo.rp.pl/artykul/882993.html?p=2
  4. Kodeks Cywilny Komentarz, Tom IV Spadki, Wyd. III, pod red. A. Kidyby Wolters Kluwee Polska 2012
  5. Kodeks Rodzinny i opiekuńczy, komentarz, pod red. H. Doleckiego, Lex 2010.

Umowa zlecenia i umowa agencyjna – porównanie



Zarówno umowa zlecenia jak i umowa agencyjna są uregulowane w kodeksie cywilnym. Obie regulacje są zasadniczo podobne, co może nastręczać problemów podczas ich stosowania.
Forma zawarcia umowy
Forma zawarcia umowy nie ma znaczenia dla ważności żadnej z tych umów. Mogą być one zawarte zarówno w formie ustnej jak i pisemnej, bądź w sposób dorozumiany. Jedynie w umowie agencyjnej wymagana jest forma pisemna w przypadku gdy strony chcą zawrzeć w niej pewne szczególne ustalenia:
  • umowa ma zawierać zapisy o zakazie konkurencji;
  • w określonych wypadkach agent ma ponosić odpowiedzialność za niewykonanie zobowiązania przez klienta.
Strona podmiotowa
W przypadku umowy zlecenia stronami są zleceniodawca czyli dający zlecenie oraz zleceniobiorca – przyjmujący zlecenie. W umowie agencyjnej również występuje zleceniodawca, ale odpowiednikiem przyjmującego zlecenie jest agent. Charakterystyczne dla umowy agencyjnej jest to, że obie jej strony muszą być przedsiębiorcami. W przypadku umowy zlecenia nie jest to konieczne. Zakres podmiotowy umowy zlecenia jest znacznie szerszy. Może być ona zawarta pomiędzy przedsiębiorcami, albo pomiędzy osobami nie prowadzącymi działalności gospodarczej, przedsiębiorcą może być także tylko jedna ze stron umowy zlecenia.
Strona przedmiotowa
Przedmiotem umowy zlecenia jest dokonywanie określonych czynności prawnych w imieniu dającego zlecenie. Ustawa w art. 734 k.c. mówi o czynności prawnej, ale zlecenie może obejmować szereg czynności. Zlecenie obejmuje także umocowanie do dokonania tej czynności prawnej, chyba że umowa stanowi inaczej. Zleceniobiorcy nie łączy ze zleceniodawcą stosunek podrzędności służbowej, ale musi on przy wykonywaniu zlecenia uwzględniać wskazówki zleceniodawcy. Zleceniodawca może również powierzyć wykonywanie zlecenia osobie trzeciej. Za jej ewentualne błędy ponosi on odpowiedzialność o tyle o ile nie dochował on należytej staranności w wyborze zastępcy. Umowa agencyjna dotyczy natomiast stałego pośredniczenia w zawieraniu umów lub reprezentacji zleceniodawcy. Ma ona charakter ciągły, a agent jest uprawniony do dokonywania czynności prawnych w imieniu zleceniodawcy, tylko gdy ten udzieli mu wyraźnego pełnomocnictwa. Agent tak samo jak zleceniobiorca jest w swojej pracy samodzielny, ale musi uwzględniać wskazówki zleceniodawcy. Nie może on powierzyć swoich obowiązków innej osobie, chyba, że zleceniodawca wyrazi na to zgodę na piśmie. Ważnym elementem umowy agencyjnej jest wskazany w art. 760 k.c. obowiązek wzajemnej lojalności. Następne artykuły precyzują na czym ta lojalność ma polegać. Agent ma obowiązek działać w imieniu i na rzecz zleceniodawcy. Musi również przekazywać bez zbędnej zwłoki wszelkie informacje i dokumenty. Strony mogą także dołączyć do umowy klauzulę o zakazie konkurencji. Lojalność zleceniodawcy przejawia się natomiast w przekazywaniu informacji i dokumentów niezbędnych agentowi do prawidłowego wykonywani swoich obowiązków, oraz do szybkiego przekazywania informacji o zawartych umowach i przewidywanej wysokości prowizji agenta. Agent może domagać się wypłacenia prowizji, nawet jeśli to nie on zawarł umowę, w sytuacji gdy zawarcie umowy jest efektem jego starań lub gdy została ona zawarta z naruszeniem przyznanej agentowi wyłączności (terytorialnej lub w stosunku do określonej grupy klientów).
Wynagrodzenie
Zleceniobiorca nie musi otrzymywać wynagrodzenia, jeśli strony zastrzegły to w umowie, w przeciwnym wypadku zleceniobiorcy należy się wynagrodzenie odpowiadające wykonanej pracy. Zleceniodawca winien również zwrócić koszty, jakie poniósł zleceniodawca w związku z wykonaniem zlecenia (pomniejszone o pobrane zaliczki) oraz zwolnić go od zobowiązań jakie zleceniobiorca zaciągnął, w celu wykonania zlecenia. Umowa agencyjna ze swojej istoty jest odpłatna. Wynagrodzenie agenta ma charakter prowizyjny, czyli uzależnione jest od ilości i wielkości zawartych przez niego umów. Agent może również otrzymać prowizję od umów, których nie zawarł osobiście jeżeli:
  • umowa została zawarta w wyniku jego starań;
  • umowa została zawarta z klientem, którego poprzednio agent pozyskał dla umów tego samego rodzaju:
  • agentowi została przyznana wyłączność na określonym obszarze, lub w stosunku do wyodrębnionej grupy klientów, a umowa z klientem przy naruszeniu tej wyłączności została zawarta bez wiedzy agenta.
Możliwe jest także wypłacenie agentowi prowizji od umów zawartych już po rozwiązaniu umowy gdy:
  • umowa została zawarta z naruszeniem wyłączności agenta, a propozycję jej zawarcia klient złożył przed rozwiązaniem umowy agencyjnej;
  • agent swoją działalnością znacząco przyczynił się do zawarcia umowy, a ponadto została ona zawarta w rozsądnym czasie od rozwiązania umowy agencyjnej,
Odpowiedzialność stron
Zleceniobiorca ponosi odpowiedzialność za niewykonanie zlecenia tylko w wypadku gdy nie dochował należytej staranności. Agent również nie ponosi przed zleceniodawcą odpowiedzialności za to, że nie udało mu się zawrzeć umowy. W takim wypadku nie otrzyma on po prostu prowizji. Strony mogą jednak zawrzeć w umowie postanowienia, na mocy których agent będzie ponosił odpowiedzialność za niewykonanie zobowiązania przez klienta.
Rozwiązanie umowy
Zarówno zleceniodawca jak i zleceniobiorca mogą wypowiedzieć umowę zlecenia w każdym czasie. Zleceniodawca zobowiązany jest tylko do rozliczenia się ze zleceniobiorcą poprzez wypłatę wynagrodzenia za wykonaną już pracę, zwrot nakładów, a w przypadku gdy rozwiązanie umowy nastąpiło bez ważnego powodu także wypłatę odszkodowania. Zleceniobiorca zobowiązany jest wypłacić takie odszkodowanie tylko jeśli umowa miała charakter odpłatny. Rozwiązanie umowy agencyjnej bardzie przypomina rozwiązanie umowy o pracę. Umowa agencyjna zawarta na czas nieoznaczony może być wypowiedziana na miesiąc naprzód w pierwszym roku, na dwa miesiące naprzód w drugim roku oraz na trzy miesiące naprzód w trzecim i następnych latach trwania umowy. Kodeks cywilny tak samo jak kodeks pracy w stosunku do umowy o pracę określa tu pewne minimum. Strony mogą w umowie jedynie wydłużyć okres wypowiedzenia, z tym że okres wypowiedzenia dla agenta nie może być dłuższy niż dla zleceniodawcy. Jeżeli umowa nie stanowi inaczej, termin wypowiedzenia upływa z końcem miesiąca kalendarzowego. Każda ze stron może jednak wypowiedzieć umowę bez zachowania okresu wypowiedzenia w sytuacji, gdy druga strona nie wykonywała wynikających z umowy obowiązków. Jeśli rozwiązanie umowy bez zachowania okresu wypowiedzenia jest przez stronę zawinione, ma ona obowiązek naprawienia powstałej w ten sposób szkody.
Składki ubezpieczeniowe
Zarówno umowa zlecenia jak i umowa agencyjna są umowami cywilnoprawnymi. Agent ani zleceniobiorca nie cieszą się więc ochroną, jaką zapewnia kodeks pracy. Nie mają tutaj zastosowania przepisy o urlopach, czasie pracy ani o ochronie kobiet w ciąży. W kwestii składek ubezpieczeniowych. Zarówno zleceniobiorca jak i agent muszą sami zatroszczyć się o ubezpieczenie zdrowotne. W przypadku ubezpieczenia emerytalnego i rentowego jest ono obowiązkowe.

Justyna Jakubiak
aplikantka radcowska

Bibliografia:
  1. Źródło: INFOR; Artykuł z dnia: 2008-04-10
  2. Co różni zleceniobiorcę od osoby wykonującej umowę agencyjną; Autor: Edyta Dobrowolska; Gazeta Prawna Nr 188/2007 z dnia 2007-09-27
4. http://www.zus.pl/pliki/poradniki/porad23.pdf

wtorek, 17 grudnia 2013

Lawina niedomówień

W artykule Marzeny Sygut z dnia 12 grudnia 2013 r. opublikowanym na portalu rynekzdrowia.pl już tytuł zawiera karygodny błąd. „Ruszyła lawina nakazów: NFZ żąda od lekarzy zwrotu pieniędzy za leki refundowane” pisze w tytule autorka, precyzując następnie w treści, że chodzi o „przesądowe nakazy” wysyłane przez NFZ.1 W rzeczywistości w prawie nie ma czegoś takiego jak przesądowe nakazy czy nakazy płatnicze. Mówić można o przedsądowych wezwaniach do zapłaty, w których wierzyciel domaga się zwrotu należnej kwoty, tudzież o nakazach zapłaty, wydawanych przez sąd po skierowaniu do sądu pozwu o zapłatę w postępowaniu nakazowym lub upominawczym.
Roszczenia Narodowego Funduszu Zdrowia, wyrażone w wezwaniach do zapłaty nienależnej kwoty refundacji, nie znajdują uzasadnienia o tyle, że lekarze wypisując recepty na leki refundowane nie uzyskiwali żadnych korzyści z tego faktu. Co więcej, refundacja leków i tak przysługiwała ubezpieczonym pacjentom, prawo do refundacji leków przez NFZ wynika bowiem bezpośrednio z faktu posiadania ubezpieczenia zdrowotnego. Nie można więc mówić w tej sytuacji o tym, że kwota refundacji była nienależna, a lekarze, wypisując recepty, narażali Fundusz na straty. Pacjent wykupiłby lek z refundacją, niezależnie od tego, czy receptę wypisałby lekarz mający podpisaną umowę z NFZ czy też nie. Tego zdania są także samorządy lekarskie, sprzeciwiające się pociąganiu lekarzy do odpowiedzialności finansowej. Samorządy podkreślają również nieracjonalność działań Funduszu i jego przyczynienie się do zaistniałej sytuacji – wraz z wejściem w życie nowej ustawy stare recepty z opcją refundacji nie straciły ważności.
Co więcej, podkreślenia wymaga fakt, że Narodowy Fundusz Zdrowia, dochodząc od lekarzy zwrotu świadczeń za bezprawne wypisywanie recept na refundowane leki w okresie od lipca do grudnia 2012 r., powołuje się na art. 48 ust. 8 tzw. ustawy refundacyjnej, który to został uchylony przez Sejm na mocy ustawy z dnia 13 stycznia 2012 r. o zmianie ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych oraz niektórych innych ustaw. Sejm uchylił ten artykuł na wniosek rządu, mając na względzie jego nieprecyzyjność i niesprawiedliwość (możliwe karanie lekarzy za chęć działania dla dobra pacjenta).2
W przytoczonym artykule autorka wspomina, że w sierpniu 2013 r. Sąd Rejonowy we Wrocławiu wydał pierwszy nakaz zapłaty przeciwko lekarzowi. Nie pisze nic jednak o wyroku Sądu Rejonowego Gdańsk Północ z dnia 17 stycznia 2013 r., który uznał żądanie Funduszu, domagającego się od lekarza zapłaty kary umownej za błędne wystawienie recept refundowanych, za niezasadne. Wagę tego wyroku dla środowiska lekarskiego podkreśla prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz, wskazując, że wyrok potwierdził fakt, iż refundacja przysługuje pacjentowi, a nie lekarzowi.3

Znaczenia w sprawie nie ma też fakt, że zgodnie ze słowami rzeczniczki prasowej dolnośląskiego OW NFZ, na podstawie wezwań do zapłaty lekarze zwrócili już do Funduszu łącznie ponad 200 tys. zł. Jak bowiem starano się udowodnić w niniejszym artykule, żądanie NFZ pozbawione jest podstawy prawnej, co czyni wpłacone kwoty świadczeniem nienależnym i upoważnia lekarzy do dochodzenia ich zwrotu na podstawie przepisów Kodeksu Cywilnego o bezpodstawnym wzbogaceniu (de facto NFZ uzyskał w tej sytuacji korzyść majątkową kosztem lekarzy, którzy pokryli koszty refundacji leków, które to koszty ponieść powinien z mocy prawa Fundusz). W podobnym tonie wypowiedział się Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 19 marca 2012 r., sygn. akt I CSK 216/11, uznając, że jeżeli po stronie NFZ brak było podstawy prawnej do żądania zwrotu przekazanej powodowi (w tym przypadku – farmaceucie) kwoty refundacji, to tym samym nie mógł on skutecznie dokonać potrącenia nieistniejącej wierzytelności – analogicznie nie może on tej wierzytelności dochodzić.
W tym samym wyroku Sąd Najwyższy zwraca uwagę na sedno problemu: „Nie należy jednak tracić z pola widzenia, celu dla którego ustawa formułuje rygorystyczne wymogi wystawiania recept i wydawania na ich podstawie leków. W pierwszym rzędzie ma to zapewnić bezpieczeństwo pacjenta. Natomiast gdy chodzi o leki refundowane, wspomniany rygoryzm ma służyć temu, aby środki publiczne nie trafiły do osoby nieuprawnionej. Ocena uchybień formalnych recepty powinna wiec być podejmowana z uwzględnieniem celu jakiemu ten formalizm służy.” O celach tych wydaje się zapominać Narodowy Fundusz Zdrowia, pociągając lekarzy do odpowiedzialności finansowej za wypisywanie pacjentom przysługujących im refundowanych leków.

Justyna Bachórska

 
Kancelaria Nawroska Marszałek sp.k. z siedzibą w Toruniu

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Szpital zaproponował rodzicom 1 zł odszkodowania za śmierć dziecka


Judyta Watoła 2013-12-16, ostatnia aktualizacja 2013-12-16 00:58:50
Szpital zaproponował rodzicom 1 zł za śmierć dziecka. Inne za trwały uszczerbek na zdrowiu oferują po 1 tys. zł. Wszystko zgodnie z prawem, bo przepisy nie określają minimalnej kwoty odszkodowań
- Poczułam, jakby roześmiali mi się w twarz - mówiła dziennikarzom Maria Świrk, kiedy wiosną Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu zaproponował jej 500 zł odszkodowania za śmierć męża.

Komisja przy wojewodzie orzekła, że lekarze w USK nie wykonali koniecznych dla niego badań. Przez to nie wykryli tętniaka. Kilka dni później zmarł w innym szpitalu.

Ta sprawa stała się głośna, ale o innych, podobnych, jest cicho. Pacjenci i ich rodziny upokorzeni propozycjami rażąco niskich odszkodowań wolą milczeć.

Z danych zebranych przez biuro Rzecznika Praw Pacjenta wynika, że takich przypadków jest wiele. Pacjent z Małopolski (RPP nie podaje nazw szpitali, tylko województwa) z powodu złego leczenia zachorował na zakrzepowe zapalenie żył. Pojawiły się skrzepliny, które mogą doprowadzić do zatoru i śmierci. Szpital zaproponował mu 7,5 tys. zł. Chory się nie zgodził. Podobnie jak pacjenci ze Śląska: jednemu szpital zaproponował za trwałe uszkodzenie ciała 3 tys. zł, drugiemu zaledwie połowę tej kwoty. W województwach lubelskim i świętokrzyskim szpitale proponowały za uszkodzenie ciała po 1 tys. zł, a jeden ze szpitali w podkarpackim - tylko 1 zł.

Za małe odszkodowanie nie istnieje

Równie niskie odszkodowanie, ale tym razem za śmierć, zaproponował rodzicom zmarłego dziecka szpital na Dolnym Śląsku.

- To tak, jakby dostali w twarz. Pytaliśmy, czy nie chcą tego nagłośnić, ale byli tak przybici, że się nie zgodzili - usłyszeliśmy w Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych we Wrocławiu.

Takie komisje działają od dwóch lat przy wszystkich urzędach wojewódzkich. W założeniu miały ułatwić pacjentom lub ich rodzinom uzyskanie odszkodowania za błąd w leczeniu. Dzięki nim nie muszą oni już iść do sądu, gdzie sprawy ciągną się nieraz latami. Wystarczy, że złożą wniosek w komisji. Ta ma cztery miesiące na jego rozpatrzenie. Nie orzeka o winie lekarza czy pielęgniarki. Stwierdza tylko, czy doszło do zdarzenia medycznego, co w tym wypadku oznacza złą diagnozę, zakażenie, uszkodzenia ciała, rozstrój zdrowia, a także śmierć, które były skutkiem działania niezgodnego z wiedzą medyczną.

Minister zdrowia w rozporządzeniu określił maksymalne kwoty odszkodowań: 100 tys. zł w przypadku uszczerbku na zdrowiu i 300 tys. zł, gdy doszło do śmierci. Minimalnych kwot nie podał.

Ubezpieczenia za drogie, lepiej iść do sądu

Poza obowiązkowym ubezpieczeniem od odpowiedzialności cywilnej (OC) szpitale odtąd miały także obowiązkowo kupować polisy od zdarzeń medycznych. Okazały się za drogie. Kilkusetłóżkowy szpital z wieloma oddziałami zabiegowymi za samo OC musi płacić 700-800 tys. rocznie, druga polisa wyceniana jest podobnie. Ministerstwo ustąpiło więc pod presją dyrektorów szpitali: druga polisa jest teraz dobrowolna. Większość szpitali jej nie kupuje. Kiedy wojewódzka komisja uzna, że doszło do zdarzenia medycznego i pokrzywdzonemu należy się odszkodowanie, szpital musi je wypłacić z własnego budżetu.

Nie wszyscy wykorzystują brak minimalnych kwot odszkodowań. Np. w województwie podlaskim wypłacano za uszczerbek na zdrowiu po 60-65 tys. zł. Jednak większość szpitali proponuje niewiele. Dowód: od stycznia do lipca tego roku komisje wydały 46 orzeczeń, po których pacjentom należały się odszkodowania. Aż 26 odmówiło ich przyjęcia z powodu zbyt niskiej kwoty.

Szpitale z góry wiedzą, że takie kwoty będą odrzucone i pacjenci pójdą walczyć o swoje do sądu. Mają w tym cel: po pierwsze, rozstrzygnięcie zostanie odłożone w czasie, może nawet na lata. Po drugie, kiedy sprawa toczy się przed sądem cywilnym, odszkodowanie zostanie zapłacone z obowiązkowej polisy OC. Nie obciąży więc budżetu szpitala.

Płatność była, obowiązek z głowy

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, który zaproponował za śmierć 500 zł, pośrednio przyznaje się do takiego uniku. "Z opinii prawnej sporządzonej na zlecenie szpitala wynika, że przepisy ustawy określające sposób powołania, działania oraz uprawnienia komisji wojewódzkiej naruszają szereg postanowień Konstytucji. Dlatego też intencją szpitala było rzetelne rozpatrzenie sprawy przez niezawisły sąd" - napisał nam USK w mailu. Pytamy jednak, czy szpitalowi, który przez samego ministra zdrowia stawiany jest innym za wzór, nie było zwyczajnie wstyd proponować wdowie tak małych pieniędzy? Odpowiedź brzmi: nie. "Proponując kwotę odszkodowania, szpital wypełnił swój ustawowy obowiązek" - czytamy.

- To jest potworny grzech prawniczego formalizmu. Ochrona prawna ma być efektywna, a nie formalna. Trzeba to uznać, a nie dawać złotówkę czy pięćset złotych i odnotować, że płatność była. To wstrętne wobec ludzi - oburza się prof. Ewa Łętowska, była rzeczniczka praw obywatelskich.

Rzecznik praw pacjenta chce zmiany w przepisach: odszkodowanie powinno jego zdaniem wynieść co najmniej 50 proc. kwoty maksymalnej określonej w rozporządzeniu ministra, czyli np. w przypadku śmierci 150 tys. zł.

Ministerstwo Zdrowia, które przygotowuje właśnie nowelizację przepisów o odszkodowaniach, na propozycję RPP jednak się nie zgadza. Tłumaczy, że jeśli pacjentowi nie podoba się za niskie odszkodowanie, może przecież iść do sądu. A idea prawnego "wyceniania" minimalnej wartości szkody budzi wątpliwości, bo "każdy przypadek jest inny i powinien być rozpatrywany indywidualnie".

- Przepisy o komisjach miały umożliwić pacjentom uniknięcie długiej sądowej drogi, a tymczasem ministerstwo z powrotem do sądu odsyła. To kompromitacja - komentuje Marek Balicki, były minister zdrowia.

niedziela, 8 grudnia 2013

Klauzla sumienia - stanowisko Naczelnej Rady Lekarskiej

STANOWISKO Nr 74/13/P-VI
PREZYDIUM NACZELNEJ RADY LEKARSKIEJ
z dnia 6 grudnia 2013 r.
w sprawie korzystania z klauzuli sumienia w praktyce lekarskiej

W związku z pojawiającymi się w ostatnim czasie medialnymi doniesieniami o stanowiskach różnych osób i instytucji w sprawie korzystania z klauzuli sumienia w praktyce lekarskiej, Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej przypomina, że lekarz, lekarz dentysta (dalej: lekarz) powinien wykonywać swój zawód zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy, z poszanowaniem człowieka bez względu na jego wiek, płeć, rasę, wyposażenie genetyczne, narodowość, wyznanie, przynależność społeczną, sytuację materialną, poglądy polityczne lub inne uwarunkowania i że w sytuacjach niecierpiących zwłoki wynikających z zagrożenia życia lub ciężkiego uszkodzenia zdrowia pacjentów jest zawsze zobowiązany udzielić pomocy.
Lekarz, tak jak każdy, ma prawo do odmowy podejmowania działań, które są niezgodne z jego sumieniem. Prawo do działania w zgodzie z sumieniem i przekonaniami zapewnia bowiem każdemu art. 53 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej oraz art. 18 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych. Prawo lekarza do kierowania się w życiu zawodowym normami moralnymi w sposób szczególny potwierdza także rezolucja nr 1763 Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w sprawie prawa do klauzuli sumienia w ramach legalnej opieki medycznej z 2010 r., w której akcentuje się, że w razie odmowy przez lekarza wykonania świadczenia z uwagi na jego sprzeczność z sumieniem lekarza, ewentualny obowiązek wskazania pacjentowi legalnych możliwości uzyskania świadczenia powinien ciążyć na podmiotach odpowiedzialnych za organizację ochrony zdrowia.
Podczas wykonywania zawodu lekarz powinien postępować zgodnie z nakazami i zakazami wynikającymi z przyjętych przez siebie zasad moralnych, światopoglądu oraz wyznawanych przekonań religijnych. Lekarze mogą zostać pozbawieni tego prawa tylko w sytuacjach niecierpiących zwłoki wynikających z zagrożenia życia lub ciężkiego uszkodzenia zdrowia pacjentów. Prawa innych osób, tak długo, jak nie dochodzi do zagrożenia ich życia i zdrowia, nie mogą być podstawą do ograniczania lekarza w postępowaniu zgodnym ze wskazaniami swojego sumienia.
W związku z tym Prezydium przypomina, że:
1. Lekarz ma prawo do odmowy udziału w procedurach niezgodnych z jego sumieniem (obejmuje ono w szczególności takie czynności jak wykonywanie, uczestnictwo, pomoc, orzekanie o stanie zdrowia mające na celu zakwalifikowanie do zabiegu niezgodnego z sumieniem lekarza).
2. Korzystając z klauzuli sumienia lekarz powinien przekazać swoje stanowisko pacjentowi oraz odnotować je w dokumentacji medycznej. Nie można jednak oczekiwać od lekarza korzystającego z klauzuli sumienia, aby oświadczał, jaki reprezentuje światopogląd i z jakich względów świadczenie uznał za niezgodne ze swoim sumieniem.
3. Korzystając z klauzuli sumienia lekarz nie powinien wywierać wpływu na decyzję pacjenta, ani narzucać mu swojego poglądu. Odmowa wykonania świadczenia zdrowotnego ze względu na niezgodność z sumieniem nie powinna także przyjmować formy uzasadniania medycznego (w szczególności co do skuteczności lub bezpieczeństwa procedury).
4. Lekarz nie ma obowiązku wcześniejszego określania swoich poglądów. W związku z tym całkowicie nieuzasadnione są propozycje ustalania list lekarzy o określonych przekonaniach i ewentualna dyskryminacja ich przy zatrudnianiu.
5. Samorząd lekarski powinien udzielać pomocy we wszystkich przypadkach nieuprawnionego nacisku na autonomię lekarzy deklarujących wolę skorzystania z klauzuli sumienia.

sobota, 30 listopada 2013

Namaszczony mimo woli. Szpital pozwany za naruszenie swobody sumienia


90 tys. zł domaga się od szpitala klinicznego pacjent, który wbrew jego woli, podczas gdy był w śpiączce, otrzymał sakrament namaszczenia chorych 66-letni szczecinianin nie chce rozmawiać z mediami. Boi się rozgłosu. Adwokat Krzysztof Gurbin, który pisał mu skargę kasacyjną, prosi o przekazanie mu pytań mailem, a następnie odsyła odpowiedzi klienta.

Pacjent pisze, że w listopadzie 2008 r. przeszedł zawał serca i wtedy pierwszy raz trafił do szczecińskiego szpitala klinicznego nr 2 na Pomorzanach. Okazało się, że musi przejść operację na kardiochirurgii. Na planowany zabieg poszedł w styczniu 2009 r. "Po operacji przez 1,5 miesiąca leżałem w śpiączce farmakologicznej. Ze szpitala wyszedłem dopiero 1 kwietnia 2009 r. O namaszczeniu dowiedziałem się później, przeglądając dokumentację medyczną, w której znajdował się dokument wystawiony przez księdza" - twierdzi pacjent.
66-latek deklaruje się jako niewierzący, a swój stosunek do Kościoła określa jako negatywny. Dlatego uważa, że udzielenie mu wbrew jego woli katolickiego sakramentu było naruszeniem jego dóbr osobistych. Pisze: "Poczułem się tym bardzo dotknięty, godziło to też w mój światopogląd".

SN uznał naruszenie dóbr osobistych

Pacjent pozwał szpital do sądu. Domaga się 90 tys. zł za naruszenie wolności sumienia. W styczniu 2012 r. Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił jego powództwo. Uznał, że pacjent po przyjęciu do szpitala nie zgłaszał, iż nie chce, by udzielać mu sakramentów według obrządku Kościoła katolickiego. Działanie kapłana było zgodne z prawem kanonicznym, które nakazuje udzielić sakramentu w razie wątpliwości, gdy chory jest nieprzytomny i nie może wyrazić swojej woli, kiedy zagrożone jest jego życie.

Sąd apelacyjny, do którego odwołał się pacjent, podtrzymał wyrok sądu okręgowego.

Jednak po skardze kasacyjnej 20 września tego roku Sąd Najwyższy uchylił szczeciński wyrok i nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę (to orzeczenie nagłośniła przed dwoma dniami "Rzeczpospolita"). Powód? SN uznał ten przypadek za naruszenie dóbr osobistych.

- Akta już do nas wróciły po kasacji - powiedział w piątek "Gazecie" sędzia Janusz Jaromin, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. - Sprawa będzie rozpoznana 9 stycznia. Jesteśmy związani poglądem prawnym zawartym w wyroku wyższej instancji. Teraz sąd apelacyjny będzie musiał ustalić, czy i w jakiej wysokości należałoby się zadośćuczynienie.

Potrzebne są nowe procedury

Dr Maciej Romanowski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa SPSK2 na Pomorzanach, mówi, że muszą zapoznać się dokładnie z tą sprawą [zdarzenie miało miejsce przed zmianą dyrekcji - red.]. Wyjaśnia, że zatrudniają kapelana na etacie [od czasu sprawy była także zmiana kapelana], bo chorzy często proszą o możliwość skorzystania z jego posługi lub z nabożeństwa.

- Ta sprawa pokazuje, że musimy wprowadzić procedury dla kapelana - mówi.

Ks. Sławomir Zyga, rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej, stwierdził, że po tej sprawie było spotkanie ze wszystkimi księżmi dziekanami: - Zostali uwrażliwieni, by księża udzielali sakramentu namaszczenia chorych na prośbę zainteresowanego lub najbliższej rodziny - mówi ks. Zyga.

Wyjaśnia, że gdy osoba jest nieprzytomna, a zagrożone jest jej życie, tego sakramentu udziela się i tak warunkowo. To znaczy, że jest ważny, gdyby ta osoba będąc przytomna wyraziła żal za grzechy, skruchę oraz wolę przyjęcia tego sakramentu.

Z orzeczenia Sądu Najwyższego zadowolony jest mecenas Krzysztof Gurbin: - To sprawiedliwy wyrok. Bo to nie była błahostka. Mój klient nie chciał być poddany katolickim rytuałom podobnie jak pewnie katolik nie chciałby być poddany rytuałom innych religii. 

 autor Monika Adamowska
Źródło Gazeta.pl 



piątek, 22 listopada 2013

Dokumentacja medyczna- źródłem problemów prawnych


Lekarzom szkodzi ich własne brzydkie pismo!

Z kraju; 2013-11-21 [Rzeczpospolita]Fotografia
Przez niechlujną dokumentację medyczną pacjent może stracić zdrowie, ale i łatwiej wywalczy odszkodowanie.
"Niechlujna" i "niewyraźnie napisana" – tymi epitetami najczęściej prawnicy i ubezpieczyciele określają dokumentację medyczną prowadzoną przez lekarzy. Ci zapominają bowiem wpisywać w historii choroby zlecenia na badania, ich wyniki, daty. Niedokładnie też spisują wywiady.
Długie procesy
Może to mieć daleko idące skutki zarówno dla lekarza, szpitala, jego ubezpieczyciela, jak i dla pacjenta. Zwłaszcza w procesie sądowym, który wytacza chory, podejrzewając lekarza o błąd medyczny.
– Dokumentacja jest tu głównym dowodem. Im więcej jest w niej luk, tym pacjent ma większe szanse wywalczyć odszkodowanie – zauważa Katarzyna Przyborowska, radca prawny prowadząca sprawy o błędy medyczne. Jako przykład podaje brak wpisu w historii leczenia wyników badań.
– Pacjenci przez pełnomocników podnoszą, że do szkody na zdrowiu doszło, bo nie było badań i lekarz postawił złą diagnozę.  Ten broni się, że badania były. A w dokumentacji jest zapisane ich zlecenie, ale nie ma wyników – mówi mecenas Przyborowska.
Co więcej, źle prowadzona dokumentacja wydłuża proces cywilny o odszkodowanie za błąd medyczny lub karny o narażenie życia lub zdrowia pacjenta.  Zazwyczaj trwają kilka lat. Prawnicy zajmujący się błędami medycznymi wielokrotnie podkreślają, że często biegli mają trudności z wydaniem opinii na podstawie „dziurawej" dokumentacji.
Śmierć pacjenta
Lekarz, prowadząc niedokładnie dokumentację, ułatwia pacjentowi wygraną w sądzie, ale przede wszystkim może go skrzywdzić.
– Znany mi jest przypadek, gdy lekarz wypisał zlecenie w dokumentacji na rentgen pacjentowi z bólem barku zamiast wysłać go na EKG. Przez to nie dało się zdiagnozować zawału – mówi  Elżbieta Rusiecka-Kuczałek, przewodnicząca okręgowego sądu lekarskiego warszawskiej izby.
Zmorą pacjentów i aptekarzy są też niewyraźne recepty.
– To może prowadzić do tragedii. W jednym z  przypadków aptekarz błędnie odczytał nazwę leku, podał inny i w efekcie pacjent zmarł – ostrzega Waldemar Truszkiewicz z Polskiego Towarzystwa Medycyny Ubezpieczeniowej. Podkreśla, że lekarze muszą sobie uświadomić, iż nie prowadzą dokumentacji tylko dla siebie. Często analizuje ją później kilka instytucji, m.in. ZUS, NFZ, sąd czy ubezpieczyciel.
Personel medyczny, prowadząc niedokładnie dokumentację, łamie kilka przepisów. Podstawowe mieszczą się w rozporządzeniu ministra zdrowia o dokumentacji medycznej. Dają szczegółowe wytyczne, jak prowadzić historię choroby. Do dokładnego opisu stanu zdrowia chorego zobowiązuje także ustawa o prawach pacjenta oraz kodeks etyki lekarskiej.
Krystyna Barcik, dyrektor Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala w Legnicy, przyznaje, że większą wagę do dokumentacji przykładają młodzi lekarze.
– Oni uczą się, że musi być dokładna. Starsi koledzy nie są przyzwyczajeni do takiego formalizmu, dlatego zdarza się, że ich wpisy są jednozdaniowe –  mówi dyrektor Barcik.
Katarzyna Przyborowska zauważa jeszcze jedną zależność.
– Najlepiej dokumentację prowadzą lekarze w prywatnych klinikach dentystycznych. Tam pacjenci płacą im duże pieniądze za usługi, chcą się więc zabezpieczyć przed ewentualnymi roszczeniami – mówi Przyborowska.
W szpitalu publicznym natomiast w razie ewentualnego procesu odpowiedzialność za złą dokumentację ponosi szpital, a odszkodowanie płaci jego ubezpieczyciel. ("Rzeczpospolita")


środa, 20 listopada 2013

Programy lekowe

Informacja prasowa w związku z opublikowaniem projektu zarządzenia Prezesa NFZw sprawie programów lekowych

W związku z obwieszczeniem Ministra Zdrowia z dnia 25 października 2013 r. w sprawie wykazu refundowanych leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych (DzUrz Ministra Zdrowia, poz. 42) Centrala Narodowego Funduszu Zdrowia przedstawia w celu wyrażenia opinii projekt zarządzenia Prezesa NFZ zmieniającego zarządzenie w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów w rodzaju leczenie szpitalne w zakresie programy zdrowotne (lekowe).
Projekt zarządzenia implementuje przepisy obwieszczenia. Zmiany polegają m.in. na dodaniu nowej substancji czynnej - tadafil, do programu lekowego:  Leczenie nadciśnienia tętniczego płucnego oraz dodaniu nowych programów lekowych: Lenalidomid w leczeniu chorych na opornego lub nawrotowego szpiczaka mnogiego; Leczenie płaskonabłonkowego raka narządów szyi i głowy w skojarzeniu z radioterapią w miejscowo zaawansowanej chorobie; Leczenie wysoko zróżnicowanego nowotworu neuroendokrynnego trzustki; Indukcja remisji wrzodziejącego zapalenia jelita grubego (WZJG).
Fundusz oczekuje na uwagi i opinie odnośnie do przepisów projektowanego zarządzenia w zakresie wprowadzonych zmian.
Opinie do projektu zarządzenia można nadsyłać do Funduszu do 3 grudnia 2013 r. na adres e-mail: sekretariat.dgl@nfz.gov.pl.
rzecznik prasowy Andrzej Troszyński

Źródło NFZ

Nieopłacanie składek przez pracodawcę a sytuacja prawna pracownika

Coraz częściej słychać o przypadkach kiedy lekarze czy szpitale odmawiają udzielenia pomocy w związku z tym, że pacjent nie jest ubezpieczony. Weryfikacja tego faktu jest w chwili obecnej łatwiejsza w związku z wprowadzeniem eWUŚ-ia (elektroniczna Weryfikacja Uprawnień Świadczeniobiorców). Pracownicy obawiają się, że w przypadku nieodprowadzania składek przez pracodawców, do których są zobowiązani oni również nie otrzymają świadczeń zdrowotnych. Pytanie zasadnicze w związku z tym brzmi jakie są skutki niepłacenia składek do ZUS przez pracodawców oraz co uprawniony może w takiej sytuacji zrobić.
Należy przede wszystkim pamiętać, że pracodawca jest płatnikiem i tylko wyłącznie on jest zobowiązany do wpłacania składek. ZUS nie może żądać wpłaty od pracownika, gdyż z jego wynagrodzenia zostały potrącone odpowiednie składki. W tym stosunku zatem pracodawca jest dłużnikiem wobec ZUS.
Nieopłacenie składek przez pracodawcę nie powoduje, że nie jesteśmy objęci ubezpieczeniem zdrowotnym. W związku z tym nie powinniśmy być przez to pozbawieni opieki medycznej. Inaczej jest w przypadku, gdy mimo że jesteśmy zatrudnieni pracodawca nie zgłosił tego faktu do ZUSu. Taka sytuacja niestety spowoduje, że niezarejestrowanemu pracownikowi zostanie odmówiona pomoc lekarska.
Oczywiście ten stan nie jest zgodny z przepisami prawa. Pracodawca może być w związku z tym narażony na szereg konsekwencji. ZUS może podjąć szereg działań. Po pierwsze za opóźnienie w zapłacie składek zostaną naliczone odsetki. NFZ może także obciążyć pracodawcę wszelkimi kosztami leczenia pracownika, za którego nie odprowadził składek. ZUS ma ponadto możliwość wystąpienia do sądu o nałożenie grzywny do wysokości 5 000 zł. Nieuczciwemu pracodawcy, który uporczywie lub złośliwie nie dopełnia swego obowiązku opłacania składek, grożą również sankcje karne – podlega on karze pozbawienia wolności do lat dwóch. Zostanie on także wykluczony z wszelkich postępowań o udzielenie zamówienia publicznego, a ponadto kwota należna od niego może być ściągnięta przez komornika w postępowaniu egzekucyjnym.
Pracownik może oczywiście sam uzyskać informacje w placówce ZUS, czy pracodawca opłaca składki. W przypadku wiadomości o nieprawidłowościach pracownik może wezwać ZUS do interwencji w tej sprawie. O pomoc w kontroli można zgłosić się także do Państwowej Inspekcji Pracy oraz domagać się swoich praw przed sądem pracy.
Mimo braku obowiązku opłacania składek przez pracowników warto interesować się sprawami, które nas dotyczą i korzystać z instrumentów, które prawo oraz państwo nam stwarza.
[źródło: ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych, ustawa o działalności leczniczej, kodeks pracy, kodeks karny]

Agnieszka Sowińska
konsultant prawny

piątek, 15 listopada 2013

Kolejne wyłudzenia na szkodę NFZ

Dwanaście milionów złotych miał wyłudzić od NFZ zakład opiekuńczo-leczniczy z powiatu hrubieszowskiego na Lubelszczyźnie. Zatrzymano 23 osoby, w tym lekarza - właściciela placówki medycznej. Jak ustaliliśmy, prokuratura musiała być przygotowana na każdą ewentualność. Bo jednoczesne zatrzymanie tak dużej grupy mogło spowodować problemy w funkcjonowaniu placówki, w której przebywają bardzo chorzy pacjenci.
Jak poinformował nas prokurator Romuald Sitarz z Prokuratury Okręgowej w Zamościu, śledczy musieli się do tej akcji dokładnie przygotować, bo w zakładzie leczniczym przebywa około 200 pacjentów, chorych, często w bardzo podeszłym wieku, zniedołężniałych. W gotowości, jak ustaliliśmy, był szpital w Hrubieszowie, ale ostatecznie nikogo nie trzeba było tam przewozić, bo większość zatrzymanych już tam nie pracuje i zatrzymania nie spowodowały większych problemów w ośrodku.

Wpisywano fikcję: że pacjent leży, trzeba go ubierać, karmić, myć

Zarzuty związane z oszustwem na szkodę Narodowego Funduszu Zdrowia i wyłudzeniem refundacji dotyczą lat 2005-2010. Personel medyczny fałszował dokumentację, zaniżając ocenę stanu zdrowia pacjentów przebywających w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Jak mówi prokurator Sitarz, wysokość refundacji z NFZ zależała od stanu "samoobsługi" pacjenta: czy sam je, sam się myje, sam się ubiera, korzysta z toalety. - Zawyżano liczbę pacjentów leżących, którzy rzekomo nie byli samodzielni, a tak naprawdę na przykład sami chodzili do sklepu na zakupy - dodaje Sitarz. W specjalnych kartach wpisywano tak zwaną "zerówkę" - była to informacja, że refundacja powinna być największa, bo pacjent jest całkowicie niesamodzielny.

Główny podejrzany, właściciel ośrodka, przyznał się, że prowadził taką, a nie inną działalność

NFZ przepłacał, bo tak wynikało z dokumentów. Sprawa wyszła na jaw po ustaleniach operacyjnych policji. W sumie, jak wynika z ustaleń śledztwa, bezprawnie wyłudzono 12 milionów złotych. Zatrzymany jest właściciel ośrodka, który pieniądze inwestował m.in. w nieruchomości i fundusze inwestycyjne. Miał też szereg lokat bankowych. Ale zatrzymane są też pielęgniarki i trzech innych lekarzy. Większość przyznała się do winy - wśród nich także pomysłodawca "przedsięwzięcia", Tomasz T. - Przyznał się do prowadzenia takiej działalności - informuje Sitarz. Wszystkim grozi do 10 lat więzienia. W stosunku do głównego podejrzanego prokuratura wystąpiła o 3-miesięczny areszt. Dokonano też zabezpieczenia mienia - głównie majątku zgromadzonego przez Tomasza T. Pieniądze zostaną zwrócone oddziałowi NFZ w Lublinie jako nienależna refundacja.

Źródło Gazeta Wyborcza

77 fałszywych zwolnień lekarskich - lekarz przestępcą

Łódzka Prokuratura Okręgowa oskarżyła 58-letniego lekarza o to, że za łapówki wypisywał fałszywe zaświadczenia. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu w Zgierzu
Obejmuje on wątki wyłączone z dużego śledztwa, w którym zarzuty usłyszało już kilkaset osób, w tym sześciu lekarzy.

58-letni oskarżony jest specjalistą chorób wewnętrznych. Według prokuratury wypisywał zwolnienia osobom, które nigdy nie pojawiły się w jego gabinecie, mimo że z dokumentacji wynika, iż byli jego pacjentami. Wszyscy "chorzy" byli pracownikami sklepów, należących do dużej sieci handlowej.
- Z naszych ustaleń wynika, że od lipca do listopada 2011 roku oskarżony wystawił łącznie 77 niezgodnych z rzeczywistością zwolnień lekarskich - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - W ten sposób pomógł w wyłudzeniu na szkodę ZUS ponad 34 tys. zł. W zamian za wystawianie zaświadczeń przyjął korzyści w kwocie 5,1 tys. zł.

W śledztwie oskarżony przyznał się do zarzutów. Chce się dobrowolnie poddać karze: 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 lata i 1,5 tys. zł grzywny. Jeśli ustaloną z prokuratorem karę zatwierdzi sąd, lekarz będzie musiał oddać także 5,1 tys. zł, które przyjął jako łapówki.
Źródło Gazeta Wyborcza

wtorek, 12 listopada 2013

Błąd w sztuce medycznej a odpowiedzialność cywilno-karna lekarzy – podsumowanie konferencji

Błąd w sztuce medycznej a odpowiedzialność cywilno-karna lekarzy
podsumowanie konferencji, która odbyła się w dniu 5 listopada 2013 r. w Krakowie w
5 Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką

W dniu 5 listopada 2013 r. w Krakowie w 5 Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką odbyła się pierwsza z planowanego cyklu konferencji.
Tym razem zajęliśmy się niezmiernie ważnym tematem, jakim jest błąd medyczny i związana z nim odpowiedzialność cywilna i karna lekarzy.

Prelegentami były radca prawny Aneta Naworska i adwokat Malwina Jarzembska.
Mec. Aneta Naworska przybliżyła samo zjawisko błędu medycznego, omówiła najczęstsze przyczyny jego występowania oraz już szerzej skupiła się na odpowiedzialności cywilnej lekarzy za skutki błędu.
Szeroko omówiona została kwestia zapłaty na rzecz pacjenta zarówno odszkodowania jak i zadośćuczynienia. Skupiono się między innymi na wykazaniu różnic w zakresie odpowiedzialności z uwagi na istotę błędu. Inna opowiedzialność ma miejsce w sytuacji powstania błędu diagnostycznego, a inna w przypadku błędu organizacyjnego. Błędem organizacyjnym będzie np. wycięcie narządu niewłaściwemu pacjentowi. Za taki błąd organizacyjny, jeśli narząd został wycięty zgodnie ze sztuką lekarską, odpowiadać będzie jedynie podmiot medyczny zatrudniający lekarza, sam lekarz zaś odpowiedzialności nie poniesie.
Jednak już w przypadku błędu terapeutycznego dochodzi najczęściej do opowiedzialności solidarnej lekarza z podmiotem go zatrudniającym. Omówione zostały różnice w tej odpowiedzialności z uwagi na różne sposoby zatrudnienia lekarza w podmiocie medycznym. Odpowiedzialność ta układa się różnie, w zależności od tego, czy lekarz zatrudniony jest na podstawie umowy o pracę czy też na kontrakcie.
Ponadto omówiono najciekawsze, w odczuciu prowadzącej, przypadki błędów medycznych z ostatnich lat, które znalazły swój finał na wokandzie sądowej.

Mec. Malwina Jarzembska – skupiła się w swojej prezentacji na przybliżeniu zebranym medykom podstaw prawa karnego. Celem tak poprowadzonego szkolenia było przybliżenie zarówno procedury karnej jak i samego prawa karnego. W sytuacji, gdy lekarz zostanie oskarżony o spowodowanie błędu medycznego, warto znać zarówno swoje prawa, jak i konsekwencje wynikające z jego nieznajomości.
Wstępnie omówiono udział lekarza w postępowaniu karnym jako osoby oskarżonej, niemniej procedura jest tak złożona, że konieczne będzie poszerzenie tego tematu.
Część karna konferncji przyniosła wiele pytań i obaw związanych z coraz bardziej roszczeniowym nastawieniem pacjentów wobec lekarzy.

Jeszcze raz chcemy podkreślić: "Lekarz ma obowiązek leczyć pacjenta zgodnie z aktualną wiedzą medyczną, przy dołożeniu należytej staranności". Leczyć, nie wyleczyć. Analizując dostępne statystyki, należy stwierdzić, iż liczba tzw. "procesów lekarskich" będzie ciągle wzrastać.
Kończąc tym niezbyt entuzjastycznym akcentem, zapraszamy Państwa na kolejną konferencje poświęconą "Dokumenetacji medycznej jako środkowi obrony lekarza w sądzie".
Aneta Naworska

Oskładkowanie umów: szpital nie zapłaci ubezpieczenia za dyżury kontraktowe

ZUS skontrolował umowy na świadczenie usług zdrowotnych (tzw. dyżury kontraktowe), które Wojewódzki Szpital Specjalistyczny nr 3 w Rybniku zawierał z lekarzami i pielęgniarkami, w tym także ze swoimi pracownikami. Zarzucił szpitalowi, że nie odprowadzał od umów zleceń należnych składek na ubezpieczenie.

Czy jednak umowy na świadczenia medyczne, na podstawie których lekarze i pielęgniarki - w wyniku wygranych konkursów - pełnili owe dyżury kontraktowe w szpitalu (z wykorzystaniem szpitalnego sprzętu i aparatury) należy traktować jak umowy zlecenia i odprowadzać za nie zusowskie składki?
Zdaniem ZUS-u
Od czasu wyroku Sądu Najwyższego z 10 grudnia 2004 roku (sygnatura akt III CK 134/04) uważa się, że nie. SN stwierdził w uzasadnieniu, że "umowa o udzielenie zamówienia na świadczenia zdrowotne, o której stanowią art. 35-35a ustawy z 30 VIII 1991 r. o zakładach opieki zdrowotnej i przepisy rozporządzenia Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z 13 VII 1998 roku w sprawie umowy o udzielanie zamówienia na świadczenia zdrowotne, także stanowi umowę nazwaną, do której nie stosuje się z mocy art. 750 k.c. przepisów o zleceniu."
ZUS upierał się jednak, że zawarto typową umowę cywilnoprawną, do której stosuje się, zgodnie z art. 750 kc, przepisy o zleceniu, co w konsekwencji powoduje, że osoba wykonująca taką umowę jest - w świetle art. 8 ust. 2a ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych - pracownikiem. Dlatego też taka umowa podlega obowiązkowym ubezpieczeniom: emerytalnemu, rentowemu, chorobowemu, wypadkowemu, zdrowotnemu.
Ponadto - twierdził ZUS - od przychodu uzyskanego z tytułu umów cywilnoprawnych zawartych z pracownikami szpitala, którzy w ramach umowy na dyżury kontraktowe wykonywali pracę na jego rzecz i pozostają z nim w stosunku pracy trzeba odprowadzić również składki na Fundusz Emerytur Pomostowych.
Sąd podzielił stanowisko szpitala
Spór prawny między ZUS-em a szpitalem w Rybniku rozstrzygnął Sąd Okręgowy w Gliwicach, Ośrodek Zamiejscowy w Rybniku. Szpital reprezentowała Kancelaria Radcowsko-Adwokacka Lege Medicinae Grabowski i Cnota. Istotą sporu była kwestia, czy umowa cywilnoprawna o świadczenie dyżurów kontraktowych jest umową nazwaną czy nienazwaną.

- Przeprowadziłem wywód zmierzający do uwodnienia, że umowa o udzielnie zamówienia na świadczenia zdrowotne jest umową nazwaną, która jest uregulowana w innych przepisach niż przepisy kodeksu cywilnego, co prowadzi do stwierdzenia, że nie stosuje się do niej zapisów kodeksu cywilnego o zleceniu i tym samym nie odprowadza się składek, o których mówił ZUS w wydanej decyzji - opowiada radca prawny Zbigniew Cnota.
- Przedstawiłem także argumenty świadczące o tym, że zakres obowiązków wynikający z umowy o udzielenie zamówienia na świadczenia zdrowotne i umowy o pracę jest całkowicie rozbieżny - dodaje prawnik.
Niedawno zapadł wyrok (jeszcze się nie uprawomocnił). Sąd Okręgowy podzielił argumenty szpitala, że umowa na świadczenie usług zdrowotnych to umowa nazwana, uregulowana przepisami ustawy i rozporządzenia, a więc nie ma do niej zastosowania art. 750 kodeksu cywilnego (do umów o świadczeniu usług, które nie są uregulowane innymi przepisami, stosuje się odpowiednio przepisy o zleceniu).
Nim jednak doszło do pomyślanego dla szpitala rozstrzygnięcia, dyrekcja zarezerwowała środki na ewentualne oskładkowanie umów na świadczenie usług zdrowotnych. Na marginesie warto wspomnieć, że w świetle prawa termin "dyżur lekarski", który pojawiał się w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej, nie jest właściwy, gdyż została ona uchylona ustawą o działalności leczniczej, która weszła w życie 1 lipca 2012 r. Poza tym różnica jest taka, że świadczeniodawców wyłania się obecnie w drodze konkursu na świadczenia zdrowotne.
Pieniądze zostaną w szpitalu, zapłacą lekarze
- Stworzyliśmy rezerwę w kwocie 5 mln zł. Jej wysokość wynika z okresu objętego decyzją ZUS i z liczby lekarzy świadczących usługi zdrowotne tym czasie. U nas na przykład dotyczy to 26 specjalistów, ale w sąsiednim szpitalu - 10. W innych szpitalach mogą to być inne kwoty - mówi Grzegorz Chłodek, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym nr 3 w Rybniku.

Dodaje, że do czasu uprawomocnienia się wyroku nie może rozwiązać rezerwy. Jeśli zaś chodzi o lekarzy, to wszystko wskazuje na to, że na nich spadnie obowiązek odprowadzenia składek za tzw. dyżury kontraktowe w części, jaka przypada na pracobiorców.
Nie jest to jedyna przykra wiadomość dla lekarzy i pielęgniarek. Szykują się zmiany w oskładkowaniu umów. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przygotowało projekt ustawy o zmianie ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych oraz ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, który może niekorzystnie wpłynąć na ich finanse - tak przynajmniej uważa prezydium NRL w stanowisku z 8 listopada 2013 r.
Resort pracy chce zmienić zasady oskładkowania osób pracujących na umowach zleceniach. Tłumaczy, że obecnie w sytuacji, gdy osoba pracuje na kilku umowach, pracodawca płaci składki jedynie od najniższej z nich. Efekt? Niski poziom składek emerytalnych wpływających na konto pracownika, a co za tym idzie - w przyszłości - niższa emerytura.
Dlatego ministerstwo proponuje, by pracownik pracujący na kilku umowach zleceniach odprowadzał składki od wysokości wynagrodzenia minimalnego. Obecnie jest to 1600 zł. Dzięki temu tak zatrudniona osoba będzie mogła w przyszłości liczyć na wyższą emeryturę - przekonuje MPiPS.
NRL: próba ratowania finansów ZUS
Prezydium NRL (mimo że nie zwrócono się do samorządu lekarskiego o skonsultowanie projektu) zajęło stanowisko w tej sprawie. Jest zdania, że "zmuszanie tych osób do obligatoryjnego ponoszenia większych obciążeń nie jest uzasadnione troską o zabezpieczenie emerytalne i rentowe tych osób, lecz stanowi doraźną próbę poprawienia trudnej sytuacji finansowej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych".

NRL wyjaśnia, że w projekcie chodzi o zobowiązanie osób uzyskujących przychód z kilku umów zleceń do odprowadzania składek na ubezpieczenie społeczne w wysokości nie mniejszej, niż obliczona dla podstawy wymiaru składki równej kwocie minimalnego wynagrodzenia.
Samorząd lekarski przypomina, że "w sektorze ochrony zdrowia znaczna część osób wykonujących zawody medyczne pracuje na podstawie umów cywilnoprawnych, co oznacza, że wprowadzenie w życie takiego mechanizmu skutkowałoby zwiększeniem obciążeń finansowych tych osób. Obecne regulacje pozwalają osobom uzyskującym przychód z tytułu kilku umów o pracę dobrowolnie odprowadzać składki na ubezpieczenie społeczne w zakresie szerszym, niż minimalnie wymagany" - czytamy w stanowisku prezydium NRL
"Osoby uzyskujące przychody z kliku umów zlecenia to z reguły osoby przedsiębiorcze, które świadomie podejmują decyzje dotyczące swego zabezpieczenia emerytalnego i rentowego. Zmuszanie ich do obligatoryjnego ponoszenia większych obciążeń nie jest uzasadnione troską o zabezpieczenie emerytalne i rentowe" - uważa prezydium NRL.

MZ: dojdzie do zmniejszenie wpływów z tytułu składki zdrowotnej
Ministerstwo Zdrowia w ramach konsultacji wyraża pogląd, że należy uzupełnić uzasadnienie projektu o analizę zmniejszenia wpływu z tytułu składek na ubezpieczenie zdrowotne spowodowane obniżeniem podstawy jej wymiaru, w szczególności w zakresie umów zleceń, w których kwoty wynagrodzeń nie przekraczają minimalnego wynagrodzenia za pracę (wraz z przychodami z innych tytułów do objęcia ubezpieczeniem zdrowotnym).

Resort zdrowia alarmuje, że "zmniejszenie wpływów z tytułu składki zdrowotnej ma zasadnicze znaczenie dla rzetelnego kształtowania planu finansowego NFZ i planowania całej polityki zdrowotnej państwa w zakresie gwarantowanych świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych."

(Źródło Ryszard Rotaub/Rynek Zdrowia | 12-11-2013 )

poniedziałek, 28 października 2013

Śmierć pnia mózgu

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz zwrócił się z pismem do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza w sprawie kryteriów i sposobu stwierdzania trwałego nieodwracalnego ustania czynności mózgu.
W związku z wypowiedziami, które padły na sympozjum zorganizowanym przez Polskie Towarzystwo Anestezjologii i Intensywnej Terapii, które odbyło się w dniach 3-5 października 2013 r. w Poznaniu, krytykujące kryteria zawarte w obwieszczeniu ministra zdrowia z 17 lipca 2007 r. w sprawie kryteriów i sposobu stwierdzania trwałego nieodwracalnego ustania czynności mózgu, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej zwrócił się do ministra zdrowia o podjęcie niezwłocznych działań zmierzających do rozwiązania powstałych wątpliwości.
Jak podaje TVN 24, wiceminister zdrowia Krzysztof Chlebus stwierdził, iż obecne przepisy dotyczące orzekania śmierci mózgu są bardzo jednoznaczne.

piątek, 25 października 2013

Dyrektywa w sprawie transgranicznej opieki zdrowotnej

W dniu dzisiejszym wchodzi w życie Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2011/24/UE z dnia 9 marca 2011 r. w sprawie stosowania praw pacjentów w transgranicznej opiece zdrowotnej.
Celem niniejszej dyrektywy jest ustanowienie zasad ułatwiających dostęp do bezpiecznej transgranicznej opieki zdrowotnej o wysokiej jakości w Unii, zapewnienie mobilności pacjentów zgodnie z zasadami ustalonymi przez Trybunał Sprawiedliwości i promowanie współpracy w zakresie opieki zdrowotnej między państwami członkowskimi, z pełnym poszanowaniem kompetencji państw członkowskich w zakresie określania świadczeń zdrowotnych z tytułu zabezpieczenia społecznego, organizacji i świadczenia opieki zdrowotnej i medycznej oraz organizacji i udzielania świadczeń z tytułu zabezpieczenia społecznego, w szczególności świadczeń chorobowych.
Niniejsza dyrektywa powinna mieć zastosowanie do poszczególnych pacjentów, którzy decydują się skorzystać z opieki zdrowotnej w innym państwie członkowskim niż państwo członkowskie ubezpieczenia
Jak podkreśla się w preambule Dyrektywy przepływy pacjentów między państwami członkowskimi są ograniczone i oczekuje się, że takie pozostaną, jako że ogromna większość pacjentów w Unii korzysta i woli korzystać z opieki zdrowotnej we własnym kraju. Jednak w określonych okolicznościach pacjenci mogą starać się o korzystanie z pewnych form opieki zdrowotnej w innym państwie członkowskim.
Dyrektywa ma zastosowanie do świadczenia opieki zdrowotnej na rzecz pacjentów, niezależnie od tego, jak jest ona zorganizowana, udzielana i finansowana. 

Mateusz Kończal
prawnik 

czwartek, 24 października 2013

Kilka podstawowych danych o danych (osobowych).

Kto ma obowiązek chronić dane osobowe? Co do zasady każdy, kto takie dane osobowe przetwarza. Jednak nie każdy ma już obowiązek informować o tym fakcie Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (GIODO) i rejestrować powstały zbiór.
Ale zacznijmy od początku. Czym są dane osobowe? Kogo dotyczą dane osobowe? Czy osoba prawna ma dane osobowe? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań dotyczących danych osobowych należy szukać w ustawie o ochronie danych osobowych (ustawa). Dane osobowe to nic innego, jak nasze imię, nazwisko, data urodzenia, numer PESEL, ale także nasz stan zdrowia, nałogi, preferencje seksualne, poglądy polityczne czy przekonania religijne, dane dotyczące skazań, orzeczeń o ukaraniu i mandatów karnych. Pierwsza grupa wskazanych danych to niejako zwykłe, podstawowe dane osobowe, druga zaś nosi miano danych wrażliwych, co do przetwarzania których zostały przewidziane znaczne obostrzenia ustawowe. Dane osobowe są to więc wszelkie informacje, dotyczące zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej; informacje, dzięki którym moglibyśmy wskazać konkretną osobę, moglibyśmy określić bezpośrednio lub pośrednio jej tożsamość, w szczególności przez powołanie się na numer identyfikacyjny albo jeden lub kilka specyficznych czynników określających jej cechy fizyczne, fizjologiczne, umysłowe, ekonomiczne, kulturowe lub społeczne i nie wymagałoby to od nas nadmiernych środków, czasu czy kosztów. Jak łatwo zauważyć dane osobowe dotyczą tylko osób fizycznych, a nie spółek, szkół, banków itp.
Dane osobowe objęte są ochroną prawną w sytuacji, w której są przetwarzane. Przetwarzanie danych ustawa definiuje zaś jako jakiekolwiek operacje wykonywane na danych osobowych, takie jak zbieranie, utrwalanie, przechowywanie, opracowywanie, zmienianie, udostępnianie i usuwanie, a zwłaszcza te, które wykonuje się w systemach informatycznych. Wszelkie więc tego typu operacje na wyżej opisanych danych, objęte są szczególnym reżimem prawnym i ochroną. Dodatkowo można powiedzieć, że ochrona dotyczy niejako operacji „komercyjnych, publicznych”, gdyż ustawa nie znajduje już zastosowania do zabiegów na danych dokonywanych przez osoby fizyczne, które przetwarzają dane wyłącznie w celach osobistych lub domowych.
Jeżeli więc prowadzimy firmę i chcemy stworzyć sobie bazę klientów, z ich adresami, nazwiskami, numerami telefonów itp., to musimy spełnić choć jedną z przesłanek legalnego przetwarzania danych. Legalne będzie zbieranie przez nas nazwisk, ich utrwalanie czy przechowywanie, tylko wtedy, jeśli przykładowo osoba, której dane dotyczą, wyrazi nam na takie przetwarzanie zgodę. Zgoda danej osoby zdaje się być najczęstszą formą legalnego przetwarzania danych osobowych. Jednakże warto wiedzieć, że przetwarzanie danych osobowych będzie legalne również w sytuacji, gdy co prawda brak jest zgody osoby zainteresowanej, ale przetwarzanie danych jest konieczne do realizacji umowy, gdy osoba, której dane dotyczą, jest jej stroną lub gdy jest to niezbędne do podjęcia działań przed zawarciem umowy na żądanie osoby, której dane dotyczą albo też przetwarzanie jest niezbędne dla wypełnienia prawnie usprawiedliwionych celów realizowanych przez administratorów danych albo odbiorców danych, a przetwarzanie nie narusza praw i wolności osoby, której dane dotyczą. Przykładem takiego usprawiedliwionego celu jest marketing bezpośredni własnych produktów lub usług administratora danych lub dochodzenie roszczeń z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej.
Kiedy mamy już zebrane zgodnie z prawem dane osobowe, to pojawia się cały szereg obowiązków związanych z administrowaniem takimi danymi. Przede wszystkim administrator danych osobowych, czyli osoba odpowiedzialna za przetwarzane dane, jest obowiązany stosować środki techniczne i organizacyjne zapewniające ochronę przetwarzanych danych osobowych odpowiednią do zagrożeń oraz kategorii danych objętych ochroną. Ponadto jednym z obowiązków takiego administratora jest zgłoszenie powstałego zbioru danych do rejestracji GIODO, który jest centralnym organem do spraw ochrony danych osobowych. GIODO w procesie rejestracji bada, czy przetwarzanie danych było/jest zgodne z prawem i przewidzianymi w ustawie zasadami oraz czuwa nad wypełnianiem obowiązków przez administratorów. Jednak nie każdy administrator musi dokonać rejestracji stworzonego przez siebie zbioru danych do GIODO. Ustawa przewiduje w tym zakresie szereg wyłączeń. Powodowane jest to różnymi okolicznościami, przykładowo ochroną informacji niejawnych, czego wyjaśniać nie trzeba lub też wiązałoby się z koniecznością ciągłego zgłaszania zbiorów. W tym drugim przykładnie mowa m.in. o administratorach danych przetwarzanych w związku z zatrudnieniem u nich, świadczeniem im usług na podstawie umów cywilnoprawnych, a także dotyczących osób u nich zrzeszonych lub uczących się, czy też danych dotyczących osób korzystających z ich usług medycznych, obsługi notarialnej, adwokackiej, radcy prawnego, rzecznika patentowego, doradcy podatkowego lub biegłego rewidenta. Innymi słowy podmiot prowadzący szpital i sporządzający kartoteki/ dokumentację pacjentów, czy też radca prawny prowadzący kancelarię prawniczą i posiadający imienną listę klientów z adresami, telefonami, e-mailami są zwolnieni z obowiązku rejestracji zbioru danych osobowych. Powyższe wynika z faktu, że niewątpliwie wiązałoby się to z ogromnymi uciążliwościami i w zasadzie z codzienną rejestracją/aktualizacją powstałego zbioru. Oczywiste jednak jest to, że choć prawnik czy SPZOZ nie ma obowiązku zgłaszania zbioru do GIODO, to jednak ciążą na nim wszelkie wymogi zapewnienia bezpieczeństwa przetwarzania takich danych, często danych wrażliwych, wymagających szczególnego „traktowania”.

Katarzyna Mikołajczyk
Aplikant Radcowski

środa, 23 października 2013

Recepty europejskie

Lekarze na prośbę pacjenta będą mogli wystawić receptę do zrealizowania za granicą. Ministerstwo Zdrowia skierowało wczoraj do konsultacji społecznych projekt zmian rozporządzenia w sprawie recept lekarskich. Ma on dostosować druki recept do dokumentów europejskich.
Zaproponowane przepisy stanowią, że europejską receptę wystawi w Polsce lekarz wyłącznie na prośbę pacjenta. Nie będzie miał jednak prawa przepisać specyfików oznaczone kodem Rpw., czyli leków psychotropowych.
Projekt noweli rozporządzenia przewiduje, że receptę transgraniczną pacjent z innego kraju wykupi w Polsce tylko za pełną odpłatnością. Ta sama zasada będzie obowiązywać Polaków. Nie zrealizują zatem recepty ze zniżką za granicą.
Już 25 października we wszystkich krajach Unii Europejskiej zaczyna obowiązywać dyrektywa transgraniczna (2011/24/UE). Dzięki niej pacjent będzie mógł dostać od lekarza receptę w jednym kraju członkowskim i zrealizować ją w drugim. ("Rzeczpospolita")

poniedziałek, 21 października 2013

Z prawnikiem przy kawie o odpowiedzialności za szkody wyrządzone przy porodzie

Informujemy, iż nie ma już wolnych miejsc na spotkanie z cyklu "Z prawnikiem przy kawie o odpowiedzialności za szkody wyrządzone przy porodzie", które odbędzie się w dniu 24 października 2013r.
Osoby zainteresowane spotkaniem a  którym nie udało się zgłosić prosimy o kontakt mailowy: sekretariat@knmp.pl, postaramy się zorganizować dodatkowe spotkanie w innym terminie.

Na kim spoczywa obowiązek dostarczania do ZUS zwolnień lekarkich? (ZUS ZLA)

Dowodem, który stwierdza czasową niezdolność do pracy z powodu choroby lub pobytu w stacjonarnym zakładzie opieki zdrowotnej, konieczności osobistego sprawowania przez ubezpieczonego opieki nad chorym dzieckiem lub członkiem rodziny jest zaświadczenie lekarskie wystawione na formularzu ZUS ZLA.
Kwestia wystawiania przez lekarzy zaświadczeń została uregulowana głównie w ustawie o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych prowadzi rejestr lekarzy, którzy zostali upoważnieni przez organ w drodze decyzji administracyjnej do wydawania zaświadczeń lekarskich.

Art. 58 ust. 1 ustawy stanowi:
1. Zaświadczenie lekarskie wystawia się z dwiema kopiami:
1) oryginał zaświadczenia lekarskiego wystawiający zaświadczenie przesyła, w ciągu 7 dni od dnia wystawienia zaświadczenia, bezpośrednio do terenowej jednostki organizacyjnej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych;
2) pierwszą kopię zaświadczenia lekarskiego otrzymuje ubezpieczony;
    3) drugą kopię wystawiający zaświadczenie przechowuje przez okres 3 lat.

Wykładnia językowa tego przepisu może sugerować, że każdy lekarz, który jest upoważniony do wystawiania zaświadczeń lekarskich, jest zobowiązany sporządzić je w dwóch kopiach i w ciągu 7 dni od tej czynności dostarczyć oryginał indywidualnie do terenowej jednostki organizacyjnej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a kopię przechować przez 3 lata.
Sprawa obowiązków lekarzy, które wynikają z przepisu art. 58 ust 1. ustawy była przedmiotem badań Trybunału Konstytucyjnego. Zdaniem składu orzekającego, aby prawidłowo odczytać treść normatywną art 58 ust.1 i 3 trzeba wziąć pod uwagę całokształt przepisów prawnych odnoszących się do lekarzy i podmiotów leczniczych.
Jak podkreślił, nie powinno budzić wątpliwości, że wysyłanie zaświadczeń i ich przechowywanie należą do obowiązków pracodawcy. Nie zmienia tego fakt indywidualnego upoważnienia lekarza do wystawiania takich zaświadczeń, odpowiada on osobiście za treść i potwierdza jego prawdziwość oraz zgodność ze stanem faktycznym.
Obowiązek prowadzenia, przechowywania i udostępniania dokumentacji medycznej, a także zapewnienie ochrony danych, które zawiera ustawodawca w ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta nałożył na podmioty udzielające świadczeń zdrowotnych.
Według tego, co ustanowił Trybunał Konstytucyjny zakład pracy lekarza jest obowiązany właściwie zabezpieczyć tryb postępowania związany z obiegiem, gromadzeniem i przechowywaniem dokumentów, aby uniemożliwić wyjawienie informacji zawartych w tej dokumentacji. Obowiązek ten dotyczy także przekazywania zaświadczeń lekarskich do właściwej jednostki ZUS.
W związku z czym, w świetle całokształtu przepisów regulujących pozycję i obowiązki lekarzy, brak jest podstaw do interpretacji art 58 ust. 1 ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa, stwierdzającej indywidualny obowiązek lekarzy do dostarczania zaświadczeń lekarskich do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Jest to obowiązek spoczywający na podmiocie leczniczym, który jest odpowiedzialny za organizację systemu udzielania zaświadczeń lekarskich, a także za prowadzenie, przechowywanie i udostępnianie informacji dokumentacji medycznej, do której należy zaświadczenie lekarskie.

  1. ustawa z dnia 25 czerwca 1999 r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa (Dz.U. Z 2010 r. Nr 77, poz 512 ze zm.),
  2. ustawa z dnia 6 listopada 2008r o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta (Dz.U. Nr 145, poz 1219),